

Książkami można dekorować gabinety, ocieplać niedogrzane pomieszczenia. Dyktatorzy pali palące ich władzę książki, poeci rozpalali nimi uczucia. Poza tym książki można też czytać.
Czas polskiej głupoty. Nieraz ostatnio słyszeliście określenie „Pożyteczny idiota”. Używają go często polscy prawicowi politycy, komentatorzy polityczni i konserwatywni moraliści. Zwykle wobec krytyków rusofobicznej postawy polskich mediów, zauważający ich bezalternatywność i krótkowzroczność. W odwecie zostają „ruskimi onucami”, albo w wersji soft „pożytecznymi idiotami Putina”.
Bo w polskiej „debacie politycznej” ten synonim naiwniaka, który w dobrej wierze, kierowany złudzeniami i pobożnymi życzeniami, wspiera polityków, którzy go potem chętnie wykorzystują, zostało zredukowane do roli szantażu politycznego. Służy oczernianiu ludzi często ideowych, ale z wrogim formacji politycznych.
Zapewne ci prawicowi moraliści nie wiedzą, że mówią językiem Włodzimierza Lenina. On to w artykule „Cenne wyznania Pitirima Sorokina” szyderczo sumował porewolucyjne złudzenia polityka opozycyjnej wobec bolszewików lewicowej partii eserowców. Potem na emigracji wybitnego socjologa. Zapewne nieraz słyszeliście deklarację „Ja się polityką nie zajmuję”. W II Rzeczpospolitej dodawano do niej lizusowskie „Od polityki to ja mam Piłsudskiego”. Potem Piłsudskiego zastępował Rydz- Śmigły albo prezydent Mościcki. Ale jesienią 1939 roku polityka dopadła wszystkich obywateli II RP, nawet zdeklarowanych apolitycznych.
Dziś też można próbować odseparować się od „polityki”, ale i tak szybko nas dopadnie. Lepiej spróbować tak żyć z nią, aby dodatkowo nie zgłupieć.
Pomaga w tym książka Mirosława Karwata „Panoptikum polskie”.
Niezwykle ciekawa analiza socjotechnik współczesnej polskiej polityki, bo Mirosław Karwat fachowym politologiem jest. Do tego też profesorem. Prawdziwym, niemedialnym. Specjalizującym się w analizie „podstępnych form wpływów”, czyli manipulacji.
Dlatego lektura „Panoptikum polskiego” wyjaśnić może te najważniejsze polityczne manipulacje. Wszystkim, bo napisana jest językiem żywym, zrozumiałym, wolnym od pseudonaukowego żargonu.
Zaś dla bystrzejszych czytelników może nauczyć jak żyć, aby nie zostać „ciemnym ludem”. Co robić, by nie dać się wrobić w kolejny „Przekręt na polskiego patriotę”.
Najpierw jednak warto najpierw otworzyć swój umysł. Odrzucić dające błogość niemyślenia proste prawdy i schematy. Pogodzić się, że polityka materią żywą jest. Złożoną i zaskakującą.
Bo jeśli zaczniemy przyglądać się aktywnym instytucjom, to wiele z tych deklarujących swą „apolityczność”, ukaże swój polityczny charakter.
Dlatego profesor Karwat proponuje rzetelne, uczciwe definiowanie uczestniczących w polityce przeróżnych bytów.
Zatem nie nazywajmy apolityczną instytucję, która pełnić może liczne polityczne role. Nie określajmy znanego aktywisty społecznego jako „apolitycznego”, skoro niektóre efekty jego działalności wpisują się w polityczne taktyki i strategie największych graczy politycznych.
Nie nazywajmy też kandydata na polityka „apolitycznym” albo „obywatelskim”, tylko dlatego, że nie jest on formalnie członkiem lansującej go partii politycznej. Historia polityki zna wielu nienależących do partii politycznej aktywistów, których podstawowym zadaniem partyjnym była medialna „bezpartyjność”.
W Polsce pełno jest polityków strojących się w apolityczne szaty, bo zakłamanie i hipokryzja to fundamenty naszej polityki. Dochodzi powszechna obłuda krajowych polityków i ich zagorzałych, niczym piłkarscy kibole, „żelaznych elektoratów”.
Nie dziwmy się, że w polskiej klasie politycznej i zastępów ich kibolskich fanów obowiązuje „moralność Kalego”, znana z powieści Henryka Sienkiewicza. Krytycznego wobec ówczesnych polskich elit, ale wpisującego ją w usta afrykańskiego poczciwca.
Ta „moralność Kalego” stale pojawiała się w naszej historii. Także jako zasada, że „sprawiedliwość sprawiedliwością, ale wyroki sądów zawsze muszą być na naszą korzyść”.
Wiarę w nieuchronność takich „sprawiedliwych wyroków” dodatkowo umacniał powszechny infantylizm polskiej polityki. Głoszący wyjątkowość Polski i Polaków jako narodu przez boga i historię wybranego. Postrzegających politykę nie jako grę interesów, tylko zapisane boskie fatum. Oceniane wedle polskich moralnych reguł, czyli „moralności Kalego”.
Dlatego polski polityk regularnie deklaruje swą ideowość i przywiązanie do fundamentalnych wartości, zwykle konserwatywnych, katolickich, bez trudu porzuci zaślubiona partię i zdeklarowane poglądy, jeśli to zagwarantuje mu reelekcję. Tylko krowa nie zmienia poglądów, wyda potem oświadczenie.
A jego wyborcy ucieszą się, że nie wybrali krowy, tylko polityka z polskiej krwi i kości. Z niekwestionowanym „genem polskości”.
Mówi się, że pycha polityka zawsze kroczy przed jego upadkiem. W Polsce zawsze taka pycha idzie w parze z ignorancją, ogłupieniem.
Jeśli nie chcesz w naszym kraju władzy pysznej i głupiej, zacznij swe działania od lektury „Panoptikum polskiego”.
Mirosław Karwat. „Panoptikum Polskie. Widziane z lewej strony”. Wydawnictwo Adam Marszałek. Toruń 2024.