Litwa i Polska rywalizują w wyścigu o to kto ma być najbliższym w Europie sojusznikiem Stanów Zjednoczonych. O ile w odniesieniu do wojny na Ukrainie oba kraje idą po równo, to na odcinku konfrontacji z Chinami, Litwa osiągnęła znaczącą przewagę — zauważa szewc Fabisiak.
Niemal dwa lata temu, w lipcu 2021 r. Litwa obrała kurs konfrontacyjny z Chinami. Tak bowiem, z punktu widzenia Pekinu, należy rozumieć zacieśnienie kontaktów z Tajwanem. Litwa poinformowała wówczas o otwarciu stałego przedstawicielstwa Tajwanu w Wilnie. Nie oznacza to co prawda oficjalnego nawiązania stosunków dyplomatycznych z Tajwanem, co spowodowałoby natychmiastowe zerwanie przez Chiny stosunków z Litwą, jednak w Pekinie, jak można było łatwo przewidzieć, uznano to za krok nieprzyjazny.
Pierwsza reakcja była dość wyważona. Rzecznik chińskiego MSZ oświadczył, że Litwa powinna uznać to posunięcie za błąd i dokonać jego korekty. Ponieważ stanowisko Wilna pozostało niezmienne, to również ze strony Pekinu pojawiły się znacznie ostrzejsze komentarze. Tym razem rzecznik MSZ wezwał Litwę do natychmiastowego wycofania się z „tej złej decyzji” i ostrzegł przed dalszymi tego rodzaju krokami. Strona chińska przypomniała, że wspólnota międzynarodowa uznaje formułę jednych Chin, co dla Pekinu stanowi polityczną podstawę dwustronnych stosunków z innymi państwami. W efekcie Chiny odwołały swojego ambasadora z Wilna.
W odpowiedzi litewskie MSZ stwierdza, że Litwa jest zdecydowana w rozwijaniu wzajemnie korzystnych kontaktów z Tajwanem „podobnie jak inne państwa Unii Europejskiej i pozostałe kraje na świecie”, co jednak – jak podkreśla szewc Fabisiak – nie jest tożsame z otwieraniem oficjalnych przedstawicielstw. Co ciekawsze, zgodę na otwarcie tajwańskiego przedstawicielstwa uznał za błąd także litewski prezydent Gitanas Nausėda, jednak – jak zauważa szewc Fabisiak – na Litwie decyzje w takich sprawach podejmuje rząd a nie głowa państwa. Ponadto w pierwszych dniach zeszłego roku Tajwan zadeklarował kwotę 200 milionów dolarów, które zamierza zainwestować na Litwie. Na tyle w Wilnie wyceniono koszty pogorszenia sobie stosunków z Chinami.
Konsekwentnie błądzą
Szewc Fabisiak przypomina te fakty po to by pokazać pewną konsekwencję, innymi słowy determinację, litewskiej polityki w odniesieniu do Tajwanu a tym samym wobec Chin. A konsekwencja ta w ostatnich dniach dała ponownie o sobie znać. Portal Politico, a w ślad zanim Onet poinformował, że tuż przed wileńskim szczytem litewski rząd ogłosił strategię współpracy z Tajwanem. Dokument ten stwierdza m. in., że Litwa dąży do wzmocnienia współpracy z Tajwanem, nie tylko dlatego, że jest on ważnym partnerem gospodarczym i technicznym, lecz także „podobnie myślącą demokracją”.
Z informacji podanej przez Politico wynika, że więcej niż chwalebnych słów po adresem Tajwanu i perspektyw dwustronnej współpracy było ostro krytycznych sformułowań skierowanych przeciwko Chinom. Przykładowo, znajduje się tam passus jakoby Chiny prowadzą agresywną politykę zagraniczną, której celem jest demonstracja swojej potęgi. W odróżnieniu od zauroczonych antychińską retoryką autorów tego dokumentu, szewc Fabisiak nie dostrzega agresywności w chińskiej polityce zagranicznej choć pilnie ją obserwuje. Chiny owszem dostarczają broń innym państwom, lecz czyni to wiele krajów z Litwą włącznie i podobnie myślącymi demokracjami. Jednak chińska broń nie trafia na Ukrainę, co zapewne w mniemaniu litewskich polityków, ma być dowodem agresywności.
Niemcy bardziej elastyczne
W kilka dni po upublicznieniu litewskiego dokumentu swoją strategię w zakresie polityki zagranicznej przedstawiły Niemcy, przy czym jest to dokument całościowy nie ograniczający się jedynie do Chin i Tajwanu. Jednak kwestia stosunków z Chinami zajmuje tam poczytne miejsce, co jest zrozumiałe biorąc pod uwagę rolę i znaczenie Chin we współczesnym świecie. Strategia ta jest praktycznie kontynuacją dotychczasowej linii niemieckiej polityki wobec Chin. Ujmując rzecz w skrócie, opiera się ona na zasadzie minimalizowaniu ryzyka bez zrywania więzi. A właśnie te więzi są dla Berlina niezmiernie istotne, podobnie zresztą jak i dla Pekinu.
Od 2014 r. kształtują się one w oparciu o zasadę strategicznego wszechstronnego partnerstwa. Niemcy są najważniejszym partnerem handlowym Chin. W ciągu ostatnich 10 lat wymiana towarowa między obu krajami podwoiła się do poziomu 327 miliardów dolarów. Na terenie Chin produkcją zajmuje się ponad 5 000 niemieckich firm, w tym tacy potentaci jak Volkswagen i BASF nie licząc wielu średnich przedsiębiorstw. Ogółem niemieckie firmy dają zatrudnienie dla ponad 1,1 miliona mieszkańców Chin. Nic zatem dziwnego, że – jak zauważa szewc Fabisiak – Niemcom w odróżnieniu od Litwy zależy na utrzymaniu mocnych relacji gospodarczych właśnie z Chinami a nie z Tajwanem. Podkreślił to kanclerz Olaf Scholz po niedawnym spotkaniu z chińskim premierem Li Qiangiem mówiąc, że obie strony powinny kontynuować dialog oraz wspólnie reagować na globalne wyzwania. Również podczas ostatniego szczytu w Wilnie – czyli tuż po przyjęciu przez Litwę antychińskiej strategii – Scholz powtórzył, że Chiny nie są adwersarzem Niemiec, lecz partnerem w przezwyciężaniu wyzwań. I taki kurs ma pozostać niezmienny pomimo zawartych w niemieckim dokumencie sformułowań o łamaniu przez Chiny praw Ujgurów i Tybetańczyków. I pomimo różnicy zdań pomiędzy kanclerzem a minister spraw zagranicznych Annaleną Baerbock, która w stosunku do Chin zajmuje bardziej twarde stanowisko.
Bolesław K. Jaszczuk