Czy można było uniknąć śmierci górników, kto moralnie odpowiada? „Niechaj w tym umęczonym kraju nie popłynie ani jedna kropla polskiej krwi”…Dlaczego nienawiść zastąpiła rozsądek, samozachowawczy instynkt? Dramat tkwiący „jak cierń”. Część II
Sąsiedzi?…
Różni „uczeni”, politycy i publicyści nie chcą zauważyć, że interwencyjne działania sił MSW i Wojska były bacznie obserwowane tak w kraju jak i za granicą. Świadomie zapominają, że były „ostatnią deską ratunku” przed bratobójczą wojną domową i rozpadem państwa. Wobec tego, postanowienia odnośnych dekretów Rady Państwa musiały być niezwłocznie przestrzegane, w imię racji wyższych, bezpieczeństwa ogółu obywateli oraz definitywnego pozbawienia znanych kręgów nadziei na wewnętrzny chaos i „bratnią pomoc”. Czym wówczas i dziś, po 36 latach można racjonalnie, logicznie tłumaczyć taką głuchotę i ślepotę, zacięcie, zaparcie w sobie? Sądzę, że niczym sensownym, może Czytelnicy wiedzą.
Podkreślę – zagranica. Sytuacja w Polsce była bacznie obserwowana w ZSRR, CSRS, NRD, Watykanie, w USA, na Zachodzie. I co – kto dziś może dać wiarygodne, autorytatywne zapewnienie, że nasi sąsiedzi widząc strajkową sytuację – nie podjęliby decyzji o udzieleniu „bratniej pomocy”? Powiem wręcz dobitnie – kto myśli, iż w Moskwie, Berlinie i Pradze bacznie, dość wnikliwie analizowano, ilu ludzi i gdzie strajkuje, a ilu tylko protestuje stojąc na ulicy albo pod zakładem pracy-jest w piramidalnym błędzie, oszukuje siebie i bliskich. Za to też ponosi odpowiedzialność – moralną przed sobą i bliskimi. Czy uważa, że nasi sąsiedzi „musieli” słuchać głosu z Watykanu i „anemicznych dywagacji” USA, Zachodu (poza RFN), brać pod uwagę – także jest w błędzie! Dla naszych sąsiadów liczyła się ich prosta ocena sytuacji w Polsce – strajkuje Śląsk, Trójmiasto, Szczecin, Kraków, Warszawa, inne miasta oraz, że MO, Wojsko, a szczególnie władza bezczynnością „zachęca” do strajków, nic z tym nie robi. Dla naszych sąsiadów stąd wynikałby także prosty wniosek – trzeba wejść, opanować sytuację, zrobić z tym porządek! Na ich sposób „wyręczyć”, zmienić taką władzę – czyim, jakim kosztem, kto racjonalnie to wyjaśni wszystkim prawoskrętnym?
Czy tylko odpowiedzialność ZOMO?
Oddział ZOMO wszedł na teren kopalni, obrzucając zgromadzonych górników gazem łzawiącym. Gryzący dym nie przyniósł oczekiwanego skutku, tj. rozproszenia, ustąpienia górników. Wielokrotne wezwania przez megafony do opuszczenia kopalni, do zaprzestania oporu, okazały się „wołaniem na puszczy”. To była ostatnia chwila na uniknięcie ofiar. Niestety, górnicy odpowiedzieli „narzędziami walki”, posypały się śruby, nakrętki, poszły w ruch dzidy. Widząc rannych kolegów, funkcjonariusze plutonu specjalnego ZOMO odpowiedzieli ogniem broni palnej. Nic więc dziwnego, że sądy w ocenie działania funkcjonariuszy dopatrzyły się zachowania w obronie koniecznej. O tym „szczególe” jest zupełna cisza. Że rannych było 40 funkcjonariuszy-też cisza! Padli zabici i ranni górnicy. Czy było to odruchowe, indywidualne, czy na komendę użycie broni, badał trzykrotnie niezawisły sąd, wydając trzykrotnie uniewinniający funkcjonariuszy wyrok. Nie podejmuję się jego oceny (późniejszy wyrok jest skazujący, także wobec gen. Czesława Kiszczaka). W aspekcie moralnym, ludzkim, skłania do rozmyślań nad kwestią winy i kary.
Najprościej powiedzieć, że winni są funkcjonariusze ZOMO, bo:
– weszli na teren kopalni i obrzucili górników pojemnikami z gazem łzawiącym, (pomija się pytanie o podstawę, o powód tego działania);
– mogli się wycofać po zaatakowaniu ich przez górników „narzędziami walki”, trzymać swoje emocje (nerwy) na wodzy, gdyż to oni reprezentowali „siłę”. Kilka razy próbowali innymi sposobami rozpędzić strajkujących, nie udało się. Nie powstrzymali swego ciśnienia emocji i doszło do tragedii;
– w rozumowaniu niektórych „uczonych” ludzi – funkcjonariusze powinni nawet dać się zabić górnikom, gdyż w pewnym sensie jest „wpisane w ich zawód”, jako przedstawicieli władzy (to wygodna teza, dla dzisiejszych krytykantów PRL). Oczywiście, o cenę własnego życia funkcjonariuszy, głównie w obliczu niebezpieczeństwa, a takie na terenie kopalni ich spotkało (obrona konieczna) – nikt z tych „teoretyków” nie pyta, nie zastanawia się, jest to dla nich obojętne.;
– spowodowali śmierć 9 górników oraz 21 zranili (skutek emocjonalnej reakcji na agresywne zachowanie górników).
W tym miejscu wypowiem brutalną – do skrajnego bólu logikę. 19 funkcjonariuszy ZOMO, wystrzeliło 156 pocisków. Strzelali z broni maszynowej, odległość ok. 50-70 m, do zwartej grupy górników. Brutalnie pytam – ilu „powinno” zginąć, czy „tylko” 9, a może 150 i więcej? Brutalnie pytam-czy ZOMO-wcy w tej sytuacji chcieli zabić?, czy użyli broni palnej dla wymuszenia posłuchu, strzelając w ziemię, a rykoszety ( o tym też cisza) w krytycznym momencie i napięte nerwy przyniosły tragiczny skutek. Brutalnie pytam – dlaczego ZOMO-wcy „zmarnowali” prawie 150 pocisków? Chyba tymi pytaniami doprowadziłem Państwa Czytelników do skraju cierpliwości. Może to otrzeźwi fałszerzy tej tragedii, np nie wstydzono się zmienić usytuowania różnych obiektów wokół „miejsca zdarzenia”, gdy prowadzono wizję lokalną przed jedną z rozpraw sądowych, co kilka lat temu opisał tygodnik NIE. Może to skłoni Polaków do głębokiego namysłu nad tragizmem tych śmierci, też nad tragizmem szubienicy w Katowicach, na 3 tygodnie przed tą 36 rocznicą. Dlaczego o tej szubienicy już trwa taka wymowna „rozwaga”, na czyją, konkretną śmierć czekają moralizatorzy?
Czym tłumaczyć postępowanie górników?
– że chcieli wymusić spełnienie postawionych żądań, odrzucając każdą perswazję dyrekcji kopalni, przedstawicieli władz administracyjnych, Wojska i MO. Dlaczego racje „strony władzy” są pomijane, lekceważone, kto logicznie to objaśni?;
– że bronili prawa do strajku na terenie kopalni, a pomija się wzgląd na politycznie zmienioną sytuację kraju, na zakaz strajków mocą dekretu Rady Państwa, o którym doskonale słyszeli i wiedzieli;
– że „bronili się”, atakując funkcjonariuszy ZOMO;
– że ponieśli ofiary, które w przeświadczeniu górników i rodzin usprawiedliwiają ich motywacje i działanie.
Czy za śmierć górników należy tylko i wyłącznie obciążać władze, co od wielu lat bezpardonowo wpaja IPN? A gdzie miejsce na ocenę sytuacji, wartości i ceny życia własnego i cudzego przez organizatorów strajków? Czy za to wszystko ma odpowiadać – powtórzę – tylko władza? Czy to ma zaspokoić, zagłuszyć głos własnego sumienia? Jedynie profesor Karol Modzelewski, współtwórca Solidarności – na konferencji naukowej w IPN, w XX-lecie stanu wojennego m.in. odniósł się do tragedii w kopalni „Wujek”: „Ja też ponoszę moralną odpowiedzialność za śmierć tych ludzi. Odpowiedzialność, od której nikt z nas, biorących czynny udział w podejmowaniu decyzji, nie może się wykręcić i nie powinien składać jej wyłącznie na kogoś innego”. Mocne słowa i moralnie czyste.
Czy własna, górników ocena sytuacji w kraju i na zewnątrz – diametralnie różna od oceny kierownictwa państwa, uprawniała ich do lekceważenia prawa i stawiania wyżej „swojej oceny” niż władzy? Czy górnicy wiedzieli „lepiej i więcej” niż władza? Kto w tej sytuacji miał obowiązek okazywać posłuszeństwo prawu i rozwagę w działaniu – czy władza wobec górników i szerzej – społeczeństwa? To prawda, naturalną koleją rzeczy jest, że „władzę” wybiera społeczeństwo. Ale to nie oznacza jej krępowania, ubezwłasnowolnienia w decyzjach grożących bezpieczeństwu państwa i obywateli. Powtórzę – ocena skali i realności każdego zagrożenia i doboru środków ratunkowych, zapobiegających najgorszemu należy do władzy. Społeczeństwo ma także naturalne prawo oceniać i rozliczać władzę z podjętych decyzji, ale nie w momencie ich realizacji, gdyż oznaczałoby to paraliż organów lokalnych i państwowych. W praktyce byłoby zaprzeczeniem istoty sprawowania władztwa. Od wielu lat grupa zaślepionych polityków, prawników i publicystów przy każdej okazji rozlicza, „wydaje wyrok” na Generała, na ówczesne władze, za tę tragedię. Niektórzy dla pomnożenia rozmiarów jej siły, w opisie używają pojęcia „masakra”, zamiast rozumu i wyobraźni (nawet, jeśli są niewielkie), mając za nic ustalenia choćby Sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej (SKOK) i uchwałę Sejmu z 25 stycznia 1982 r.
A co z poległymi górnikami, ofiarami stanu wojennego, z ich rodzinami? Widocznie uznali, że racja była i jest po ich stronie. Nie chcąc pogodzić się z realiami – wybrali śmierć, w czym wyraźnie „pomogli” im niektórzy organizatorzy strajku, także księża. Należy oddać hołd ich życiu, zapalić znicze pamięci. Zadumać się nad roztropnością szafowania ludzkim życiem. Nad brakiem rozumienia sytuacji w jakiej się znaleźli, w jakiej przyszło im działać, podejmować decyzje. Nad losem, który wystawia człowieka na różne, ciężkie próby, jak z nich wychodzi, korzystając ze swego rozumu, komu i czemu daje posłuch, co odrzuca, lekceważy… Należy wyrazić szczery żal, że słowa, wręcz błaganie Generała „by nie popłynęła ani jedna kropla polskiej krwi” nie do wszystkich głów i serc górników, ich rodzin i przywódców strajkowych dotarły. I to jest osobisty dramat Generała, tkwiący „jak cierń”. Górnicy sobie i Generałowi zadali ten ból – na zawsze.
Wobec powyższego – co z karą?
Gorycz i żal, niesmak i poczucie winy funkcjonariuszom ZOMO, będzie towarzyszył do końca. Tego nikt nie ma prawa im odmawiać, z ludzkiego rozumienia sytuacji w jakiej się znaleźli. Czy wobec wytworzonej przez lata atmosfery wokół tej tragedii oraz z uwagi – głównie na moralne konsekwencje i dolegliwości dla własnych rodzin, mają przyznać się do winy, bo nie o wyrok i więzienie tu chodzi, a „zbrodniarzami” nazywani są publicznie. Czy ich wybór zachowania milczenia i życie z przeświadczeniem winy do końca, nie jest rodzajem moralnej, duchowej kary, nieznośnym, wręcz gryzącym ciężarem sumienia? Czy w takim rozumieniu winy i kary należy bezwzględnie żądać od nich ujawnienia stanu swego ducha? Czy po takim ujawnieniu ich życie okazałoby się znośniejsze – nie sądzę. Bo gdyby tak było – przyznanie się do winy nastąpiłoby o wiele wcześniej. A czy dla pokrzywdzonych byłoby to wystarczającą formą moralnego zadośćuczynienia – też nie sądzę. Wówczas, po takim „wyznaniu winy” funkcjonariuszy ZOMO i ich rodzin można byłoby wytykać palcem, do woli potępiać moralnie według własnego uznania. Zapytam więc – czy byłaby to „kara permanentna”, czy zemsta? Użyło broni palnej wielu, kto faktycznie spowodował śmierć, kto zranienie, a kto strzelając nie wyrządził żadnej krzywdy – ani dziś, ani wówczas nie podobna ustalić. To szczególny przypadek „zbiorowej winy i kary”, bez możliwości wskazań indywidualnych. Powie to każdy, kto zmuszony okolicznościami używał broni palnej. Widać jak trudne to jest do zrozumienia przynajmniej przez część pokrzywdzonych rodzin.
Dla strony górniczej „karą” są ofiary oraz ból i łzy rodzin. Tak, większej kary nie ma! Nie panując nad sytuacją i własnymi emocjami, przyczynili się do spowodowania własnej śmierci i ran. Ale w każdej sytuacji, a tej szczególnie – jest kwestia współodpowiedzialności. O tym część górników i rodzin zabitych nie chcą słyszeć. Pytania z tym związane przyjmują histerycznym oburzeniem, epitetami, nie stroniąc od powoływania się na Ewangelię i Opatrzność. Traktuję to jako tłumienie wyrzutów własnego sumienia, że może głośniej, natarczywiej należało wzywać męża, ojca i brata do domu, kategorycznie żądać powrotu do rodziny. Taka świadomość nie daje spokoju przez lata, fakt utraty bliskiej osoby jest po prostu nie odwracalny. Po ludzku to rozumiem, z jednym zastrzeżeniem. Generał od chwili tragicznego zdarzenia nie uchyla się od moralnej współodpowiedzialności, a w sensie prowadzonego tu rozważania – powtórzę, jest to „rodzaj kary”. Taka postawa Generała chyba w mniemaniu części górników i rodzin zabitych, pozwala im czuć się zwolnionymi ze współodpowiedzialności za tragedię. Więcej, przenosić ją w całości na barki Generała, przypominając paleniem zniczy i fotografiami zabitych pod domem 13 grudnia. Czy jest to etycznie, moralnie właściwe – bez względu na górnicze rozumienie winy i kary – –niech się wypowiedzą Czytelnicy. Na marginesie zauważę, że kilkanaście lat później w tej kopalni podczas kręcenia filmu „Śmierć jak kromka chleba” zginął chłopiec, który będąc statystą, uciekał przed strumieniem „zomowskiej wody”. Kto o tej śmierci pamięta?
Postawa Generała…
Jest tu okazja, by przypomnieć, że pierwszą wizytę w kopalni „Wujek” Generał złożył jako Prezydent PRL 2 grudnia 1989 r. W księdze pamiątkowej Kopalni zapisał słowa: – „Płynęły przez śląską ziemię potoki polskiej krwi. Tej, która tu została razem przelana, mogliśmy uniknąć. Niech pamięć o Niej będzie przestrogą dla żywych i hołdem dla Ofiar”. Zebrani ludzie z niezwykłą dozą wrogości odnieśli się do gościa. Pojawiły się transparenty z uwłaczającymi hasłami. Generał z właściwą sobie godnością wysłuchał wielu, personalnie krzywdzących zarzutów, adresowanych do organów władzy różnych szczebli. W takiej rozentuzjazmowanej scenerii, trudno było o rzeczową rozmowę. Ale najważniejsza była obecność Generała. Miała wymiar personalnej pokory wobec cierpienia ludzi dotkniętych tragedią. Na taką postawę mógł sobie pozwolić tylko człowiek formatu Generała. Delegacja górników z Jerzym Wartakiem została zaproszona na spotkanie do Belwederu. Rozmowa była długa, pełna szczegółowych opisów ówczesnych zdarzeń i refleksji natury ogólniejszej, w kategoriach racji środowiskowych, narodowych i państwowych.
Myśl Jerzego Wartaka o przebaczeniu
Z ludzkiej, ewangelicznej istoty przebaczenia wynika pierwszeństwo jego okazania przez osobę pokrzywdzoną. Przypomnę – tak postąpił Papież-Polak wobec Ali Agcy i Generał po ciężkim zranieniu kamieniem, grożącym utratą życia, we Wrocławiu, w 1994 r., podczas podpisywania książki „Stan Wojenny. Dlaczego”. Wybaczył sprawcy, choć ten w żadnym stopniu nie doznał niczego złego, ani bezpośrednio, ani pośrednio od Generała. Także i wymiar kary był symboliczny, choć Generał prosił sąd o jej darowanie szaleńcowi.
Do myśli o przebaczeniu wspomnianego już Jerzego Wartaka, skłoniła śmierć Jana Pawła II. Zwrócił się do swoich kolegów z dawnego komitetu strajkowego, członków rodzin ofiar i księży, którzy wówczas wspierali strajk górników z pomysłem napisania apelu o przebaczenie i pojednanie. Ogłoszono go 12 kwietnia 2005 r., w następującym brzmieniu:
„Najtrudniejsza sztuka przebaczania nieprzyjaciołom znajduje wzór w Ojcu Świętym – On przebaczył temu, który targnął się na Jego życie. Nam dokucza ból zadany przez nieporadne polskie sądownictwo i bezkarność zbrodniarzy. Nie chcemy poddawać się uczuciom zemsty, naszą nadzieję na sprawiedliwość oddajemy w ręce Boga Sprawiedliwego i Miłosiernego. Zaś do wszystkich rodaków dobrej woli zwracamy się z apelem pojednania się w duchu Jana Pawła II. Krzywdzicieli prosimy o uznanie swoich win i zadośćuczynienie! Pokrzywdzonych prosimy o przebaczenie doznanych krzywd. Młodych – wzywamy do «przeniesienia ku przyszłości» – bez podziałów pokoleniowych – «to całe olbrzymie dziedzictwo dziejów», któremu na imię Polska”.
Podpisali: przywódcy strajku: Adam Skwira, Stanisław Płatek, Jerzy Wartak; córki poległych górników: Agnieszka Gzik-Pawlak, Magdalena Wilk-Bednarczyk, Katarzyna Kopczak-Zagórna oraz księża: Henryk Bolczyk i Paweł Buchta.
Pozytywna ocena treści tego apelu, szczególnie intencji Jerzego Wartaka, którego miałem przyjemność poznać osobiście, zasługuje na szczególny szacunek i uznanie. Jednak zdanie „Nam dokucza ból zadany przez nieporadne polskie sądownictwo i bezkarność zbrodniarzy” – wywołuje pewien niesmak, dysonans. Czy nie przypomina to znane credo – „sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”? Czy wyrok pozbawienia wolności dla kilku funkcjonariuszy ZOMO i w zawieszeniu dla gen. Czesława Kiszczaka; po procesie z oskarżenia IPN o stan wojenny gen. Wojciecha Jaruzelskiego (którego już nie będzie) – zdjął autorom „dokuczliwość bólu” potwierdził, że „nie chcą poddawać się uczuciom zemsty”? Osąd szczerości tego wyznania z pobrzmiewającą w moim odczuciu fałszywie nutą chrześcijańskiej motywacji – pozostawiam Czytelnikom. To jeszcze jeden dowód, argument w „ludzkiej ludzi historii”.
Apelem zainteresowała się prasa. We wspomnianym artykule „Górnik przebacza”… przeczytałem takie wypowiedzi: „Pora wreszcie przestać patrzeć wstecz. Skoro biskupi polscy i niemieccy potrafili się pojednać po tak krwawej wojnie, dlaczego Polak z Polakiem nie może tego zrobić”. Generał Czesław Kiszczak mówił: „Inicjatywą górników kopalni Wujek jestem szczerze i głęboko poruszony. Jest to szlachetna i wielkoduszna postawa członków rodzin poległych oraz górników bezpośrednio poszkodowanych w czasie tragicznych wydarzeń 16 grudnia”. Tu, za „Trybuną” nr 291 z 13.12.04 r., artykuł pt. „Liczyło się życie” cytuję: „Gen. Czesław Kiszczak w ostatniej chwili ograniczył możliwość użycia broni przez Milicję Obywatelską”. Szyfrogram (gazeta zamieszcza fotokopię pierwszej strony) o treści „w wypadkach nadzwyczajnych można użyć środków przymusu bezpośredniego w tym chemicznych środków obezwładniających i urządzeń do miotania wody a w przypadkach wyjątkowych również broni palnej, gdy nie można inaczej uniknąć niebezpieczeństwa zagrożenia – tu zostało odręcznie wpisane słowo «życia» lub zamachu”. W tym szyfrogramie zostali upoważnieni dowódcy pododdziałów do „wydania decyzji o użyciu broni, gdy „wszelka zwłoka groziłaby bezpośrednim niebezpieczeństwem dla życia, zdrowia, albo mienia społecznego w znacznych rozmiarach”. Nie mam zamiaru polemizować z sądem. Czesław Kiszczak był sądzony za wysłanie tego szyfrogramu, czym w ocenie sądu sprowadził niebezpieczeństwo utraty życia przez górników. Chyba nie trzeba mieć wielkiej wiedzy, by wiedzieć, że MO codziennie stykała się z różnymi zdarzeniami i przestępcami. Stąd i użycie broni każdorazowo następowało w innych okolicznościach, sytuacji. Przez to nie zamierzam powiedzieć, że górnicy byli przestępcami. Że byli wśród nich ludzie nie odpowiedzialni – dowodem ta tragedia. Jeśli bezpardonowo chcemy potępiać MO, ZOMO za używanie broni w stanie wojennym, to uprawnione jest pytanie o używanie broni obecnie. Wszak mamy demokrację, którą podobno wszyscy kochamy, a poprzedni ustrój odszedł w niebyt. Znane są przypadki, że chęć zatrzymania osoby uciekającej – jak się okazuje nie zawsze przestępcy – skutkującej zabiciem, nie powinna być wyłącznym argumentem do użycia broni.
List otwarty Generała
Wracam do poprzedniego wątku. Za sprawą telewizyjnego programu „Co z tą Polską?”, apel stał się pewną sensacją. Na jego emisję 27 kwietnia 2005 r., Tomasz Lis zaprosił autorów apelu oraz gen. Wojciecha Jaruzelskiego i „niedoszłego premiera z Krakowa”. Arogancja „premiera” sprawiła, że program nie osiągnął zamierzonego celu. Po jego zakończeniu Generał chwilę rozmawiał z Agnieszką Gzik – Pawlak i Jerzym Wartakiem. Kilka dni później prasa, z inicjatywy Córki Moniki, opublikowała list Generała o treści:
Szanowni Państwo, Agnieszka Gzik-Pawlak, Jerzy Wartak
27 kwietnia br. (2005) w TV Polsat o godz. 21.45 w ramach audycji „Co z tą Polską?” odbyła się dyskusja wokół apelu o „przebaczenie doznanych krzywd”. Punktem wyjścia była tragedia w kopalni Wujek 16 grudnia 1981 roku.
Państwo reprezentowali autorów Apelu. Z wielką przykrością stwierdzam, że dyskusja zboczyła z głównego toru. Czuję się tego współwinny. Odebrałem zbyt emocjonalnie, nerwowo pewne wypowiedzi krzywdzące i obraźliwe. Żałuję, że doszło do sytuacji, w której problem apelu nie został potraktowany dogłębnie. Jestem z całym szacunkiem dla jego autorów. Przykro mi, że Państwo mogli być nie usatysfakcjonowani moimi wyjaśnieniami i deklaracjami. Dlatego też raz jeszcze z całą mocą wyrażam ubolewanie wobec owej tragedii. Ponawiam słowa głębokiego współczucia rodzinom poległych górników. Stan wojenny widzę w wymiarze szerszym, przed czym Polskę uchronił – jestem o tym głęboko przekonany. Szanuję też inne, rzeczowe opinie. Jednocześnie wiem, że nie pomniejsza to po prostu ludzkiego uczucia żalu i bólu z powodu dotkliwych, w tym tragicznych, skutków różnych wydarzeń tamtego czasu. Oświadczałem to publicznie wielokrotnie.
Wyrażam gotowość odbycia spotkania, rozmowy w dowolnym miejscu i czasie – aby jeszcze raz pochylić się nad bolesnym doświadczeniem przeszłości, z myślą o przyszłości, do czego wzywa Apel.
Z szacunkiem. Wojciech Jaruzelski
(List ten traktuję jako otwarty).
4 maja 2005 r. Generał przyjął Jerzego Wartaka w swoim mieszkaniu. Potem było jeszcze kilka spotkań. Jak pisze redaktor wspomnianego już artykułu, „W pewnym momencie Wartak poczuł, że jest sam. Wiedziałem, że coś nie wychodzi. Nie było ani jednej osoby, która by mi powiedziała: «Jurek, w czym ci mogę pomóc?» Współautorzy apelu tłumaczyli się nadciśnieniem, nawałem pracy. Panie Generale, jak Polska nie chce, to my sami się pojednamy”
Zabici górnicy z Wujka mają pomnik i kwiaty od polityków… ale szczęścia do zbyt roztropnych przywódców nie mieli. Część ich kolegów i rodzin zieje nienawiścią do władzy, do Generała. Niektórzy, jak Jerzy Wartak, wiele zrozumieli z historii lat 1980-1981, której współkreatorem była „S”. Obaj Panowie chcieli i doprowadzili do osobistego pojednania i przebaczenia. Inni trwają w zapiekłości, i tak chyba pozostaną na kolejne lata. Tragedia „Wujka” to przykład nienawiści ekstremy „S” do władzy, także do Generała. Za tę ideową wrogość zapłacili życiem zbałamuceni, oszukani górnicy. Zapłacili niektórzy działacze „S” Kopalni, błędnym przekonaniem o „takiej słuszności”, jak wspomniany Jerzy Wartak. Wiele lat stracił zanim doszedł, że nie było to „tak”, jak tłumaczyli ekstremiści. Że Generałowi też nie można odmówić racji, a prezentowane oceny i poglądy mają pokrycie w faktach i nie są tylko błahym usprawiedliwieniem, a szczerym wyznaniem prawdy, powtórzę – szczerym!
Generał w tamtej rozmowie z Jerzym Wartakiem zauważył, że „inni sygnatariusze apelu jeszcze nie dojrzeli do tego”. Elegancko powiedziane, jak zawsze w ustach Generała. Widocznie na to „dojrzewanie” jeszcze za mało czasu, by zrozumieć tragizm. Dalej Generał mówi: „A przecież to ja chciałem do nich przyjechać na kopalnię Wujek. Chciałem w tym miejscu jeszcze raz podkreślić: biorę odpowiedzialność za to, co się stało. Natomiast, jeśli oczekiwali ode mnie, że przeproszę za wprowadzenie stanu wojennego, to tego nie usłyszą. Chciałem, żeby zrozumieli nas, nasze ówczesne działanie.” Jak widać niektórzy górnicy i rodziny zabitych mają „swoje rozumienie” motywów ówczesnego działania władzy, nie chcą słyszeć co „tamta władza” miałaby na swoje wytłumaczenie, bo przecież – broń Boże – nie na usprawiedliwienie. A wtedy konieczną mogłaby się okazać weryfikacja „takiego, swojego rozumienia”. Jak widać, w Katowicach dla pewnej grupy ludzi jest to niepokonalna bariera (może tu kryje się „tajemnica” szubienicy). Wolą pozostać w swej zatwardziałości – ich wybór. Tylko dlaczego upokarzali Generała odmową spotkania, wyłożenia racji, spojrzenia im w oczy i zapewne kolejny raz wyrażenia ubolewania. Myślę, że to jest już daleko poza ich rozumieniem skali i form cierpienia, także nauki Papieża – Polaka o godziwym życiu. Że jest to już stan, w którym – jak mówi Adam Michnik – „Zamknięci w twierdzach własnej pamięci i własnego bólu nie zauważamy nawet, jak niechęć i ból przeobrażają się w nienawiść i odwet”.
Generał z dużym szacunkiem odnosił się do Jerzego Wartaka. Dał temu publicznie wyraz, m.in. podczas promocji swojej książki „Pod prąd”, co złośliwie skomentowały niektóre gazety. Nie ukrywał, że „Wartak zrobił duże wrażenie. Ma podstawy do noszenia w sobie urazów w stosunku do minionego systemu i ludzi, którzy go reprezentowali. Ale potrafił wznieść się ponad te urazy, szuka porozumienia. Przykro mi, że został sam. Że odwrócili się od niego nawet księża. Ale ja z tej drogi nie zejdę” – kolejny raz deklarował Generał! I na niej pozostał do końca życia. Jerzy Wartak był na pogrzebie Generała czułem cząstkę Jego bólu, byłem obok i moja wdzięczność dla Niego, trwać będzie też po grób… Dziękuję Panie Jerzy za dowód rozumienia „dobra i winy”.
Dobro poświęcone, dobro uratowane
Obaj Panowie – Generał i Wartak dowodzą, że życie górników to „dobro poświęcone”, czy było wtedy konieczne? Wielu, nie wyłączając zapiekłych w swej odporności na racje i argumenty od lat pozostaje w tym stanie. Inni jednak są zdania, że póki Polacy rozmawiają ze sobą, nawet się kłócą, ale nie podnoszą na siebie ręki, nie należy im „pomagać”. Tamta zapiekłość słowna doprowadziła do śmierci, dojmującego bólu i żalu na pokolenia. Dziś, po 36 latach ma wymiar wrogości i nienawiści płynącej od ludzi, wywodzących się z „pnia solidarnościowego”, do tego często zdobionych patriotycznymi zaklęciami. Może inni znajdą właściwą tego ocenę? Czyje „solidarnościowe oczy i serca” poraża szubienica w Katowicach?
Natomiast już wtedy i po latach okazało się, że działanie władzy było konieczne w wymiarze krajowym, polskim, chroniąc przed bratobójczą walką. Konieczne też było wobec sąsiadów, chroniąc przed ich „zbrojną pomocą”. W tym wymiarze było „dobrem” ratującym życie innych. Dobitnie i wielokrotnie, publicznie i osobiście Generał przepraszał wszystkich, których dotknęła jakaś krzywda i niegodziwość, ze strony „ludzi władzy”. Ale „dobrem ratowanym była również wartość najwyższa, jaką jest wolność narodu i państwa. Nawet jeżeli ta wolność i suwerenność były ograniczone” – stwierdziła cytowana SKOK.