Szewc Fabisiak miał nadzieję, że w końcu uda mu się odczepić od tematu imigrantów. Nic tych rzeczy. Temat ten jest i jeszcze długo będzie aktualny. Imigranci bowiem byli, są i będą.
Unia Europejska oraz poszczególne jej państwa członkowskie starają się na różne sposoby przeciwdziałać napływowi imigrantów przede wszystkim z Afryki. Podejmowane są różne decyzje i inicjatywy, lecz mimo to problem ten pozostaje wciąż nierozwiązany i, jak twierdzi szewc Fabisiak, nie będzie rozwiązany dopóki nie zostaną usunięte przyczyny masowej migracji. Tymczasem działania podejmowane w tym kierunku to nie tyle pół-, lecz nie całe ćwierć środki. Jednym z takich przykładów było przeznaczenie w 2020 r. przez Światowy Program Żywnościowy ONZ kwoty 54 milionów euro na pomoc dla Sudanu. Wprawdzie uratowało to od głodu i niedożywienia ok. 1,1 miliona ludzi, jednak potrzebujących w tym czasie pozostało tam jeszcze 8,5 miliona.
Z kolei Unia Europejska bezustannie główkuje nad tym w jaki sposób zahamować przemieszczanie się ludzi z Afryki do Europy. Szewc Fabisiak przypomina, że w czerwcu UE usiłowała zawrzeć z Tunezją, z którego to kraju skąd przybywa najwięcej imigrantów (według danych włoskiego MSW, od początku bieżącego roku przypłynęło na łodziach ponad 75 tys. osób tj. ponad dwukrotnie więcej w porównaniu z rokiem ubiegłym) umowę mającą powstrzymać imigrację. W zamian za uszczelnienie granicy morskiej Unia zadeklarowała rozważenie możliwości przekazania 1 275 milionów euro. Przypominało to negocjacje naciągacza z osobą naciąganą. Zrób to czego od ciebie oczekuję a ja ci ewentualnie zapłacę. Nic dziwnego więc, że tunezyjski prezydent Kais Saied nie dał się nabrać na ten numer i oświadczył, że Tunezja nie zamierza być strażą graniczną UE.
Po tej pierwszej nieudanej próbie w połowie lipca podjęto kolejną. Tym razem nie składano już mglistych obietnic, lecz wystartowano z konkretami. Oczywiście finansowymi oferując pakiet w postaci 900 milionów euro na wsparcie tunezyjskiej gospodarki oraz zapowiedziano dalsze 105 milionów na działania zmierzające do powstrzymania emigracji. W sumie jest to co prawda nieco mniej niż początkowo przyobiecane 1 275 milionów, jednak są to jakieś konkrety. Ponadto dla Tunezji ważniejsze jest wsparcie dla będącej w nie najlepszym stanie gospodarki niż organizowanie przybrzeżnych patroli.
Starając się spełnić unijne wymogi władze w Tunisie znalazły najprostsze, nie wymagające finansowych nakładów, wyjście. Postanowiono mianowicie na siłę wypchnąć afrykańskich emigrantów na granice z sąsiednimi państwami. W ten sposób około 800 osób znalazło się na przylegającej do Libii pustyni natomiast inni zostali przerzuceni na granicę z Algierią. Nie potrzeba zbyt wielkiej wyobraźni, aby uzmysłowić sobie jak ciężko jest przeżyć w środku lata na afrykańskiej pustyni w dodatku bez dostępu do wody pitnej. Jednak i osoby pozostające w Tunezji nie mają lekkiego życia. Często narażani są na przemoc ze strony przestępczych gangów. Uchodźca z Nigerii opowiada o tym jak mafia wdarła się do jego domu, zabrała mu telefon komórkowy oraz wszystkie pieniądze.
Deal pomiędzy Unią Europejską i Tunezją jest krytykowany z różnych pozycji. Pryncypialni demokraci uważają, że nie należy wchodzić w układy z prezydentem, który w swoim kraju wprowadził dyktatorskie rządy stawiając się ponad innymi konstytucyjnymi organami władzy. Pragmatycy natomiast zwracają uwagę na to, że zawarte porozumienie bynajmniej nie utrudnia przemytu ludzi na teren Europy. Karl Popp, działacz międzynarodowej organizacji działającej na rzecz imigrantów Pro Asyl, twierdzi, że walka z przemytem ludzi praktycznie staje się walką z tymi, którzy potrzebują ochrony. I nie bez racji konkluduje, że jeżeli chcemy zwalczać ten przemyt, to powinniśmy stworzyć możliwości dla legalnej imigracji. Tak jak ma to miejsce w przypadku uchodźców z Ukrainy – dopowiada szewc Fabisiak.