To naprawdę wzruszające, kiedy obiektywny dziennik, za jaki chce uchodzić „Gazeta Wyborcza poświęca okładkę i bite cztery kolumny najpoczytniejszego wydania weekendowego Madeleine Albright. Wielkie zdjęcie na okładce prezentuje Albright jako zdecydowaną, ale ciepła i budzącą zaufanie babunię. Choć oczywiście mogę się mylić w swoich odczuciach. Wspomniane cztery kolumny zapełnione są wywiadem z Albright, którą przeprowadza red. Dorota Wysocka-Schnepf. Traktuje swą rozmówczynię jako ostateczny autorytet w sprawach demokracji, jej budowy i utrzymania w tym w niektórych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Albright ocenia, łaje, poucza i wyraża zaniepokojenie. Chwali nas za trzymanie z NATO. Wspomina. Wywiad reklamuje książkę autorstwa Albright „Faszyzm. Ostrzeżenie”. To ładnie ze strony byłej sekretarz Stanu USA, że ostrzega ludzkość przed zagrożeniami.
Potem red. Paula Szewczyk z „Wysokich Obcasów” opisuję karierę i życie osobiste Albright ze szczególnym uwzględnieniem jej walki o prawa kobiet w polityce i nie tylko. Uczłowiecza ją opisywaną słabością do broszek, wzruszające, doprawdy.
Kiedy już czas się rozpłakać, że starsza, a wciąż jeszcze wpływowa Albright tak ładnie mówi o demokracji światowej, pokoju i równowadze, troszczy się o Polskę i prawa kobiet, to wracają inne oblicza byłej sekretarz stanu – agresywne, kłamliwej i bezlitosnej polityczki amerykańskiej z rękoma unurzanymi po łokcie we krwi niewinnych. Co gorsza, ona doskonale zdaje sobie z tego sprawę, czemu jej ręce są czerwone i, jak się wydaje, do dziś śpi spokojnie.
Jej niechlubną rolę w nielegalnej, napastniczej i okrutnej wojnie w Jugosławii najlepiej charakteryzuje cytat z książki prof. Marka Waldenberga „Rozbicie Jugosławii”, jednego z bardzo niewielu uczciwych i dociekliwych badaczy tego konfliktu.
„Można uważać, że bardziej niż jakikolwiek innych członek administracji Clintona i bardziej niż on sam wpływała na politykę jugosłowiańską USA w czasie wojny w Bośni i Hercegowinie i w późniejszych latach. Ciąży na niej główna odpowiedzialność za agresję NATO na Jugosławię w marcu 1999 r., za jedną z czterech tzw. zbrodni norymberskich, zbrodnię przeciw pokojowi”.
Jeszcze można by, nie tylko z polskich przecież źródeł, cytować zdania o jej haniebnej roli podczas rozmów w Rambouillet, kłamstwach i naciskach, byle tylko doprowadzić jedno z najbardziej agresywnych państw świata USA, do krwawego zwycięstwa również i w tej wojnie.
I jeszcze jeden cytat, już ostatni:
„Co pani sądzi na temat doniesień o tym, że w wyniku sankcji wobec Iraku zmarło pół miliona dzieci (…), czyli więcej, niż wyniosła liczba dziecięcych ofiar wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie. Czy warto było zapłacić taką cenę?
Madeleine Albright: Myślę, że to bardzo trudny wybór, jednak w naszym odczuciu – tak,
warto było”.
Nie o to chodzi, że Albright jest polityczką, której haniebne decyzje powodowały śmierć setek tysięcy ludzi, w tym niewinnych dzieci. I nie o to, że sumienie jej do tej pory milczy.
Idzie o to, że jedna z największych polskich gazet, pełna na co dzień moralnych wzmożeń i pouczeń całkowicie bezrefleksyjnie promuje na swoich łamach krwawą Madeleine i żaden z jej dziennikarzy nawet nie zbliża się do obszaru, który mógłby skazić ten idealny i fałszywy portret, który kłamliwie rysują.