Od czasów Herodota Zachód postrzega siebie jako cywilizację indywidualnej wolności i rządów prawa. Wschód (Azja Mniejsza i Środkowa, Indie, Chiny) to cywilizacje barbarzyńców, dzikusów, autokracji i despotyzmu. Obecnie to odium ściągnęli na siebie islamscy terroryści. Tymczasem grecka demokracja służyła niewielkiemu odsetkowi ówczesnego społeczeństwa. Rzymianie natomiast budowali imperium siłą swoich wojsk, za ich pomocą ściągali bez żadnych ceregieli nadwyżki z całego obszaru Morza Śródziemnego. Ich znakiem rozpoznawczym była wojna totalna: zabijali jeńców, rabowali, niszczyli miasta, eksterminowali całe narody, nie komplikując sobie zadań dylematem: kto żołnierz, a kto cywil. Ich zadanie przejęli obecnie Anglosasi. Mają dużą praktykę w zabijaniu dzikusów z nieba. Teraz szukają superbroni, która zakończy wszystkie wojny i zaprowadzi wieczysty pokój. Do tego czasu pozostają małe wojny z niepokornymi czy to w Wietnamie, Iraku, Syrii. Obecnie biorą udział per procura w wojnie na Ukrainie, w Gazie, w Jemenie. To początek ery eksterminacji ludzi zbędnych?
Cywilizowanie trupami. Możliwości dyscyplinowania dzikusów wzrosły, kiedy w arsenale środków utrzymywania porządku w koloniach pojawił się samolot. Odtąd zadania policji przejęli piloci. Nie mający końca rejestr karnych bombardowań sporządził szwedzki eseista, pisarz, nauczyciel akademicki, autor książek o pełnej hipokryzji cywilizacyjnej misji Zachodu – Sven Lindqvist. Niedawno ukazała się w polskim tłumaczeniu jego książka „Historia bombardowań. Już nie żyjesz” (Wydawnictwo WAB, 2023). Już nie żyjesz teraz Jemeńczyku czy Palestyńczyku. Karanie z bezpiecznej wysokości dzikusów stosowały wszystkie państwa kolonialne. Symbolami stały się święte miasta: marokańskie Szafszawan, baskijska Guernica i japońska Hiroszima. Środki utrzymywania kolonialnego porządku obejmowały m.in.: bomby z opóźnionym zapłonem, bomby fosforowe, kolczatki kaleczące ludzi i bydło, ropa naftowa do zatruwania studni czy poprzednik napalmu – „płynny ogień”. Głównym sposobem zaprowadzania porządku były systematyczne naloty, połączone z niszczycielską siłą trującego gazu. Jak raportował jeden z brytyjskich oficerów: „kiedy nasze oddziały wkraczają do zbombardowanej wioski, hordy psów nadgryzają już ciała zabitych niemowląt i starych kobiet. Wielu mieszkańców jest ciężko rannych, zwłaszcza małe dzieci”.
Utrzymywanie ładu światowego po II wojnie światowej też wymagało nowoczesnej rózgi. Bo, jak powiada Lindqvist, „kiedy ma się bombowce, zawsze można znaleźć powód, by ich użyć”. A tych nie brakowało podczas zimnej wojny. Oto krótki przegląd. W Laosie i to tylko w l. 1968-69 Amerykanie zrzucili 230 ton bomb, zabijając 150 tys. ludzi. W całych Indochinach zrzuciły łącznie 8 mln ton bomb, a ich łączna moc odpowiada 640 atakom na Hiroszimę. W 85% to były naloty dywanowe. Po doktrynie elastycznego reagowania pozostało dziewięć mln kraterów po bombach na łącznym obszarze stu tysięcy hektarów. Niepokornym można było stworzyć piekło za pomocą napalmu. W czasie II wojny na głowy Japończyków spadło 14 tys. ton napalmu, w wojnie koreańskiej było już 32 tys. ton, a podczas wojny wietnamskiej 373 tys. ton. Tylko w operacji Pustynna Burza, od stycznia do lutego 1991, nad obszarem Iraku operowało ponad 1300 amerykańskich samolotów. Odbyły one ponad 116 tys. lotów. A każdy nie tylko sieje śmierć, ale też wymaga ogromnej ilości paliwa lotniczego.
Jemeński węzeł gordyjski. Tak było kiedyś. Teraz bezpośrednim bodźcem do bombardowań instalacji militarnych Huthi stało się zagrożenie dla bezpieczeństwa transportu przez Morze Czerwone i Kanał Sueski. Jak powiedziała pani z TVNu (oczywiście za „światowymi agencjami”): ataki na statki transportowe podnoszą koszty transportu. Kontenerowce z darami Rynkowego Pana muszą wówczas płynąć wokół Przylądka Dobrej Nadziei. W następstwie może wzrosnąć inflacja, do tego może stanąć produkcja elektryków w niemieckiej fabryce Tesli. Zbrodnie to niesłychane. W przeciwieństwie do śmierci ponad 22 tys. ludności cywilnej Gazy. Oni umierają według american way of death – wskutek bombardowań. Tak jak wcześniej Afgańczycy, Irakijczycy, mieszkańcy Libii czy Syrii. Tylko Belgrad był w Europie, ale czy Serbowie to godni tego miana Europejczycy? W ten sposób Zachód broni świat przed autokratyzmem i terrorystami. Ale tylko w oględnych, powściągliwych słowach potępia „suwerenne” państwo izraelskie za bombardowania Gazy. Prawie 90 proc. z 2,3 mln mieszkańców tego więzienia pod gołym niebem zostało wygnanych z domów, które zburzyły bomby. Co więcej: skażona woda, gleba, głód i epidemie. To Hamas jest przeciwnikiem? Czy chodzi raczej o aneksję Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu, na którego obszarze osiedliło się już 700 tys. Izraelczyków. Zachód tylko naciska na oszczędzanie ofiar ludności cywilnej podczas działań militarnych. Słowo terroryzm wszystko wybaczy. Ale amerykańskiemu orędownikowi wojny demokracji z autokracją nie przeszkadza izraelski apartheid wobec ludności palestyńskiej. Palestyńczycy nie zasługują na własne państwo? Nie są narodem? Ale cóż, my mamy swoich sukinsynów. To ich musimy wspierać militarnie (nawet bombami fosforowymi), finansowo (ponad 3,7 mld dolarów rocznie), politycznie i ideologicznie – krytycy polityki Izraela to antysemici, panie tego.
Ale czy bomby mogą przeciąć jemeński węzeł gordyjski? Na tym skrawku dawnej Arabii Felix (królestwo Saby, Kataban, Himjar, Hadramaut) krzyżują się interesy sąsiadów, jak w ubiegłych wiekach Bizancjum, Etiopii i Persji. Wojna domowa trwa już dziesięć lat. Bo czynnych jest w niej wielu szatanów. Arabia Saudyjska popiera, także z użyciem bombardowań, panujący wcześniej reżim. Zjednoczone Emiraty Arabskie są zainteresowane przejęciem kontroli nad portami na wybrzeżu – bramą do Morza Czerwonego. W tym celu przez kilka lat ZEA pomogło wyszkolić tysiące jemeńskich bojowników. Rebelia Huthih trwa już od początku lat 90. Ma ona plemienny i regionalny charakter. Jej deklarowanym celem było położenie kresu marginalizacji Jemenu północno-zachodniego. Dodatkowo rebelianci przybierają szaty obrońców zajdyzmu. Jednak to nie więź religijna łączy Huthih z Iranem. Zdaniem znawcy cywilizacji islamu Akrama Belkaida, zajdyzmu nie można zaliczyć do szyizmu. To raczej piąta szkoła islamu sunnickiego. Dlatego ta formacja to tylko wypustka „Osi Oporu”. Wszystkie strony konfliktu mają militarne wsparcie z zewnątrz. Dla Huthih to konflikt asymetryczny. Huthiccy rebelianci nie mogą przecież zmierzyć się z regionalnymi sojusznikami Amerykanów, ani z ich potęgą militarną. Mogą tylko próbować upomnieć się o uwagę świata, także w imieniu Palestyńczyków. A co może przyciągnąć większą uwagę, niż puste magazyny supermarketów, przestoje w fabrykach, spadające kursy akcji? Słowem, zakłócenie krwiobiegu zintegrowanej przez Zachód gospodarki, zwłaszcza eksportu ropy naftowej. Choć na początku to była tylko próba przecięcia dostaw paliwa dla Izraela do czasu, aż Gaza nie otrzyma niezbędnych leków i żywności.
Oczywiście, nie znaczy to, że ataki zbrojne na infrastrukturę transportową, czy wykorzystywanie dzieci-żołnierzy to dopuszczalne środki walki zdominowanych. Tym bardziej że dane Wysokiego Komisarza ONZ do Spraw Uchodźców mówią, że 3,5 mln dzieci w Jemenie od lat nie uczęszcza do szkół. Tylko organizacje pomocowe jak Oxfam, Lekarze bez Granic próbują zaradzić humanitarnemu kryzysowi. Gęby politycznych marionetek biznesu pełne są frazesów o pokoju i demokracji. Zmieniają repertuar, kiedy pojawi się ktoś, kto zagraża naszym transportom, naszemu spokojowi i dobrobytowi, naszym strażnikom ropy i gazu. Tak wygląda pokój w systemie podporządkowanym wielkim korporacjom bogatej Północy i jej finansowej oligarchii, a więc zyskom i niezakłóconej konsumpcji. W końcu wąskiemu gronu wybrańców. Pieczę nad bezpieczeństwem zysków i dobrobytu sprawuje wuj Sam, który u siebie ma miliony biedaków, oligarchię bogaczy i bilionowe wydatki na zbrojenia. Użycie przemocy militarnej zawsze pozostaje opcją działania wobec peryferii z surowcami, ale bez ludzi z naszą siłą nabywczą. Dlatego „globalna przemoc stanowi jądro naszego istnienia”, konkluduje Lindqvist. Ale dodajmy w Systemie, w którym trwa wyścig po minerały, rynki zbytu, dostęp do taniej siły roboczej i bogatych konsumentów. Ten imperialny ład G-7 nadzoruje NATO. Reszta pretendentów nie będzie się temu biernie przyglądać. Pokój będzie sprawiedliwy, albo go nie będzie. A w nadchodzącej erze de-wzrostu będzie o to coraz trudniej. Także o odruchy solidarności ze słabszymi.