Ilekroć ludzie o prawicowych poglądach chcą powiedzieć, że coś jest złe, mówią po prostu, że jest lewicowe. A ja mam dokładnie odwrotnie. Prawica to samo zło, bo kojarzy mi się z wyzyskiem ludzi pracy, eksmisjami na bruk, negowaniem ocieplenia klimatu, ciemnotą, płasko ziemstwem. Oczywiście można mówić „konserwatyzm” bo to elegancko brzmi, ale to i tak postawa przeciwna postępowi społecznemu, a więc ciemniacka. Prawicowi są liberałowie, którzy utrzymują, że panujący system wyzysku i dominacji bogatych nad całą resztą i koncentracja bogactwa w rękach najbogatszego procenta jest OK.
Lewica zaś to formacja, która walczy o sprawiedliwy podział dochodu narodowego wytwarzanego wysiłkiem 17 milionów zapracowanych Polaków. To formacja, która opowiada się za równością pod każdym względem. Co oznacza niezgodę na rosnącą przepaść między ogółem społeczeństwa a garstką bogacących się bezwstydnie jego kosztem, tłustych kotów. Lewica jest za demokracją, to jest ustrojem, w którym rządzą ludzie a nie pieniądze. Człowiek lewicowy walczy z wszelkimi przejawami dyskryminacji ze względu na płeć, rasę, wyznanie, stan zdrowia, wiek, a także status ekonomiczny. Bo najbardziej dyskryminowaną grupą w Polsce są biedni.
Od jakiegoś czasu trwa na świecie a także w Polsce rewolucja obyczajowa. O swoje prawa walczą homoseksualiści, lesbijki czy osoby zmieniające płeć. Lewica wspiera te aspiracje wychodząc z założenia, że ludzie są równi i nie ma powodu by mniejszości seksualne traktować gorzej niż osoby heteroseksualne. Prawica jednak grając na uprzedzeniach ludzi, dla których zmiany obyczajowe zachodzą zbyt szybko uparła się by lewicę sprowadzać do roli orędowników homoseksualnych małżeństw. Są oczywiście osoby, które uważając się za lewicę sprowadzają swą aktywność do tych spraw. Na określenie tej formacji znaleziono nawet pojęcie „środowiska progresywne”. Bardzo często ludzi ci, mają w nosie walkę o prawa pracownicze czy inne palące problemy społeczne. Wieku z nich wcale nie jest żadną lewicą, walczą po prostu o prawa osób nieheteroseksualnych, tak samo jak o poszczególne prawa pracowników walczą nie tylko lewicowi związkowcy. Nie wystarczy być katolikiem, żeby być prawicowym. Podobnie nie wystarczy walczyć z dyskryminacją wobec jednej grupy społecznej, żeby być lewicowym.
Drugim tematem, który utożsamia się z lewicą jest „zielony ład”. A prawda jest taka, że ta koncepcja nie ma nic wspólnego z lewicowością, może z wyjątkiem uznania, że problem zmian klimatycznych istnieje i jest bardzo poważny. Lewica nie może jednak popierać strategii walczenia z nadchodzącą katastrofą klimatyczną poprzez urządzenie katastrofy ekonomicznej uboższej części ludności. Największymi trucicielami są bogaci, bo oni zostawiają największy ślad węglowy. Ale rachunek w ramach „zielonego ładu” wystawia się Kowalskiemu w postaci niemożliwych do zapłacenia rachunków za prąd. Żeby uniknąć tych rosnących rachunków trzeba by wrócić do epoki kamienia łupanego. Tymczasem w USA, gdzie zatruwanie per capita jest najwyższe na świecie, ku uciesze polskiej zidiociałej prawicy wygrał gość, który otwarcie neguje konieczność walki ze zmianami klimatu. A więc najbogatszy kraj na świecie wypisuje się z porozumień zmierzających do zapobieżenia przegrzaniu planety. A wystarczyłoby połowę tego co wydajemy jako ludzkość na zbrojenia przeznaczyć na niskoemisyjne lub bezemisyjne źródła energii, żeby nasze dzieci uniknęły klimatycznego Armagedonu. Wystarczyłoby opodatkować globalne korporacje. Wystarczyłoby pomyśleć, zamiast obciążać rachunkiem za ekscesy bogaczy tych, którzy nie dadzą rady ich płacić. W rezultacie takiej polityki wybory wygrywają tacy troglodyci jak poprzedni prezydent Brazylii Bolsanaro, który próbował zamordować płuca świata, Puszczę Amazońska.
Istotą prawicowości jest egoizm, brak troski o dobro wspólne. W ramach tej neoliberalnej, ultraprawicowej logiki bogaci zasłużyli na swoje bogactwo a biednym dobrze tak, bo się za mało starali. W czystej postaci taki pogląd wyraża Konfederacja i jej kandydat na prezydenta, który uważa, ze silny ma prawo deptać słabego, i że to deptanie nie tylko nie zasługuje na potępienie, ale wręcz jest godne pochwały.
Obie strony przerzucają się oskarżeniami wziętymi z historii. Łagodnych socjaldemokratów takich choćby jak Adrian Zandberg wrzuca się do jednego worka z Józefem Stalinem. A narodowców z Hitlerem. Trzeba więc przypomnieć, że kiedy wydający antysemicka gazetkę „Rycerz Niepokalanej” Maksymilian Kolbe spotkał się z efektami swoich poglądów, oddał własne życie za Żyda. A polscy komuniści zostali w latach dwudziestych zgładzeni przez Stalina po tzw. procesie moskiewskim.
Ja sam spędziłem dużo czasu w więzieniach PRL, bo przeciwstawiłem się :”władzy ludowej”, która kazała strzelać do robotników.
Socjalizm to idea. Piękne marzenie ludzkości. Pewne elementy tej idei znajdują wyraz w prospołecznych rozwiązania podatkowych, socjalnych czy pro pracowniczych. W dużej części krajów Europy Zachodniej, jeżeli ktoś znajdzie się w kryzysie, może liczyć, że przed upadkiem na samo dno uratuje go państwo. W Polsce urządzonej na wzór USA, czyli prawicowo, większość z nas chodzi po linie, ale gdy zaczniemy spadać nie uratuje nas żadna siatka bezpieczeństwa. Bo tymi, którzy przegrali prawicowe, neoliberalne państwo się nie interesuje.
Za rządów prawicowego szaleńca Jaira Bolsanaro, który twierdził, że w czasach dyktatury woskowej nie należało torturować więźniów politycznych tylko ich od razu rozstrzeliwać, nie odważono się zlikwidować programu socjalnego „bolsa familia”. Program ten wprowadził lewicowy prezydent Brazylii Ignacio Lula da Silva, a wymyślił Polak z pochodzenia Władysław Dowbor. Dowbor walczył w partyzantce miejskiej przeciw dyktaturze. Pojmany i torturowany został ostatecznie uwolniony razem z grupą innych bojowników o wolność, w zamian za uwolnienie porwanego przez partyzantów ambasadora Niemiec. Bolsa familia” polegało na przekazaniu milionom matek kart płatniczych ze środkami na życie w zamian za posłanie dzieci do szkoły. Pozwolił on na wyrwanie z nędzy kilkudziesięciu milionów Brazylijskich rodzin. Program był tak popularny, że Bolsanaro go nie tknął.
W Hiszpanii po śmierci generała Franco i upadku jego faszystowskiego reżimu władze objęli socjaliści i wprowadzili emeryturę obywatelska, wychodząc z założenia, że w pewnym wieku człowiek nie może już pracować, a wciąż musi jeść. Kiedy do władzy doszła post-frankistowska prawica zwana dla niepoznaki Partia Ludową, nie próbowała nawet znieść tego świadczenia.
Wreszcie w Polsce, partia prawicowa ale i w pewnej mierze chadecka jaką jest PiS uruchomiła pierwszy od początku transformacji transfer socjalny czyli 500+. Pozwolił on większości dzieci wyjść ze skrajnego ubóstwa. Neoliberalne, prawicowe rządy Tuska też nie zdecydowały się na wygaszenie tego lewicowego w swej istocie programu.
Postęp jest zatem możliwy choć przebiega zbyt wolno jak na mój gust. A przykład polski dowodzi, że prawica wygrywa wybory kiedy małpuje lewicę. No i bardzo dobrze.