Miło być prorokiem, zwłaszcza w polskim kraju. Miesiąc temu apelowałem do mediów „głównego nurtu”, czyli prawicowych, aby „przeprosiły się z Łukaszenką”. Od dni paru znowu „Panem prezydentem Aleksandrem Łukaszenką”.
Tak teraz należy o nim w krajowych mediach poprawnie politycznie pisać i wymawiać. Zwłaszcza od chwili wizyty wicepremiera Mateusza Morawieckiego u pana prezydenta w Mińsku. Tym białoruskim. Wizyty nie tylko kurtuazyjnej, bo wicepremier Morawiecki otworzył tam XX Białorusko- Polskie Forum Gospodarcze „Dobrosąsiedztwo 2016” i uczestniczył w posiedzeniu Polsko- Białoruskiej Międzyrządowej Komisji Współpracy Gospodarczej.
Otwarciami tymi odmroził politycznie stosunki gospodarcze z naszym sąsiadem. A usychającą warszawską giełdę podlał nadzieją zasilenia przez białoruskie firmy niebawem prywatyzowane przez nomenklaturę prezydencką.
W ślad za wizytami polityków poszły dobrosąsiedzkie gesty. Pan prezydent Łukaszenka pozwolił Obywatelom RP na trzydniowe, bezwizowe wypady do Grodna i rejsy białoruskim odcinkiem Kanału Augustowskiego. Co zapowiadać może wprowadzenie bezwizowego małego ruchu granicznego. A nawet bezwizowych wjazdów obywateli UE na Białoruś. Tak jak to jest na Ukrainie.
I jeszcze ważna wiadomość dla polonofili w naszym kraju. Białoruski minister spraw zagranicznych Uładzimir Makiej w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” obiecał rozwiązanie problemów „nieoficjalnego Związku Polaków na Białorusi”, bo jego resort już „utrzymuje w tej sprawie ścisły kontakt z polską ambasadą, z MSZ”.
Dyplomatycznie nie dodał, że uznanie działaczy opozycyjnego, mniejszościowego, odłamu ZPnB przez władze w Mińsku łączy się z uznaniem przez Warszawę większościowej reszty Związku Polaków na Białorusi. Nieuznawanej i bojkotowanej za lojalność wobec prezydenta Łukaszenki. Pozbawionej przywileju Karty Polaka, bo o tym kto jest „dobrym Polakiem” na Białorusi w praktyce opiniowały dwie działaczki „nieoficjalnego” Związku. Gorszy sort Polaków, ten pro prezydencki, niedopuszczany był do korytka.
Ale idzie kolejna „Dobra Zmiana” – mamy nowego, starego sojusznika. Mamy, bo pilnie potrzebujący gotówki z Międzynarodowego Funduszu Walutowego pan prezydent Łukaszenka postanowił odmrozić współpracę z USA i Unią Europejską. Jego administracja dogadała się z zastępcą sekretarza stanu USA panią Wiktorią Nuland, odpowiedzialną za Europę Środkowo- Wschodnią. I w zamian za zdjęcie amerykańskich sankcji i zachodnie kredyty pan prezydent Łukaszenka sprzedał administracji USA broń ze swych zapasów. Bardzo przydatną proamerykańskim oddziałom walczącym z prorosyjskim rządem z Syrii.
Dodatkowo pan prezydent sam zdemokratyzował się, wyznaczając dwuosobową opozycję w białoruskim parlamencie. Fasadowym zresztą.
To wystarczyło, aby znowu został potencjalnym sojusznikiem demokratycznego Zachodu w konfrontacji z autorytarną Rosją. I IV Rzeczpospolitej od razu też.
„Strategia bez potencjału tyle samo warta co potencjał bez strategii” – powiedział w zeszłą środę wicepremier Mateusz Morawiecki podczas krajowego Warsaw Security Forum.
Powiedział też, że „Nie ma ważniejszej sprawy dla państwa, niż zapewnienie bezpieczeństwa, ponieważ od niego zaczyna się wszystko inne”. A także, że „Mamy problem pogodzenia interesów w naszej rodzinie”
Ta ostatnia wypowiedź dotyczyła sprzeczności w Unii Europejskiej i konfliktów NATO- EU.
Mateusz Morawiecki mówi zawsze barwnie, prawie jak Antoni Macierewicz, ale jego słów warto słuchać.
Bo ten wicepremiera, minister finansów, minister rozwoju jest obecnie jednocześnie wice Jarosławem Kaczyńskim.
I jeśli minister obrony narodowej i pierwszy kapłan religii smoleńskiej w systemie bezpieczeństwa IV Rzeczpospolitej pełni role broni odstraszającej, to wicepremier i wice Kaczyński został Pierwszym Budowniczym „potencjału”. W kraju bogatym strategiami, ale ubogim potencjałami.
Przemawiając na Warsaw Security Forum, corocznej konferencji poświęconej bezpieczeństwu w relacjach UE, NATO, Rosja, wicepremier Morawiecki wymienił trzy zagrożenia dla bezpieczeństwa Polski.
Niestabilność na Ukrainie podsycana aktywnością militarną Federacji Rosyjskiej.
Cyber ataki, też wiadomo skąd. Ale tutaj wicepremier stawia na obronę terytorialną zmobilizowanych polskich, niezwykle zdolnych, informatyków.
No i ataki terrorystyczne. Te już nie ze strony Federacji Rosyjskiej, lecz „Państwa Islamskiego”.
I opowiedział się za proponowaną ostatnio przez niemieckich polityków europejską Wspólną Politykę Obronną.
Uczynił to kiedy reprezentacja ministerstwa obrony narodowej swymi wypowiedziami odstraszała od wszelkiej współpracy Francję- potencjalny filar Wspólnej Polityki Obronnej.
Ale IV Rzeczpospolita tym razem nie czuje się osamotniona. Bo kiedy resort obrony wskazywał Francji właściwe jej miejsce przy europejskim stole, to resort spraw zagranicznych orzeczeniem ministra Jana Parysa „zdekomunizował” Chiny. Usuwając tym ostatnią barierę w strategicznej przyjaźni polsko-chińskiej. Chiński model zarządzania nauką wychwalał niedawno wicepremier Jarosław Gowin, bo tam był i widział. Pani premier Beata Szydło Chin jeszcze Chin nie pochwaliła, bo dopiero zabiega o wizytę u „postkomunistów” chińskich. Do „komunistów” Wietnamskich wybiera się prezydent Andrzej Duda.
I teraz nowe proroctwo. Nie zdziwcie się kiedy któryś z ministrów Prezesa Wszystkich Prezesów niebawem uda się do Koreańskiej Republiki Ludowo- Demokratycznej. Aby pragmatycznie pogadać o współpracy naukowo- technicznej.
Skoro można z Ukrainą planować wspólny helikopter, z Chinami lot na księżyc, to czemu nie z Koreańczykami wspólnej bomby. Odstraszającej rzecz jasna.
Już okazuje się, że antyrosyjskość liderów „Dobrej Zmiany” i pragnienie szukania nowych potencjałów są tak silne, że pozwalają wznieść się ponad wszelkie bariery ideowe i mentalne.