8 listopada 2024

loader

Koniec sztuki

Pod takim tytułem – ale ze znakiem zapytania i wykrzyknikiem – ukazała się właśnie książka Marty Ewy Olbryś i Artura Krajewskiego. W czasach, kiedy wciąż się opowiada o końcu, a to świata, a to historii, a to rozumu, pytanie całkiem na miejscu.

To jednak coś więcej niż książka – publikacja wieńczy bowiem trwającą kilka lat akcję „Koniec sztuki”, którą zainicjowała Grupa The End of Art, powołana do istnienia przez współautorów książki, a zarazem twórców sławnego już festiwalu Miasto Gwiazd w Żyrardowie. Co nieco o tym wiem, bo obserwowałem początki tej akcji, która narodziła się na początku roku 2012, a pierwsze swoje działania rozwinęła podczas zwołanego w marcu tamtego roku Kongresu Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych, który wówczas organizowałem w Warszawie. Prawie z zaskoczenia, choć Artur Krajewski coś wspominał mimochodem (ale kto by za nim nadążył?), ekipa „Endowców” pojawiła się w Instytucie Teatralnym podczas skromnego spotkania towarzyskiego (po kilka koreczków i cienkie wino), które wieńczyło pierwszy dzień Kongresu. To tam właśnie przed kamerę organizatorzy wyłowili kilkoro krytyków (był wtedy jeszcze z nami Andrzej Żurowski) i tak powstała pierwsza grupa wypowiedzi. Krytycy, a wkrótce potem artyści byli pytani o koniec sztuki, czy jest, czy też go nie ma, co o tym sadzą. Ściślej rzecz ujmując każdy z rozmówców, jak przypominają autorzy, otrzymał trzy jednakowe pytania: „Czym jest dla ciebie sztuka? Jakie były twoje pierwsze ważne spotkania ze sztuką? Co myślisz o końcu sztuki?”.
Ponieważ pytania były zadawane interlokutorom bez uprzedniego przygotowania, ich odpowiedzi bywały na ogół szczere, choć często wymijające, albo uciekały w stronę zabawnej anegdoty.
Jakby jednak na to nie patrzeć, przez kilka lat zebrało się, bagatela, 105 wypowiedzi, a więc kolekcja nielicha. I nawet jeśli część tych wypowiedzi nie ma nadmiernej wielkiej wagi diagnostycznej (jak choćby moja odpowiedź, spontaniczna i raczej zabawna niż poważna), to z drugiej strony ich znaczenie wynika nie tylko z ilości, ale jakości osób zaproszonych do wypowiedzi. Dość tylko wymienić na wyrywki kilka, kilkanaście nazwisk dla przykładu, aby zorientować się, że to nie przelewki. Odpowiedzi udzielali bowiem m.in. Janusz Gajos, Roman Gutek, Cezary Harasimowicz, Krystyna Janda, Adam Krawczuk, Małgorzata Lewińska, Jerzy Limon, Edward Lutczyn, Olgierd Łukaszewicz, Krzysztof Majchrzak, Maciej Maleńczuk, Grzegorz Miecugow, Walentyna Mikołajczyk-Trzcińska, Marek Niedźwiecki, Włodzimierz Pawlik, Jan Peszek, Jacek Poniedziałek, Andrzej Strzelecki, Maciej Stuhr, Tomasz Tyndyk, Monika Zamachowska. Nie zabrakło także Tomasza Terlikowskiego i Rafała Ziemkiewicza. Słowem ludzie wielu profesji, kilku pokoleń i rozmaitych opcji. A to przecież tylko niektórzy z tego niemałego grona.
Nic dziwnego, że organizatorzy zdecydowali się na tę publikację. Nie jest to jednak tylko wydruk nagranych uprzednio wypowiedzi. Wszystkim zacytowanym monologom twórców towarzyszą inteligentne, zaczepne dialogi autorów książki, będące swoistymi komentarzami, wariacjami na temat wątków dotkniętych przez poszczególnych odpytywanych artystów czy krytyków. Powstała dzięki temu książka niezwykła, w której obok spontanicznych wypowiedzi, z reguły przeczących wszelkim końcom sztuki można znaleźć głębokie diagnozy rozmaitych zjawisk we współczesnej kulturze i sztuce. Dzięki temu książka posiadła doprawdy istotny sens dydaktyczny. I to nie tylko z tego powodu, że do mojej anegdoty o tym, jak ciężko przeżyłem swój pierwszy kontakt ze sztuką (teatralną), „zmuszony” do ugryzienia koleżanki mojej mamy, która nie chciała mnie wypuścić z sali, gdzie grano uporczywie „Królewnę Śnieżkę”, i dopiero ugryziona (koleżanka mamy) ustąpiła, autorzy dodali dialog o „ukąszeniach” w kulturze. Rozwinęli ten wątek szeroko od biblijnego gryzu zakazanego owocu przez długą historię relacji wampirycznych aż po ukąszenie heglowskie. To się nazywa wyprowadzić z igły widły!
Doprawdy z pełnym podziwem podchodzę do twórczej pracy Marty Olbryś i Arura Krajewskiego, którzy za pośrednictwem tej książki uświadamiają, jak ważna (i dlaczego) dla człowieka jest sztuka i jak nie możemy się bez nie obyć. Z tego pewnie powodu najbardziej przypadła mi do serca i rozumu wypowiedź Michała Handelzaltsa, krytyka teatralnego z Izraela, przez ponad czterdzieści lat związanego z gazetą „Haaretz”. Michał (nagrano jego słowa podczas wspomnianego Kongresu Krytyków Teatralnych) powiedział: „Wyobrażam sobie koniec świata, ale końca sztuki raczej nie. Sztuka zostanie – to, co było napisane i utrwalone. Świat się skończy, ale gdzieś w galaktykach coś tam będzie się odtwarzać”.
Brzmi to pięknie i uwodzicielsko, chociaż my recenzenci, a tym bardziej aktorzy, zdajemy sobie sprawę, że spektakl teatralny umiera wraz z zapadnięciem kurtyny. Przestaje istnieć. Oczywiście, do pewnego stopnia umiera, bi trwa w pamięci widzów, często długo po zakończeniu i namiętnie bywa rozważana, kawałkowana, oceniana. Ale i na to kiedyś przyjdzie kres, bo widzowie nie żyją wiecznie, a także ich pamięć płata figle, spektakle się mieszają, zmieniają, tworzą nowe konfiguracje. Wtedy na polu bitwy pozostaje reporter i krytyk. Reporter może spektakl, zarejestrować (i, oczywiście, sfałszuje jego temperaturę, bo to nie będzie już spektakl, tylko reportaż ze spektaklu). Recenzent może opisać aurę wspólnoty pewnego wieczoru teatralnego, który wraz z widzami odczul i skomentować sens tego spotkania. Ale i on filtruje wszystko przez swoje doświadczenia, wrażliwość, umiejętności. Nie ma więc żadnego dobrego wyjścia, pozostają tylko okruchy. A mimo to sztuka, nawet sztuka teatru trwa, nie ginie, odradza się, w jakiś przedziwny sposób, jak sugeruje Handelzats pozostaje.
Do książki Olbryś i Krajewskiego piękny a krótki wstęp napisał Ernest Bryll. Wiadomo, Poeta. Nie mogę się oprzeć, aby nie zacytować kilku zdań z jego pełnego finezji tekstu:
„Trudno doprawdy wyobrazić sobie koniec sztuki, życia, nicości. Można się zajmować określeniem stanów nicości, końca, a nawet daje to urocze rezultaty. Można nieświadomie żyć w przekonaniu o swoim wieczystym byciu, które da nam szansę oglądania niebycia bez sztuki. Bo koniec życia, jak i koniec sztuki niby (dla mnie) jest wyobrażalny teoretycznie, a praktycznie nie”.
W tym to duchu rozmawialiśmy tydzień temu w warszawskim kinie Atlantic, gdzie obywała się promocja książki Olbryś/Krajewskiego. W panelu obok autorów uczestniczyła Małgorzata Lewińska i ja. Obecna była grupa artystów i krytyków, którzy wypowiedzieli się w ankiecie „Koniec sztuki”, prowadzonej przez kilka lat z inicjatywy autorów, a m.in. Dorota Stalińska, Monika Małkowska, Monika Zamachowska, Jarosław Boberek, Edward Lutczyn. Trochę się wykręcałem, mówiłem coś o durnym pomyśle „końca historii” Fukuyamy, a także dziwadle językowym, czyli „postprawdzie”, maskującym pospolitą nieprawdę, podtrzymując swoje przekonanie, że z tym końcem sztuki to jawny humbug, choć doskonały pretekst, aby wszcząć ciekawą i wartą grzechu rozmowę o miejscu sztuki we współczesnym świecie.
Przed końcem spotkania „ukradłem” puentę prowadzącym panel, Agacie Michalik i Jerzemu Jankowskiemu. Wyciągając wysoko ponad siebie, jak tylko umiałem, książkę Olbryś i Krajewski o wiadomym tytule, powiedziałem: „Oto jest „Koniec sztuki”. Innego końca sztuki nie będzie”. Parafraza wiersza Miłosza była tu całkiem na miejscu, bo na ten wiersz („Piosenka o końcu świata”), powołano się w krótkim filmie opowiadającym o akcji Grupy The End of Art, który zobaczyliśmy na początku spotkaniu w Atlanticu. Jedno jest pewne: powstała książka żywa, która może pomóc w młodzieży chowaniu – dla nauczycieli prawdziwy skarb. Przeczytajcie ją do… końca.

Marta Ewa Olbryś i Artur Krajewski, KONIEC SZTUKI?!, Fundacja Kultury i Sztuki artHolding, 2017

trybuna.info

Poprzedni

Prometeusz polskiego socjalizmu

Następny

Z bronią na Manhattanie