6 listopada 2024

loader

Między grudniem a październikiem

Krystian Maj fot. KPRM

Felieton, który napisałem z początkiem listopada 2023, już po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów, kończył się takim akapitem: „Na pewno za to ucierpią nadzieje. Część z nich nie będzie możliwa do spełnienia z powodu działań PAD i innych min pułapek pozostawionych przez PiS w instytucjach publicznych. Przeszkodą w realizacji części z nich może być niecierpliwość, a części – jak zwykle błędna ocena polityków, na których oddano głosy. Niestety, wyborcom często się wydaje, że politycy realizują ich oczekiwania. Politykom natomiast wydaje się jeszcze częściej, że ich wybrano, bo tacy są fantastyczni. A rzeczywistość nie jest fantastyczna. Czeka nas więc okres rozczarowań i goryczy”.

W rocznicę wyborów pojawiają się w mediach oceny pierwszego roku, a w zasadzie pierwszych dziesięciu miesięcy rządów koalicji. Punkty widzenia są różne. Niektórzy publicyści bardzo poważnie potraktowali obietnice przedwyborcze, w szczególności 100 konkretów PO, nie zawsze biorąc pod uwagę, że zmiany ustawowe wymagają co najmniej braku sprzeciwu nadal panującego nam mniej lub bardziej łaskawie prezydenta.

Tak naprawdę realne zmiany mogły być dokonane bardziej w sferze bieżącego zarządzania niż w sferze zmian strukturalnych czy polityk strategicznych. Te ostatnie w szczególności muszą być odłożone na później, ale też dzięki temu zyskuje się czas na ich dobre przygotowanie i konsultacje.

Można także porównywać sposoby sprawowania władzy: ten z czasów Kaczyńskiego, czyli rządów prezesa z tylnego fotela, i rządów bezpośrednich Donalda Tuska. Porównania takiego dokonał z zaskakującym efektem Jakub Wencel w „Gazecie Wyborczej”:

„Zarządzanie polityką prosto komunikowalnymi emocjami, ponad trudne kwestie niezrealizowanych obietnic i skomplikowania rozbieżnych interesów różnych wpływowych środowisk (od nauki, przez ruchy LGBT, aż po biznes), ma jeden cel: zbudowanie «dużego namiotu» («big tent») wyborców, który pozwoli na zdominowanie polskiej sceny politycznej i zbudowanie samodzielnej większości. Właściwie to… dokładnie taka sama strategia, którą przez osiem lat stosował PiS: «warszawskie elity swoje, a Polacy mają coraz więcej w portfelu». W końcu, jaki procent społeczeństwa tak naprawdę interesują badania nad sztuczną inteligencją?”

Zainteresowanych odsyłam do oryginalnego tekstu, a chciałem tylko przypomnieć, że dokładnie tak samo funkcjonował drugi rząd Donalda Tuska przed jego emigracją do Brukseli.

W działaniach rządu wyraźnie uderza dotąd brak sygnałów o przygotowywaniu nowych polityk strategicznych. Rząd albo kontynuuje pomysły PiS, albo je zawiesza, a najczęściej kluczy. Brak jasno zdefiniowanych celów i strategii to jedna z największych słabości rządu.

Kolejna rzecz to fatalna polityka informacyjna – począwszy od wyborów samorządowych, gdy ważny i potencjalnie mogący wpłynąć wyniki wyborcze program socjalny Aktywny Rodzic (czyli „babciowe”) ogłoszono dzień po wyborach zamiast na tydzień przed. Cytując Talleyranda (o ile on sam też kogoś nie cytował), to więcej niż zbrodnia, to błąd.

Swój ranking ministrów Tuska opublikowała „Gazeta Wyborcza”, wystawiając im cenzurki w skali (chyba) od 2–6. Oceny były dosyć łaskawe, ale i tak niektórzy zostali ocenieni na dwóje.

O ile najgorsze oceny dla ministry zdrowia i ministry klimatu raczej nie zaskakują, o tyle najwyższe oceny (piątki) dla ministry polityki regionalnej oraz ministra spraw zagranicznych dla niektórych (np. dla mnie) mogą być niezbyt zrozumiałe. Radosław Sikorski, zostając ministrem, nie przestał niestety być publicystą, a w dodatku jeszcze marzy o buławie prezydenckiej, którą do plecaka włożyła mu podobno małżonka. Przypisanie ministrze Pełczyńskiej-Nałęcz sukcesu w postaci odblokowania KPO jest co najmniej nieporozumieniem, bo to sukces wyborców i całej koalicji.

Na drugim krańcu mamy zdrowie, a raczej jego brak, i nieustającą klęskę z polityką klimatyczną również w resorcie klimatu. Dwa niezwykle ważne resorty powierzono zupełnie nie tym osobom, którym można by je powierzyć.

Ciekawe jest też zderzenie elektoratów, a raczej opinii elektoratów o najważniejszych zadaniach rządu. Dane na ten temat opublikowała „Gazeta Prawna”. Badanym zadano pytanie o to, która z rządowych obietnic powinna zostać zrealizowana najszybciej. Według ogółu respondentów na szczycie listy znalazły się: poprawa ochrony zdrowia (55,6% wskazań), obniżka podatków (40,5%), reforma wymiaru sprawiedliwości (37,8%) i modernizacja armii (25,6%).

Jednak rozbicie odpowiedzi na wyborców koalicji rządzącej i obecnej opozycji oraz niezdecydowanych i niegłosujących daje zupełnie inne wyniki. Wszystkie grupy łączy jedynie oczekiwanie na poprawę ochrony zdrowia (koalicja 60%, opozycja 57%, NN 42%). Dla wyborców koalicji na drugim miejscu oczekiwań jest reforma wymiaru sprawiedliwości (56%), dalej ułatwienie dostępu do aborcji (34%), a dopiero potem obniżka podatków (29,6%), tuż przed likwidacją Funduszu Kościelnego (29,5%).

Wyborcy opozycji mają inne priorytety: obniżka podatków (49,6%) wygrywa u nich minimalnie z modernizacją armii, a sporo niżej w rankingu jest transformacja energetyczna (24,6%).

Najmniej istotne dla wspierających rząd są obietnice zniesienia handlu w niedzielę (4,3%), modernizacja armii (10,7%) i, co ciekawe, transformacja energetyczna (12,6%) oraz odpolitycznienie spółek skarbu państwa (14,4%). Dla opozycji najmniej ważne są za to ułatwienie dostępu do aborcji (0,7%), likwidacja Funduszu Kościelnego (1,9%) i wprowadzenie związków partnerskich (3,9%).

Według tego badania najbardziej polaryzujące dla elektoratów są więc kwestie reformy wymiaru sprawiedliwości (56% do 13,7%), modernizacja armii (10,7% do 49,2%), dostęp do aborcji (34,1% do 0,7%) oraz likwidacja Funduszu Kościelnego (29,5% do 1,9%).

Akurat w tych kwestiach sukcesy rządu są trudne do zauważenia. To może tłumaczyć zniechęcenie części elektoratu, dla którego te właśnie obietnice były istotne. Realiści powinni docenić zmianę wytycznych prokuratora generalnego w sprawach o aborcję oraz wymuszenie przez NFZ stosowania się szpitali do obowiązku realizacji pełnego zakresu usług medycznych, w tym dopuszczanej przez prawo aborcji, a także zwiększenie dostępności tabletki „dzień po”. To w zasadzie wszystko, co można było realnie uzyskać, jednak rozbudzono nadzieje na dużo więcej.

Te zawiedzione nadzieje mogą wpłynąć na wyborczą frekwencję w przyszłym roku. A odbudowanie zaufania i nadziei to bardzo delikatny i trudny proces. Rozpoczynając swoją kampanię prezydencką, Donald Tusk raczej otworzył drugi front walki z nadzieją, niż rozpoczął odzyskiwanie zaufania.

aristoskr.wordpress.com

Adam Jaśkow

Poprzedni

Wywiad CMG z Leslie Valiantem: Nie możemy oddawać prawa kontroli maszynom

Następny

Elon Musk kupuje „demokrację”