W poważanej gazecie centralno-lokalnej ukazał się obszerny wywiad, może nie rzeka a bardziej potok, z liderem krakowskiej gry o tron (nazwisko znane nie tylko redakcji). Ponieważ w pewnych kręgach, życzliwie krytycznych wobec Prezydenta Jacka Majchrowskiego, nazywa się go „Carem”, to tronowa analogia wydaje mi się adekwatna.
Walka może okazać się zażarta, choć chyba nie wszyscy pretendenci już się ujawnili. Jeden ujawnił się dawno temu i nie sposób odmówić mu determinacji. O dziwo można też znaleźć pewne podobieństwa pomiędzy ustępującym „Carem” a agresywnym dosyć pretendentem. Obaj są silni słabością konkurentów. Niech mi wybaczy Prezydent Jacek Majchrowski, ale w każdych wyborach część osób, która zapewniała mu zwycięstwo, głosowała na niego zdegustowana mniej lub bardziej osobami kontrkandydatów. To symptomatyczne, że nie tylko w wyborach samorządowych ale i parlamentarnych Krakowianie nie są w stanie wyłonić osób kompetentnych, krytycznie myślących, potrafiących prezentować spójne wizje programowe. Krakowscy parlamentarzyści, bez względu na ugrupowanie, to często spadochroniarze albo osoby, które po wyborze niezbyt wiele znaczą ani w parlamencie, ani w rządzie — jeśli tam trafią. Że o panującym nam nienachalnie Prezydencie z wielkiego Pałacu (Namiestnikowskiego), wspomnę. Choć może nie powinienem.
W zasadzie tylko Zjednoczona (lub nie) Prawica miała w Krakowie (i w Lublinie) zaplecze w aktywie i parlamentarzystach. Można by nawet zaryzykować określenie — intelektualne. Przynajmniej jak na Prawicę przystało.
W polityce, tej realnej, Kraków popadł w prowincjonalność. Z drugiej strony, śni o potędze, liderowaniu w rankingach, sławie i bogactwie. No i metrze. A rzeczywistość jak zwykle skrzeczy. Tylko w teatrach wiele się dzieje, pewnie to duch Wyspiańskiego. Albo Król Duch. Albo jakiś zbieg okoliczności. Bo życie to nie teatr. To nie jest jakaś specyfika Krakowa, ale większość rozważanych i planowanych inwestycji inspiracjami sięga 50 czy nawet więcej lat temu. Nie wszystkie dziś muszą być złe bądź nieadekwatne, ale wszystkie należy przemyśleć, czy będą potrzebne naszym następcom za 50 lat. A w zasadzie nawet nie tyle potrzebne ile niezbędne.
W wydanym w latach 80. ubiegłego wieku projekcie „Kraków 2000” zaprezentowano różne warianty rozwoju Krakowa oraz propozycje inwestycji komunikacyjnych i urbanistycznych. Stworzyli to zaprawdę wizjonerzy — niemal jak projektanci Nowej Huty, miasta przyszłości. Sęk w tym, że zarówno miasto, jak i jego perspektywy rozwoju wyglądają dziś inaczej, niż prognozowano pod koniec XX wieku.
Jednak nadal próbuje się realizować inwestycje według tych koncepcji (np. Trzecia Obwodnica), dodając trochę nowych, będących połączeniem przeszłości z przyszłością trochę fantastyczną. Takim projektem jest np. Nowa Huta Przyszłości. Czy realizowane jest fiasko tego projektu? Czy może było już wpisane w sam projekt i jego nierealistyczne założenia? Ale prawdziwym problemem może być sam kombinat, a raczej jego działające resztki. Nie wzbudziła większego zainteresowania informacja, że właściciel zakładu koncern Mittal wycofał swoje zainteresowanie budową mini (a raczej midi) elektrowni jądrowej w Nowej Hucie. Docelowo dawałaby ona „czystą” energię pozwalająca na pracę walcowni. A przecież ta informacja o wyraźny sygnał o zamiarze zakończenia funkcjonowania zakładu. Zapewne oficjalnym pretekstem będzie przewidywane na połowę roku uwolnienie cen energii. Szykuje się więc kolejna wina Tuska. A dla Krakowa olbrzymi problem.
Nie bacząc na „sukcesy” Nowej Huty (bez) Przyszłości, Kraków uparcie planuje swój Manhattan na Rybitwach. Co prawda najłatwiej byłoby zostać Manhattanem osiedlu Podwawelskiemu, ale, miejmy nadzieję, koncepcja kanału ulgi odchodzi do historii.
Wracając do wspomnianego wywiadu, władzom PRL-owskim było łatwiej planować rozwój i urbanizację. Po pierwsze nie przejmowali się stanem własności nieruchomości. Po drugie planowali z rozmachem i uwzględniając potrzeby obywateli. Czy dziś to możliwe? Planowanie będzie możliwe (dzięki PiS), bo wraca plan ogólny zagospodarowania, zastępujący studium uwarunkowań, który będzie aktem prawa miejscowego, a nie jak studium, fantazją na temat miasta.
Druga sprawa jest bardziej skomplikowana. Żeby urządzić miasto zgodnie z planem, trzeba dysponować gruntami. Czyli wykupić je, skomasować i podzielić zgodnie z planem. To wymaga pieniędzy i długofalowego planowania. Pieniędzy nie ma i nie będzie. Co najwyżej będzie mniej, jeśli rząd zrealizuje choćby parę obietnic ze 100, by użyć podatnikom.
Mam wrażenie, że nie tylko w Krakowie, z punktu widzenia samorządów, pięcioletnia kadencja została pieczołowicie zmarnowana. Oczywiście pomógł w tym wydatnie rząd, ale też dołożyła swoje pandemia i pobliska wojna. Kolejna, również 5-letnia kadencja zapewne będzie również zmarnowana, choć pewnie część samorządów wykorzysta fundusze unijne. Nie da się jednak zrzucić winy na pandemię. Wpływ wojny raczej będzie nie większy a może nieco większy. Za to efekty działań nowego rządu samorządy odczują zwłaszcza od przyszłego roku.
Jednak braki w planowaniu strategicznym w samorządach trudno zrzucić na innych, choć oczywiście jasne plany strategiczne rządu na pewno by samorządom pomogły. Problem w tym, że w tym wieku ostatnie takie plany snuł profesor Kołodko. Naśladowców nie było. Mamy zarządzanie od przypadku do przypadku. Kompletny brak komunikacji ze społeczeństwem i kompletnie wypaczone konsultacji, które nie dają żadnych efektów, o ile oczywiście miały dawać. Nadchodząca zmiana władzy w samorządach wcale nie musi wiele zmienić, jeśli nie zmieni się myślenie o samorządach.
aristoskr.wordpress.com