Wierzbickilogo
19 września 2015
W miejscowości Pieniężno na Warmii i Mazurach usunięto obelisk upamiętniający radzieckiego Generała Czerniachowskiego. Decyzję podjęły lokalne władze w dniu .. 17 września (sic!), głosząc z hurapatriotycznym przytupem, że pomnik jest symbolem cyt.: ”komunizmu, totalitaryzmu i zniewolenia”. Czerniachowski, zdaniem tychże władz, nie zasługuje na trwały znak pamięci na naszej patriotycznej ziemi, gdyż w końcówce wojny .. „zwalczał polskie podziemie niepodległościowe”; z rozkazu Moskwy przyczynił się do likwidacji akowskich formacji na Wileńszczyźnie i Białorusi; dołożył ręki do podstępnego aresztowania dowództwa, następnie do rozbrojenia działających na tym obszarze jednostek AK, których uczestników poddano potem represjom. Inkryminowane wydarzenia rozegrały się w lipcu 1944 roku, w czasie, kiedy Armia Czerwona kontynuowała w krwawych bojach marsz ku Wiśle, a tereny, na których miały miejsce wypadki, zostały już wcześniej wyłączone z obszaru Polski postanowieniem wielkich mocarstw i wcielone w obręb ZSRR. Rozebranie pomnika po generale, który akurat dowodził wyzwalaniem tego kawałka dzisiejszej Polski (w tamtym czasie niemieckie Prusy Wschodnie), i gdzie zginął w okolicy Pieniężna (d. Melraka) w styczniu 1945 roku, spotkało się z reakcją Moskwy, która uznała ten akt za niedopuszczalny. Polską ambasador wezwano na dywanik do rosyjskiego MSZ. W odpowiedzi, nasz resort Spraw Zagranicznych dał słuszny (sic!) odpór rosyjskim dąsom, pod postacią oświadczenia, w którym komunikuje, że w polskiej decyzji nie widzi nic niestosownego; jest zgodna z prawem i .. nie narusza dobrych obyczajów. Przy okazji medialnie błysnął wiceprezes IPN, głosząc, że na polskiej ziemi nie może być miejsca na ślady pamięci …po zbrodniarzach (sic!). Wychodzi więc na to, że poległy na Warmii radziecki generał jest (był) zbrodniarzem. Skąd pewność !? Jest ciekawym, że przez dwadzieścia pięć lat po historycznych przemianach, owej fatalnej przypadłości nie zauważano. Sam monument stał sobie spokojnie od lat siedemdziesiątych i jakkolwiek zdarzały się epizodycznie incydenty, nikomu specjalnie nie wadził. Pomijając nasze oczywiste prawo do suwerennych decyzji – to my decydujemy, jakie pomniki w Polsce mają zostać zachowane – zastanawiam się, czy akurat w tym przypadku nie mieliśmy do czynienia z aktem co najmniej nadwrażliwie głupim, wypranym ze zdrowego rozsądku. To, że inkryminowane fakty dotyczące generała są, delikatnie mówiąc, naciągane, mijają się z prawdą w wielu punktach miotanych oskarżeń, nikogo specjalnie nie obchodzi. Zwłaszcza polityków i dziennikarzy. Gwoli szacunku dla faktów, warto co nieco je przybliżyć. Po pierwsze: Czerniachowski nie wojował na terenie Polski. Jak trzeźwo zauważył jeden z dziennikarzy, nie mógł więc naszej ojczyzny ani wyzwalać ani zniewalać. Dowodził frontem; działaniami wojskowymi przeciwko Niemcom na obszarach Litwy, Białorusi oraz Prus Wschodnich. Po drugie: operację rozbrojenie AK na tym terenie w lipcu 1944 roku nie prowadziły podległe Czerniachowskiemu oddziały frontowe, lecz podporządkowane władzom w Moskwie – nie Generałowi – wydzielone jednostki NKWD. Wie o tym każdy, kto poważnie interesuje się historią. Radziecki dowódca miał pod swoją komendą zgrupowanie około pięciuset tysięcy frontowych żołnierzy. Nie on zaprosił, w imieniu dowódcy frontu (poniekąd swoim), „Wilka” na spotkanie – chociaż, pewnie o tym wiedział – nie on spotkał się i prowadził z naszymi wojakami rozmowy, nie on też składał Akowcom podstępne obietnice. Dodatkowego smaczku sprawie dodaje okoliczność, że całe ta heca ma miejsce na obszarze włączonym po wojnie do Polski decyzją rozdającego na tym terenie polityczne karty Stalina. Mamy więc do czynienia z rażącą niestosownością działań lokalnych władz, poczynionych zapewne za podpuszczeniem Warszawy. Zresztą, grzęznąc w oskarżanie radzieckich wyzwolicieli o wszelkie możliwe i niemożliwe paskudztwa, zatracamy elementarne rozumienie, czym dla Polski i Polaków, była II wojna. Tak się dzieje, gdyż do władzy w Polsce dorwali się prawicowi fanatycy. Nie zamierza tego wątku dalej rozwijać. Jeśli już koniecznie chciano pomnik wywalić, co już samo w sobie jest głupotą i przejawem jaskiniowej niewdzięczności, należałoby posłużyć się argumentacją trzymającą się kupy; zgodną z faktami. Najwyraźniej o to nie zadbano. Zresztą, czy prawda miał w tym przypadku jakieś znaczenie?! Czasami zadręczam się rozważaniami, czym będziemy się zajmować w stosunkach z Moskwą, kiedy pozbędziemy się z naszej, świętej ziemi .. ostatniego „sowieckiego” pomnika?!