3 maja 2024

loader

Gdy trwoga…

Nie jeden raz wspominam mojego szkolnego katechetę ks. Józefa Gucwę, późniejszego biskupa w diecezji tarnowskiej, i pełne smutku jego słowa: „Gdy lekcje religii odbywały się w kaplicy, to z uwagą w nich uczestniczyliście, teraz gdy są w szkole, zajmujecie się wszystkim innym, prócz aktywnego w nich udziału.” I zastanawiam się, czy na taką opinię, i szereg innych głębszych refleksji o współczesnej Polsce, stać władze Kościoła w naszym kraju.

Wszyscy trzeźwo myślący, bez względu światopogląd i polityczne sympatie, doświadczenia życiowe i stan zaangażowania w sprawy publiczne, mają świadomość poważnej roli Kościoła Rzymsko-Katolickiego w Polsce. Dotyczy to nie tylko sensu stricto wiary i ewangelicznej misji Kościoła, ale także jego mniejszego lub większego wpływu na prawie wszystkie dziedziny życia. Abstrahując od bardzo różnej oceny tego oddziaływania, nasuwa się oczywiste stwierdzenie, że zachodzą w życiu narodu takie sytuacje, gdy wyraźny głos Kościoła jest oczekiwany. A obecnie co najmniej z dwóch powodów, sytuacji społeczno-politycznej w kraju i z uwagi na fakt, iż licząca się część hierarchii kościelnej, poprzez wcześniejsze działanie bądź zaniechanie do takiej właśnie sytuacji, pośrednio lub nawet bezpośrednio, doprowadziła.
Wcześniejsze doświadczenie już istnieje, gdyż pod koniec lat 80. Kościół zaangażował się w rozwiązanie ówczesnego poważnego konfliktu społecznego, będąc także współtwórcą i współuczestnikiem Okrągłego Stołu w duchownych osobach Bronisława Dąbrowskiego i Alojzego Orszulika, jako przedstawicieli strony kościelnej. W tym kontekście, zawsze moje wielkie zdziwienie wywoływało grobowe wręcz milczenie Episkopatu, gdy wygłaszane były opinie, że przy tym historycznym meblu dokonano m. in. zdrady narodowej wobec Polski. Należy jednak wiedzieć, że w tamtym czasie pozycja Kościoła, z bardzo wielu przyczyn, była nieporównywalna do obecnej. Dziś Kościół poważnie osłabił swoje wpływy, nie z powodu narastających procesów laicyzacyjnych, otwarcia Polski na świat, czy też porządku demokratycznego i wolności mediów. Nie mam zamiaru wymieniać tu, powszechnie zresztą znanych, wszystkich jego grzechów po spożyciu jabłka zatrutego kapitalistycznymi możliwościami i wartościami oraz szansą na sojusz ołtarza z państwem.
Równie ważną kwestią jest fakt, iż ta niemoc wynika także z rozpadu jedności tak w gremiach kierowniczych, jak też wśród wyznawców Kościoła. Zjawisko powyższe ma charakter wyjątkowy w polskiej tradycji, ale również z uwagi na hierarchiczną strukturę tej instytucji, acz podziały na bardziej lub mniej konserwatywnych zawsze w Episkopacie istniały. W wyniku powyższej sytuacji, już nie dyskutuje „kościół krakowski” z pozostałym, tylko Radio Maryja, z grupą popierających je zwierzchników, nadaje ton. Podział ten – nie za boską sprawą, a w wyniku gry politycznej – przełożył się w poważnej mierze na aktualne rozwarstwienia partyjne Polaków, a w dalszej konsekwencji na dezintegrację społeczną. Koronnym beneficjentem nie jest tu, acz pozornie na to wygląda, ksiądz Rydzyk a partia Jarosława Kaczyńskiego, która przez tzw. dobrą zmianę dewastuje system demokratyczny i świadomość historyczną Polaków. W swoich politycznych poczynaniach PiS wykorzystuje w pełni i na różne sposoby tradycyjne przywiązanie wielu mieszkańców tej ziemi do Kościoła, które w rękach Kaczyńskiego staje się przedmiotem politycznej manipulacji. Należy również przypomnieć początek 2007 roku, kiedy nie zawahał się ingerować nawet w decyzje papieża, jak to miało miejsce, w formie wręcz linczu, przy sprawie arcybiskupa Stanisława Wielgusa. Dotyczyło to zresztą nie tylko osoby arcybiskupa, ale także tych wszystkich w polskim kościele, którzy odważyli się mieć inne zdanie niż narzucona narracja PiS. Broń, jakimi są lustracja i wierne media, wykorzystana wtedy, ma swoje bardzo długie ostrze, i może być użyta przez rządzących zawsze i przeciw każdemu, potencjalnemu wrogowi.
Nadto należy pamiętać o stałej dążności Kościoła do poszerzania wpływów na całokształt życia człowieka, często poprzez wykorzystanie nie tyle praw boskich, a państwowych przyzwoleń, represyjnych poczynań i ustaw. A w tej materii Episkopat ma sporo spraw do załatwienia z PiS-owskim Sejmem i rządem, a taka wymiana usług wymaga często kapitulacji. A tak a propos grzechów, to wszyscy obecnie rządzący, ze swoim codziennym szkodnictwem, kłamstwami, matactwami, krętactwem, pazernością na posady i medialnym wyznawaniem wiary, powinni długie godziny klęczeć przy konfesjonałach, a całą wieczność pokutować.
W tej sytuacji nie dziwią słowa ks. Adama Bonieckiego („GW” – 2-3.09.2017): „Sprawa Trybunału Konstytucyjnego to właśnie zagadnienie z kategorii moralnych, a nie wyłącznie proceduralnych. Kościół miał obowiązek ocenić moralną stronę wydarzeń. Co więcej, mógł zaznaczyć swoją odrębność wobec obu stron sporu, akcentując, że Platforma popełniła pierwszy błąd, ale to, co zrobił PiS, było podeptaniem fundamentów życia demokratycznego. W maju tego roku kraj trząsł się w posadach, a Episkopat wydał list na 100-łecie objawień w Fatimie. Fatima jest ważna, ale w tym przypadku należało się jednak skupić na aktualnym kryzysie państwa. To bardzo niedobry moment, ponieważ Kościół przestał być autorytetem moralnym. Ludzie przestali się nim przejmować, nawet jeśli chodzą na mszę czy posyłają dzieci na religię. Kapitał zaufania zdobyty w czasie PRL-u jest w tej chwili trwoniony. Trudno będzie go odzyskać.”
Zaniepokojenie i krytyczny osąd aktualnej sytuacji w Polsce rządzonej przez PiS wyraził także w telewizyjnej rozmowie biskup Tadeusz Pieronek, nazywając łajdactwem każde złamanie konstytucji. Prymas Wojciech Polak na Jasnej Górze, w obecności najwyższych władz państwowych, mówił o konieczności szanowania porządku i ładu konstytucyjnego, natomiast przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki podziękował prezydentowi RP Andrzejowi Dudzie za postawę zajętą w sprawie ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Nadto „W kwestii gościnności wobec uchodźców i migrantów – mówił arcybiskup – kierunek chrześcijaninowi ukazuje Jezus, a nie postanowienia polityki, ekonomii czy kultury. Jezus zaś mówi: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie”.
Czy to wszystko oznacza początek trwałego procesu wstrzemięźliwość Episkopatu wobec politycznych zamiarów Kaczyńskiego? Czy jest szansa aby ta dramaturgia wydarzeń objęła większość hierarchów, a co za tym i Ludu Bożego w Polsce? Czy jest nadzieja na ważący i pełen troski głos Kościoła w jakże obecnie skomplikowanej sytuacji w naszym kraju? A może to tylko gra, w której ostatnio postawiono na żarliwą wiarę prezydenta, jako szansę realizacji interesów tej instytucji. Po owocach to poznamy.
Przywołany w tytule fragment popularnego powiedzenie: „Gdy trwoga to do Boga” oznacza tylko tyle, że w interesie wszystkich myślących Polaków, ruchów obywatelskich, partii opozycyjnych, ale również polskiego Kościoła Katolickiego jest przywrócenie normalności w Polsce. Kościół we własnym, także perspektywicznym interesie, powinien być zainteresowany powrotem ludu toruńskiego i smoleńskiego, czyli pisowskiego, na łono ewangelicznych pryncypiów.

trybuna.info

Poprzedni

O awans muszą jeszcze powalczyć

Następny

Bolesław Prus, czyli nowoczesność w starych księgach