2 grudnia 2024

loader

Irranacjonalizm nasz polski

fot. murator

Nie ma takiego słowa jak „irranacjonalizm”? To ja go dziś do języka wprowadzam. Jest to połączenie dwóch terminów adekwatnie opisujących polską scenę polityczną – albo nasz cyrk powszedni. A wprowadzam to słowo do języka zgodnie z trzecim elementem polskiej triady: woluntarystycznym egoizmem. Najpełniej tej triadzie odpowiada Nowa Nadzieja (stara Konfederacja), ale przecież nie byłaby tak popularna, gdyby wszyscy nie mówili tą „prozą” jak nasz spolszczony przez Boya Grzegorz Dyndała, najbardziej polski z francuskich (drobno)mieszczan.

Ostatnio, ale przecież nie po raz pierwszy, prozą przemówił Donald Tusk, demaskując dyndalską prozę rządu PiS. Poszło o ułatwienia dla potencjalnych pracowników zagranicznych. Miasteczka pracowników (tych legalnych) z zagranicy powoli porastają Polskę. Największe powstało w Płocku dla Orlenu i jego nowej inwestycji. Być może zamieszka tam nawet 10 tysięcy ludzi. Ciekawe, czy będzie ich chronił kodeks pracy, czy będą mieli prawo do urlopu, czy obejmie ich europejski work-life balance, czy też raczej pozostaną w bardziej polskiej (lub amerykańskiej) kulturze zapierdolu i czy ich pensje będą co najmniej równe najniższemu wynagrodzeniu w Polsce, czy raczej pozostaną na poziomie kraju ich pochodzenia. Dla tegoż właśnie Orlenu oraz innych polskich inwestycji i przedsiębiorców rząd RP chciał wprowadzić ułatwienia w uzyskiwaniu wiz i zezwoleń na pracę.

Lider demokratycznej opozycji i szef PO zgrabnie połączył w jednym utworze kwestię zagranicznych pracowników, nielegalnych uchodźców oraz zamieszki we Francji (filmik „Kaczyński ściąga imigrantów” – Donald Tusk, kanał oficjalny). Wyszły flaki. PiS spanikował, a Konfederacja urządziła owację na stojąco, po zagranicznemu – standing ovation. Konfederacja najbardziej lubi flaki (oczywiście zaraz po prawdziwie polskim kebabie).

Małe stabilne

Fakty są takie, że mamy stabilnie małe bezrobocie i rosnąca grupę zatrudnionych, których pensje są zbliżone do najniższego ustawowego wynagrodzenia. Jestem w stanie uwierzyć, że dla dużych inwestycji pracownicy zagraniczni mogą być niezbędni. A już na pewno są niezbędni dla firm, które te inwestycje realizują, zwłaszcza jeśli – jak się domyślam – można takim pracownikom płacić mniej, w każdym razie mniej niż wykwalifikowanym specjalistom budowlanym z Polski.

Niemcy deklarują, że potrzebują prawie pół miliona wykwalifikowanych pracowników z zagranicy. Wielu Polaków odpowiada na to zapotrzebowanie, tak że nawet przenoszą się na stałe za Odrę i zaczynają odgrywać coraz większa rolę w strukturach samorządowych rejonów przygranicznych. Apel do Polek: „Jedźcie rodzić do Niemiec, wasi lekarze już tam są”, wcale nie jest ironiczny. Od dawna to szczera poezja, a nie polska proza dyndalska.

Miliony tanich rąk

Przedstawiciele polskich firm domagają się otwarcia otwarcia polskiego rynku pracy dla obcokrajowców. Co jakiś czas wypływają też informacje o „polskich obozach pracy”, w których przetrzymuje się sprowadzonych z zagranicy pracowników. Wioska „orlenowska” byłaby dla nich pięciogwiazdkowym hotelem. Jak doniosła „Rzeczypospolita”, polskie firmy zgłaszają do roku 2027 zapotrzebowanie na prawie milion pracowników z zagranicy , głównie w sektorach produkcyjnym, logistycznym i turystyce.

A wracając do cyrku: wyniki sondażu obywatelskiego wyglądają intrygująco, lecz przy jego omawianiu warto pamiętać, że choć pytania mają sprawiać wrażenie fundamentalnych, to odpowiedzi są kontekstowe. Jednak w niektórych kwestiach ujawniają się fundamentalne różnice i fundamentalne podobieństwa. Na ten przykład pytanie o przyszłość programu 500/800 plus ujawniło fundamentalną zgodność wyborców PO i Konfederacji, z tym że odrobinę więcej konfederatów niż zwolenników PO było za całkowitą likwidacją programu. Wygląda na to, że propozycja Donalda Tuska, by od razu podnieść kwotę 500 plus, adresowana była raczej do wyborców PiS. No i może do potencjalnych, acz realnie nie istniejących (w tym sondażu) wyborców Lewicy.

Co z deficytem?

Wyborcy Lewicy ujawnili się za to przy pytaniu o tym, jak radzić sobie z narastającym deficytem finansów publicznych. Jest to pytanie z gatunku fundamentalnych. Aż (lub tylko) jedna trzecia potencjalnych wyborców PiS akceptuje pokrywanie deficytu dalszym zadłużeniem lub podnoszeniem podatków. W elektoratach opozycyjnych rozwiązanie to dopuszcza 12% wyborców Lewicy, 9% Trzeciej Drogi, 7% KO i 4% Konfederacji. Różnice pomijalne, no może poza Lewicą, ale nawet tam ponad 80% woli ograniczać wydatki. Zapewne cudze.

Niestety w materiale informacyjnym nie podano podziału na zwolenników podnoszenia podatków i zwiększania zadłużenia. A szkoda, byłoby to ciekawe, szczególnie dla elektoratu PiS. Jednak hasło „podnoszenie podatków”, jest bardziej niż puste, gdy nie uzupełnimy go pytaniami, które podatki i oczywiście komu.

Ostatnia kwestia z sondażu, która warta jest refleksji, to poglądy na strukturę własności w gospodarce. To pytanie fundamentalne, ale nie sposób oderwać go od kontekstu, to znaczy sposobu zarządzania przedsiębiorstwami państwowymi przez rząd Zjednoczonej Prawicy. W tej ocenie nietrudno o konsensus, bo trudno sobie wyobrazić gorsze zarządzanie. Proponowane do wyboru opcje sugerują, że autorzy sondażu kierują je do byłych gimnazjalistów lub sami są na podobnym poziomie wiedzy gospodarczej. Nie należy też wyciągać jednoznacznych wniosków z odpowiedzi na pytanie, czy to dobrze, że przedsiębiorstwa należą do państwa i że politycy mają na nie duży wpływ. Jest to pytanie wybitnie intencjonalne. Odpowiadający zapewne nie zastanowili się nad tym, jak mogłoby być, gdyby ktoś mógł państwowymi przedsiębiorstwami zarządzać kompetentnie, i w konsekwencji odpowiedzi fundamentalne zsumowały się z kontekstowymi.

Libki nad libkami

Z odpowiedzi można by wnioskować, że KO jest bardziej libertariańska niż Konfederacja, co pewnie sprawiłoby niejaką przykrość konfederatom – tym bardziej że i badani określający się jako Lewica odpowiadali podobnie jak Konfederaci. Może z powodu ocen kontekstowych bieżącej polityki PiS, a może i nie… Sondaż wbrew deklaracjom daje nie tyle przesłanki dla wspólnej listy wielkiej trzy i pół trójki, ile dla wspólnego rządu całej opozycji razem z Konfederacją. No bo skoro nie ma różnic… Ten wniosek najbardziej by ucieszył chyba posła Nitrasa.

Pointa? Uparte i konsekwentne wciskanie Polakom neoliberalnych utopii można uznać za zakończone sukcesem. Tylko wyborcy PiS nie dali się przekonać. A kto nie wierzy w wolny rynek, niech ucieka do Niemiec albo na Słowację.

Adam Jaśkow

Poprzedni

Migrantami w PiS

Następny

(Nie)obcy