30 kwietnia 2024

loader

Jak PiS zmienia zdanie, czyli kłamstwa Kaczyńskiego

Dziwnym zrządzeniem losu ci, którzy doszli do władzy i rządzą od ponad roku, zapomnieli zupełnie, co mówili będąc w opozycji. Zapomnieli? A może cynicznie zmienili zdanie.

Bo trudno uwierzyć, że ktoś, kto dziś mówi, że manifestacje antyrządowe 13 grudnia są niepoprawne politycznie, jeszcze 2 lata temu uważał zupełnie inaczej i sam to robił.

13 grudnia

„Jest czymś naturalnym i oczywistym, że w demokratycznym kraju się demonstruje. 13 grudnia to ważna rocznica, ale także dobry moment, w którym można głośno powiedzieć o aktualnych sprawach. O tym, że mamy poważny problem z polską wolnością. Ci, którzy rządzą, najwyraźniej nie potrafią sobie radzić w kraju, gdzie jest wolność, i na różne sposoby starają się ją ograniczyć”.
Te słowa wypowiedział Jarosław Kaczyński 4 lata temu, kiedy jeszcze PiS było partią opozycyjną, a przyszłych sukcesów wyborczych nawet nie było widać na politycznym horyzoncie. Dziś politycy PiS z oburzeniem przekonują, że data wprowadzenia stanu wojennego nie powinna służyć do manifestowania poglądów politycznych. Teraz to dzień, w którym należy uczcić pamięci poległych i represjonowanych w stanie wojennym.
W poprzednich latach, gdy PiS było partią opozycyjną, to właśnie w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego organizowało antyrządowe manifestacje.
– Donald Tusk godzi w status Polski jako suwerennego państwa – mówił Kaczyński podczas przemówienia w 2011 roku. Rok później przemawiał: – Pełna wolność w naszym kraju wróci.
W grudniu 2013 roku prowadzący przez megafon proponował hasła „Bolszewicka polityka – prześladować katolika”, a przed siedzibą ówczesnego premiera Donalda Tuska tłum wykrzykiwał: „Tusk, ty cykorze, i Putin ci nie pomoże”, „Donald, kutasie, nie majstruj przy naszej kasie”. Jarosław Kaczyński mówił wówczas: – Jesteśmy tu, by Polska była w końcu wolna. Dziś ta wolność jest ograniczana.
W roku 2014 Kaczyński już w słowach nie przebierał. Podczas manifestacji 13 grudnia przemawiał do manifestujących: – Czy nie jest tak, że zewnętrzne siły mają wpływy zbyt wielkie w naszym kraju? Jeszcze groźniejsze jest to, jaki jest stosunek tzw. polskich elit do tego. Ta uległość do służenia, ten strach! To przypomina najgorsze czasy. Dzisiaj w naszej ojczyźnie ograniczana jest wolność.

Wybory

Kilka dni temu w radiowej Trójce [J. Kaczyński] przekonywał: „My po przegranych wyborach w 2007 r., w 2010 r. nie czyniliśmy nic takiego, co w tej chwili jest robione. […] Myśmy po prostu uznawali, że jest wynik, który nam się nie podoba, ale mimo wszystko to akceptujemy”.
Ciekawe, czy szef PiS zapomniał, czy woli nie pamiętać, co sam mówił na antenie Radia Maryja w listopadzie 2014 roku: „Po prostu wybory zostały sfałszowane. Trzeba tylko jeszcze ustalić, w jakim zakresie i kto bezpośrednio za to odpowiada. Bo kto jest profitentem, to widać gołym okiem, natomiast pozostaje pytanie o organizatorów tego całego przedsięwzięcia. To będzie mówione wprost, bo nie ma już sensu stosować jakichś uników. Trzeba mówić po prostu prawdę. Doszło do takiej sytuacji, która w gruncie rzeczy jest zmianą ustroju. Państwo, w którym fałszuje się wybory, nie jest już państwem demokratycznym. To jest początek drogi, mówiąc najkrócej, na wschód w sensie politycznym”.
Kaczyński miał też problem z akceptacją własnej przegranej w wyborach prezydenckich. Przegrał wówczas z Bronisławem Komorowskim. Co prawda zapewniał, że wynik wyborów akceptuje, pogratulował nawet swojemu kontrkandydatowi, jednak publicznie odnosił się z niechęcią do prezydenta.
– W normalnym europejskim kraju Bronisław Komorowski nie miałby szans na karierę, a został prezydentem – mówił. Nie podawał też Komorowskiemu ręki, nie brał udziału w posiedzeniach Rady Bezpieczeństwa Narodowego (zwoływanej przez prezydenta). Nawet, gdy ta dotyczyła tak ważnych wydarzeń, jak zajęcie Krymu przez Rosjan.

„Donoszenie na Polskę”

„Nawyk donoszenia na Polskę za granicą jest w genach niektórych ludzi, najgorszego sortu Polaków. (…) W Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej” – to wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego z grudnia zeszłego roku dla TV Republika. Później krytyka wobec „wynoszących” sprawy polskie do PE była wielokrotnie powtarzana przez czołowych polityków PiS, szczególnie w kontekście debaty w Parlamencie Europejskim na temat kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego.
Przypomnijmy, że raptem dwa lata wcześniej politycy PiS zorganizowali w Parlamencie Europejskim wysłuchanie publiczne pod hasłem „Nieprawidłowości w wyborach samorządowych jako zagrożenie dla demokracji w Polsce”, a eurodeputowany PiS Ryszard Legutko mówił: „Mam nadzieje, że uda nam się przekonać o tym PE i włączyć sprawę wyborów w Polsce do porządku obrad”. Ówczesny europoseł PiS Andrzej Duda mówił: „To w sejmikach jest największa władza. Tam jest rozdzielanie pieniędzy unijnych. (…) Jaka jest legitymacja demokratyczna tych władz, skoro większość Polaków uważa, że wybory samorządowe zostały przeprowadzone w sposób nieprawidłowy? Czy można mówić, że w naszym kraju jest demokracja?”.
Teraz europoseł Andrzej Duda jest prezydentem, a opozycyjny poseł Jarosław Kaczyński szarą eminencją sterującą wszystkim z tylnego siedzenia. Może dlatego inaczej patrzą na świat. Jak ulał pasują tu słowa Lorda Actona, XIX-wiecznego filozofa: „Władza deprawuje. Władza absolutna deprawuje absolutnie”.

trybuna.info

Poprzedni

Niewinny jak Janik

Następny

Ósmy laur Kamila Syprzaka z Barceloną