10 lipca 2024

loader

(Nie)obcy

fot. unsplash

Muzułmanie żyją w Polsce od wieków. Czy można zdobyć parę głosów, puszczając oko do miłośników hasła „kupując kebaba osiedlasz Araba”? Pewnie tak. Tylko jakim kosztem?

Imigranci z „Islamskiej Republiki Iranu” są w Polsce od dawna. Od dawna serwują swoje kebaby. Będą przyjeżdzać kolejni, tak jak my jeździliśmy na Zachód. Część zostanie. To się nie zmieni od pohukiwań nacjonalistów, ani od udawania, że są tu tylko na chwilę. Ktokolwiek wygra wybory, będzie rządzić Polską coraz bardziej wielokulturową. Tak, to będzie wyzwanie – tak jak było nim wejście do Unii czy duża liczba uchodźców z Ukrainy. Ale straszenie w niczym tu nie pomaga. Odwraca tylko uwagę od realnych problemów. Bo realne problemy są. Do szkół idą dzieciaki, których rodzice słabo znają polski. Migranci trafiają na nieuregulowany rynek najmu, więc rosną ceny. Wolna amerykanka w pracy platformowej rodzi problemy z bezpieczeństwem. Migracja odsłania obszary, gdzie nasze państwo słabo działa. Rząd tych obszarów nie naprawia. Zamiast polityki migracyjnej uprawia brak polityki, w myśl popularnej na prawicy filozofii: jeśli o czymś nie mówimy, to tego nie będzie. I to faktycznie jest duży problem.

„Polityka migracyjna Polski jest skrajnie liberalna” – to zdanie, wygłaszane (o ironio!) przez polskich liberałów, robi ostatnio karierę. To poniekąd prawda – ale nie dlatego, że kucharz Abdul dostał pozwolenie na pracę. Jest skrajnie liberalna, bo opiera się na zasadzie prywatyzacji zysków (firm, które potrzebują siły roboczej) i uspołeczniania kosztów (bo brak integracji wygeneruje społeczne koszty). Orlenowskie baraki dla skoszarowanych pracowników, udawanie, że gastarbeiterzy są tu tylko na czas kontraktu, bezczynność, jeśli chodzi o integrację, pogrywanie rasizmem – to wszystko już było. Na Zachodzie. Polska jedzie tą samą ścieżką. I będziemy podobnie zaskoczeni efektami.

Sensowna rozmowa powinna być o tym, jak to zmienić. Jak utrzymać kulturową i – w polskim przypadku to wyzwanie – językową spójność, jak nie dopuścić do trwałego wykluczenia, do gett. W skrócie: nie powtórzyć błędów Francji. Ale takiej rozmowy dziś nie ma. Jest festiwal strachu.

Licytacja ze skrajną prawicą to nie jest “głos o polityce migracyjnej”. To zapasy ze świnią w błocie. Nie da się ich wygrać. Kilka partii w Europie już tego próbowało, jedynymi wygranymi byli faszyści. Kończy się to po prostu upaćkaniem w brunatnym szlamie. Naprawdę nie warto.

Adrian Zandberg

Poprzedni

Irranacjonalizm nasz polski

Następny

Ostatnia prosta