30 listopada 2024

loader

Kazimierz Kutz

Lubczynski i Waniek

Człowiek, który toczył kwadratowe jajo

 

Nie sposób ogarnąć życia i twórczości Kazimierza Kutza w krótkim wspomnieniowym tekście. Były zbyt bogate, bo należał do tych, o których zwykło się mawiać: „człowiek orkiestra”. Był artystą, reżyserem filmowym, telewizyjnym, teatralnym, operowym, pisarzem, działaczem społecznym, politykiem, a wszystko to ująć trzeba dodatkowo w nawias o nazwie „Ślązak na uchodźstwie”. Śląsk i Szopienice, w których urodził się 16 lutego 1929 roku kochał i nienawidził równocześnie. Ze Śląska wyzwoliła go sztuka, ale wielokrotnie spłacał, także sztuką, dług swojej rodzinnej, „przeklętej ziemi”. Spłacił go przede wszystkim sześcioma filmami: „Solą ziemi czarnej” (1969), „Perłą w koronie” (1971), „Paciorkami jednego różańca” (1979), „Na straży twej stać będę” (1983), „Chlebem jak kromka chleba” (1994), „Zawrócony” (1994). Nikt tak jak on w tych filmach nie oddał ducha i materii Śląska i jego mieszkańców.

Jako filmowiec terminował przy Andrzeju Wajdzie w Pokoleniu” (1955) i w „Popiele i diamencie” (1957), w którym pojawił się w kilkunastominutowym epizodzie. Samodzielnie zadebiutował „Krzyżem Walecznych” (1958), który zaliczono „do plebejskiego nurtu „polskiej szkoły filmowej”. Jego kolejny film, „Nikt nie woła” (1960) nazwano polemiką z „Popiołem i diamentem”. W kolejnych utworach próbował ćwiczeń z różnymi gatunkami, z dramatem wojennym, psychologicznym, społecznym, opowieścią obyczajową („Ludzie z pociągu”(1961), „Milczenie”(1963), „Ktokolwiek wie”, „Skok” (1966), „Tarpany” (1961). Zmierzył się nawet z komedią o proweniencji kabaretowej, inspirowanej Kabaretem Starszych Panów („Upał” (1964). Swój filmowy język, właściwą sobie formę i styl odnalazł jednak dopiero w filmach śląskich. Jego ostatnimi pracami filmowymi był: tragikomedia w stylu opowieści łotrzykowskiej „Pułkownik Kwiatkowski” (1995) i serialowa ekranizacja „Sławy i chwały” Jarosława Iwaszkiewicza (1997). Mimo, że był tylko o trzy lata młodszy od Wajdy, zakończył swoją drogę reżyserską prawie dwie dekady wcześniej od niego. Mówił, że męczy go „użeranie się z filmową biurokracją, walka o pieniądze, przekonywanie do swoich pomysłów” „Pierdolę to” – komentował to z właściwą bezpardonową sobie dosadnością językową. Miał doskonałe wyczucie formy telewizyjnej. Dla Teatru Telewizji, dla którego pracował dłużej niż dla filmu, zrealizował m.in. rewelacyjne „Opowieści Hollywoodu” Christophera Hamptona (1986), „Samobójcę” Nikołaja Erdmana (1988), Do piachu” Tadeusza Różewicza (1989), „Kolację na cztery ręce” Paula Barza (1990), „Ziarno zroszone krwią” (1994) Jeana François Steinera, „Wielebnych” Sławomira Mrożka (2001). Jako reżyser doskonale sprawdził się też w teatrze żywego planu, w którym zadebiutował we Wrocławiu „Śmiercią gubernatora” Leona Kruczkowskiego (1961). Pracował w teatrach Katowic, Krakowa, Poznania i Gdańska, a przede wszystkim Warszawy. Między innymi zrealizował w Teatrze Powszechnym „Wroga ludu” Henryka Ibsena (1979) i „Kopciucha” Janusza Głowackiego (1980), w Teatrze Ateneum „Śmierć Dantona” Georga Bűchnera (1982), w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku „Opowieści Hollywoodu” Ch. Hamptona (1986), w Teatrze Narodowym „Kartotekę” Tadeusza Różewicza (1999), w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie „Damy i huzary” (2001). W 1990 roku zainscenizował operę „Halka” Stanisława Moniuszki na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie. W 2007 roku zagrał Króla w przedstawieniu „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków” w reżyserii Magdaleny Piekorz w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Objawił też wyborny, soczysty talent pisarski. Jego wspomnienia z życia filmowego, „Klapsy i ścinki. Mój alfabet filmowy i nie tylko” (1999), to lektura napisana barwnym językiem, pełnym jowialnego i pieprznego humoru oraz towarzysko-branżowej złośliwości. To Kutz wymyślił termin „bareizm”. Ze Śląskiem (Szopienice, Giszowiec), w sposób wielostronny, wielowątkowy i wielobarwny rozliczył się w powieści „Piąta strona świata” (2010). W swojej karierze politycznej wiązał się z różnymi ugrupowaniami i pełnił liczne funkcje, w tym wicemarszałka Senatu w latach 2001-2005, ale zawsze zachowywał pełną, mocno anarchiczną niezależność i wybujały indywidualizm, a jego poglądy ideowe można określić jako lewicowo-wolnościowe (wolnościowe, nie liberalne) z dodatkiem ateizmu. Odznaczał się stuprocentową bezpretensjonalnością (był przeciwieństwem snoba), nieposkromioną swobodą w sposobie bycia i wysławiania się, rubasznością w sferze erotyki, a także brakiem jakiegokolwiek respektu dla wszelkich konwencji. W wywiadzie, którego udzielił mi w roku 2006 mówił o swoim życiu i twórczości: „I tak toczę to kwadratowe jajo”. Zmarł 18 grudnia 2018 roku w Warszawie.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Korespondencja z Piekła (3)

Następny

Straszenie po francusku

Zostaw komentarz