Do 2030 r. liczba nowo rejestrowanych w Polsce osobowych i dostawczych samochodów całkowicie elektrycznych zwiększy się do prawie 170 tys. To ponad 10 razy więcej niż w 2022 r. Dziś jednak Polacy najchętniej zaopatrują się w samochody od ich poprzednich właścicieli. I wtedy zapominają o tym, że istnieje obowiązek wykupienia polisy OC. Potem zaś jeżdżą autami, wywołując choroby, a nawet samobójstwa.
Według danych IBRM Samar, będącego partnerem merytorycznym raportu „Polish EV Outlook” (PEVO), opracowanego przez PSPA, na koniec 2022 r. skumulowana liczba rejestracji osobowych i dostawczych samochodów całkowicie elektrycznych (BEV) w Polsce wynosiła 33 tys. 866. To oznacza, że w ciągu roku flota takich pojazdów powiększyła się o ponad 80 proc., a od 2020 r. – niemal czterokrotnie.
Gdzie ten milion elektryków?
„W 2022 r. w Polsce zarejestrowano 12 tys. 607 nowych BEV (czyli o 74 proc. więcej niż w 2021 r.), jak również 2 tys. 783 pojazdy tego typu pochodzące z importu (+49 proc. r/r)” – wskazano w raporcie. Z „Polish EV Outlook 2023” wynika, że w latach 2014-2022 udział samochodów całkowicie elektrycznych w sprzedaży nowych pojazdów osobowych w Polsce wzrósł z 0,02 proc. do 2,7 proc. Dodano, że to mniej niż średnia w UE, która wg ACEA pod koniec 2022 r. wyniosła 12,1 proc.
„Zakładamy, że do 2030 r. łączna liczba nowo rejestrowanych (pochodzących z rynku krajowego i importu) w Polsce samochodów całkowicie elektrycznych (osobowych i dostawczych) zwiększy się do prawie 170 tys. szt. Podobny poziom rejestracji nowych, osobowych BEV jak w Belgii, Hiszpanii, czy we Włoszech w 2022 r. osiągniemy już w 2024 r., natomiast do ubiegłorocznego wyniku Niderlandów zbliżymy się w 2025 r.” – zauważył, cytowany w informacji, Maciej Mazur z PSPA.
Autorzy raportu zwrócili uwagę, że elektromobilność w Polsce nadal koncentruje się przede wszystkim w największych ośrodkach miejskich. Z pierwszego wydania „Polish EV Outlook 2023” wynika, że najwięcej samochodów całkowicie elektrycznych – prawie 22 proc. całej polskiej floty – zarejestrowano w Warszawie. W 2022 r. stolica odpowiadała za ponad 21 proc. nowych rejestracji BEV w Polsce.
„Ok. 26 proc. polskiego parku samochodów całkowicie elektrycznych zarejestrowano w miastach liczących od 300 tys. do 1 mln mieszkańców – Krakowie, Łodzi, Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku, Szczecinie, Bydgoszczy i Lublinie” – wskazano. Flota w mniejszych ośrodkach miejskich, o liczbie mieszkańców od 150 tys. do 300 tys., stanowi 12 proc. łącznej liczby BEV w Polsce. Natomiast udział miast, których liczba mieszkańców wynosi od 50 do 150 tys. osób, wynosi ok. 5 proc. – dodano.
Największa liczba BEV na mieszkańca wśród polskich miast przypada w Warszawie, kolejne miejsca zajęły Poznań, Katowice, Kraków i Opole. Najniższy wynik odnotowano w Bytomiu, Chorzowie, Dąbrowie Górniczej, Wałbrzychu i Rudzie Śląskiej – wskazał Jan Wiśniewski z PSPA.
Wiśniewski zwrócił uwagę, że w województwie mazowieckim zarejestrowano 31 proc. wszystkich BEV w Polsce. Drugie miejsce należy do województwa małopolskiego z udziałem ponad 11 proc., a trzecie – wielkopolskiego. Na przeciwległym biegunie znajdują się województwa opolskie, warmińsko-mazurskie i świętokrzyskie. Ich łączny udział wynosi ok. 4,5 proc.
W raporcie wskazano, że udział w polskim rynku elektromobilności „coraz mocniej zaznaczają firmy”. W 2022 r. przedsiębiorcy (nie wliczając osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą) odpowiadali za 78 proc. rejestracji nowych, osobowych samochodów całkowicie elektrycznych na polskim rynku.
„Udział firm okazał się być zatem wyższy niż w latach 2020-2021” – stwierdzono. Dodano, że liderami pod względem liczby rejestracji BEV byli leasingodawcy (prawie 39 proc. udziału) oraz dealerzy samochodowi.
Na podstawie „PEVO 2023”, Polacy mogą wybierać spośród 107 modeli samochodów całkowicie elektrycznych (82 osobowych i 25 dostawczych).
Kraj niewiernych Tomaszów
41 proc. kierowców w Polsce kupiłoby przez internet używane auto, jeśli mieliby korzystne warunki jego ewentualnego zwrotu. Natomiast 64 proc. polskich kierowców wskazało na brak możliwości obejrzenia pojazdu na żywo przed zakupem jako czynnik, który mógłby zniechęcić do kupna auta używanego całkowicie przez internet. Z kolei 59 proc. respondentów zwróciło uwagę na ewentualne rozbieżności między raportem rzeczoznawcy a stanem faktycznym samochodu, a 58 proc. – na zakup bez jazdy testowej – podano w badaniu „Auto używane w sieci” Santander Consumer Multirent.
33 proc. ewentualnych nabywców zniechęca do e-kupna opłata za dostarczenie auta pod wskazany adres. Krótki okres podstawowej gwarancji wskazało natomiast 22 proc. zmotoryzowanych, a 18 proc. – ewentualny zwrot pojazdu na określonych warunkach, np. w ciągu 14 dni, z limitem kilometrów przejechanych po odbiorze. Obecnie jedynie co piąty kierowca zdecydowałaby się kupić samochód z drugiej ręki całkowicie przez internet.
Małgorzata Filipek z Santander Consumer Multirent zwróciła uwagę, że w przypadku możliwych rozbieżności między stanem faktycznym auta a raportowanym, największą nieufność wykazują kierowcy po 50. roku życia. „71 proc. z nich wskazało ten czynnik jako zniechęcający do zakupu samochodu używanego całkowicie przez internet. Na przeciwległym biegunie znaleźli się 18-29 letni ankietowani z prawem jazdy, gdzie wpływ możliwych rozbieżności na chęć kupna auta z drugiej ręki online wskazało 40 proc., najmniej ze wszystkich grup wiekowych” – zaznaczyła Małgorzata Filipek.
Przeciwni kupowaniu samochodu w sieci bez oglądania go na żywo byli kierowcy z dochodem od 7 tys. zł netto w górę (75 proc.) oraz ze starszych grup wiekowych – 71 proc. wśród 50-59 latków i 67 proc. respondentów z prawem jazdy powyżej 60. roku życia. Starsze osoby wskazywały też brak możliwości odbycia jazdy testowej jako czynnik zniechęcający do internetowego zakupu (kolejno 61 i 64 proc. w grupie 60-69 i 70-79 latków). Opłatę za dostarczenie pojazdu pod wskazany adres wybierali głównie kierowcy z najmniejszym dochodem, do 2 tys. zł netto i od 2 tys. do 2 tys. 999 zł na rękę (w obu przypadkach po 41 proc.). Krótki okres gwarancji auta zniechęciłby natomiast najmłodszych w wieku 18-29 lat (21 proc.), a określone warunki ewentualnego zwrotu zmotoryzowanych po 40. roku życia (22 proc.).
Do kupna auta używanego całkowicie przez internet zachęcają zmotoryzowanych Polaków: korzystne warunki ewentualnego zwrotu pojazdu (41 proc.), długi termin gwarancji samochodu (37 proc.) oraz konkurencyjna cena (36 proc.). 33 proc. kierowców wskazało darmową dostawę auta pod wskazany adres, a 32 proc. – długą gwarancję na jego najważniejsze podzespoły i elektronikę.
Według raportu Santander Consumer Multirent więcej kobiet (30 proc.) niż mężczyzn (13 proc.) uznałoby możliwość negocjacji ceny za czynnik zachęcający do zakupu pojazdu używanego przez internet. Panowie w takiej sytuacji zwróciliby uwagę na długi termin gwarancji samochodu (42 proc. w porównaniu z 31 proc. kobiet.). Rozbieżność w podziale na płeć widać też, jeśli chodzi o konkurencyjność ceny, którą jako „czynnik zachęcający” wskazało 31 proc. zmotoryzowanych Polek i 40 proc. Polaków z prawem jazdy.
W odpowiedziach kierowców widać różnice w priorytetach poszczególnych pokoleń. Do zakupu auta używanego całkowicie online przekonać seniorów mogłyby przede wszystkim korzystne warunki ewentualnego zwrotu pojazdu; 76 proc. badanych w wieku 70 lat i więcej uznało to za zachętę w porównaniu z 23 proc. 18-29 latków. Według zmotoryzowanych Polaków w wieku emerytalnym taką formę kupna mogłaby uatrakcyjnić w oczach potencjalnego kupca również konkurencyjna cena (42 proc. wskazań w grupie 60-69 latków i 54 proc. wśród 70-latków). Młodsze grupy wiekowe w porównaniu do starszych częściej wybierały szybki termin dostawy samochodu czy możliwość negocjacji ceny – kolejno 19 proc. 30-latków i 26 proc. 18-29 latków.
Zapominalskim grozą kary
Z danych Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego (UFG) wynika, że najczęstszą przyczyną braku ubezpieczenia OC ppm. są przypadki, kiedy wygasła polisa pojazdu, który został sprzedany, a nowy właściciel nie zawarł nowej umowy ubezpieczenia. Fundusz podał, że rocznie identyfikuje blisko 330 tys. przypadków pojazdów pozostających przez jakiś czas w ciągu roku bez ważnego ubezpieczenia OC.
Jak zauważył rzecznik prasowy Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego Damian Ziąber, co roku w Polsce setki tysięcy pojazdów mechanicznych zmieniają właściciela. „Bez względu na to, czy jest to sprzedaż, darowizna czy inna forma przeniesienia prawa własności, strony takiej transakcji powinny pamiętać o zgłoszeniu tego w wydziale komunikacji oraz do ubezpieczyciela. Zapominalscy muszą liczyć się z kłopotami finansowymi” – zaznaczył.
Wyjaśnił, że w praktyce oznacza to, że zbywca pojazdu musi w ciągu 30 dni zgłosić ten fakt w wydziale komunikacji odpowiedniego starostwa powiatowego. Jeśli tego nie zrobi, może otrzymać karę w wysokości od 200 do 1000 zł.
Zwrócił uwagę, że konsekwencje mogą być jeszcze bardziej przykre, jeśli nowy właściciel dopuści się np. wykroczeń drogowych. „W przypadku niektórych z nich to poprzedniego właściciela mogą spotkać nieprzyjemności, np. będą na niego wystawiane ewentualne mandaty na podstawie odczytów z fotoradarów. Wyjaśnianie sprawy na tym etapie może kosztować nas sporo nerwów” – wskazał rzecznik.
Jak zaznaczył, o zarejestrowaniu samochodu na swoje dane we właściwym wydziale komunikacji musi także pamiętać nabywca, który również ma na to 30 dni od daty nabycia. „Za niedopełnienie tego obowiązku również grozi kara w kwocie od 200 do 1000 zł” – podał Ziąber.
Według Funduszu niemniej ważne jest zgłoszenie sprzedaży lub darowizny pojazdu ubezpieczycielowi, który wystawił polisę OC. Zgodnie z przepisami, dotychczasowy właściciel ma na to 14 dni od daty zbycia pojazdu. Jeśli tego nie zrobi, to po zakończeniu poprzedniej polisy ubezpieczyciel wystawi mu kolejną i może domagać się zapłaty składki. „Polisa OC jest obowiązkowa i co do zasady odnawia się automatycznie pod warunkiem opłacenia składki w całości” – przypomniał rzecznik.
UFG wskazuje, że z przepisów wynika, iż do czasu powiadomienia ubezpieczyciela o zmianie właściciela pojazdu, zbywca ponosi solidarną odpowiedzialność z nabywcą za zapłacenie należnej składki ubezpieczeniowej od dnia zbycia pojazdu do dnia powiadomienia ubezpieczyciela o tym fakcie.
„Może się okazać, że ubezpieczyciel wystąpi do sądu z pozwem o zapłatę zaległej składki, co dla zbywcy i nabywcy może oznaczać nie tylko konieczność jej uiszczenia, ale też pokrycia kosztów postępowania. Skoro ubezpieczyciel nie wiedział o zbyciu pojazdu i świadczył ochronę tak, jakby do zbycia nie doszło, to ma prawo do otrzymania składki” – wyjaśnił rzecznik UFG.
Według Funduszu nabywca pojazdu musi przede wszystkim pamiętać o ważnym OC. „Po nabyciu pojazdu ma dwie możliwości. Jedna to wypowiedzieć umowę ubezpieczenia OC zawartą przez poprzedniego właściciela i zawrzeć własną tego samego dnia, żeby nie dopuścić do tego, by w ochronie ubezpieczeniowej nastąpiła jakakolwiek przerwa.
Rzecznik UFG dodał, że w drugim wariancie nabywca może korzystać z polisy OC zbywcy pojazdu do końca okresu jej ważności oraz jeszcze przed wygaśnięciem tego ubezpieczenia zawrzeć nową umowę z dowolnie wybranym ubezpieczycielem. Przypomniał, że po zmianie właściciela pojazdu polisa OC nie przedłuża się automatycznie.
Dalej od szosy znaczy zdrowiej
Badanie naukowe wskazuje, że hałas ruchu ulicznego wiąże się ze zwiększonym ryzykiem nadciśnienia tętniczego. Im hałas jest większy i dłuższy, tym ryzyko zachorowania jest większe. Jakby tego było mało, naukowcom wyszło, że szum samochodowy sprzyja samobójstwom.
Dźwięk ryczących silników, pisk opon, odgłosy klaksonów i wyjących syren powodują wzrost ciśnienia krwi – potwierdzają najnowsze badania naukowe. Analizy tej zależności były przeprowadzane już wcześniej, ale ich wyniki nie były jednoznaczne, gdyż zawierały w sobie zarówno hałas, jak i zanieczyszczenia powietrza powodowane przez intensywny ruch uliczny.
W najnowszych pracach przebadano niezależnie sam hałas drogowy i udowodniono jego wpływ na zwiększenie ryzyka nadciśnienia tętniczego.
Naukowcy przeanalizowali dane ponad 240 000 osób (w wieku od 40 do 69 lat). Oszacowali hałas ruchu drogowego w miejscu ich zamieszkania i przyjrzeli się, u ilu z nich rozwinęło się nadciśnienie. Odkryli, że ludzie mieszkający w pobliżu ruchliwych ulic są bardziej narażeni na rozwój nadciśnienia. Odkryli również, że ryzyko tej choroby wzrasta wraz z natężeniem i długością czasu występowania hałasu.
„Jak dotąd jest to pierwsze zakrojone na tak dużą skalę badanie, które dotyczy bezpośrednio wpływu hałasu ulicznego na częstotliwość występowania nowo zdiagnozowanego nadciśnienia tętniczego” – powiedział specjalista chorób sercowo-naczyniowych na oddziale kardiologii Uniwersytetu Karoliny Północnej Jiandong Zhang.
Naukowcy zbadali również wspólny wpływ hałasu i zanieczyszczenia powietrza. Wyniki pokazały, że osoby, które były narażone zarówno na hałas uliczny, jak i zanieczyszczenie powietrza, były najbardziej narażone na nadciśnienie.
Odkrycie może być pomocne w działaniach z zakresu ochrony zdrowia publicznego oraz mieć wpływ na decyzje związane z przepisani drogowymi oraz kwestiami urbanistycznymi.
Przy ulicy siada psyche
Zaburzenia zdrowia psychicznego dotykają prawie miliard ludzi na całym świecie i są główną przyczyną samobójstw. Na przykład w Polsce około 6 milionów ludzi cierpi na różnego rodzaju problemy ze zdrowiem psychicznym, a ponad 5000 osób rocznie odbiera sobie życie (według danych policji w 2022 roku odnotowano łącznie 14 520 prób samobójczych, a 5108 zakończyło się zgonem).
O ile czynniki środowiskowe, takie jak zanieczyszczenie powietrza czy hałas, zostały przekonywująco powiązane na przykład z chorobami układu krążenia i ogólnym samopoczuciem, to niewiele jest mocnych dowodów na rolę hałasu komunikacyjnego w zaburzeniach zdrowia psychicznego.
Teraz naukowcy ze szwajcarskiego Swiss Tropical and Public Health Institute ocenili związek hałasu komunikacyjnego z samobójstwami w Szwajcarii. Analizie poddano dane z lat 2001-2015 pochodzące od 5,1 miliona osób wieku 15 i więcej lat z badania Swiss National Cohort. Dane dotyczące narażenia na hałas zostały przyporządkowane uczestnikom badania na podstawie miejsca zamieszkania.
Jak się okazało, każde 10 dB wzrostu średniego hałasu ulicznego w domu zwiększa ryzyko samobójstw o 4 proc. Zaobserwowano również związek z hałasem kolejowym, choć mniej wyraźny. Wyniki te utrzymały się nawet po uwzględnieniu narażenia na zanieczyszczenie powietrza, ilości zieleni wokół domu i wielu wskaźników społeczno-ekonomicznych.
„Użyliśmy samobójstw jako wskaźnika zaburzeń zdrowia psychicznego, ponieważ nie mamy wiarygodnych szwajcarskich danych na temat diagnoz zdrowia psychicznego, takich jak depresja czy lęk – powiedział Benedikt Wicki, doktorant w szwajcarskim TPH. – Hałas zwiększa obciążenie psychiczne, przyczyniając się do rozwoju zaburzeń psychicznych lub pogorszenia stanu chorobowego”.
Biologiczne mechanizmy wpływu hałasu na zdrowie psychiczne obejmują zaburzenia snu, podwyższony poziom hormonów stresu, zmiany w funkcjonowaniu mózgu oraz poczucie utraty kontroli. „Nasz mózg rejestruje hałas jako oznakę potencjalnego zagrożenia i aktywuje reakcję ‚walcz lub uciekaj’. Ciągły hałas komunikacyjny w twoim domu może sprawić, że będziesz zdenerwowany i niezdolny do radzenia sobie ze stresem” – powiedziała Danielle Vienneau, szwajcarska badaczka TPH i naczelna autorka badania.
„Nasze badanie uzupełnia rosnącą liczbę dowodów na to, że chroniczne narażenie na hałas związany z transportem wpływa na samopoczucie fizyczne i psychiczne – powiedział Martin Röösli, szef działu narażenia środowiskowego i zdrowia w Swiss TPH. – Pokazuje, że środki zmniejszające hałas, takie jak ograniczenia prędkości, lżejsze pojazdy, cicha nawierzchnia drogowa i opony, opłacają się”.
tr/pap