7 listopada 2024

loader

Nie chcem, ale muszem

Wikimedia Commons

Donald Tusk zaskakuje, choć może nie do końca. To, że do Sejmu polskiego się nie pali, widać po nim aż nadto. W sukurs przyszedł mu jego były kolega z ugrupowania, Bronisław Komorowski, który kandydować w najbliższych wyborach nie zamierza. Ile w deklaracji Tuska politycznego cynizmu a ile prawdy?

Prawdą jest, że podług obiegowej opinii, potwierdzonej wieloma relacjami, Donald Tusk nigdy nie należał do tytanów pracy. I ja, poniekąd go rozumiem. Również uważam, że praca ponad miarę nie powinna być sensem życia żadnego człowieka, tak nocnego stróża jak i polityka. Należy pracować tyle, ile trzeba, a nie zaharowywać się na śmierć, bo nie o to w tym krótkim życiu idzie. I mając w pamięci to, co wyżej pisałem, o jego zamiłowaniu do pracy, ja Tuskowi wierzę. Też by mi się nie chciało pracować w polskim Sejmie za te parę groszy, widząc bezsens swojej roboty, bo czego by człowiek nie zrobił ani nie powiedział, i tak się nie przebije. No chyba, że akurat wygra wybory, na co Tusk i Platforma ma wciąż realne szanse. Robi więc Tusk klasyczne „nie chcem ale muszem”, tak bliskie sercu gdańskiego archetypu każdego polityka prawicy w tym kraju.

Jazgot obrzydził im Sejm

Bronisław Komorowski startować nie chce, bo, podobnie jak Tusk, parlamentaryzm polski został mu skutecznie obrzydzony przez PiS, co akurat jest prawdą. W związku z tym nie zamierza leźć między pisowskie wrony, bo ich krakanie tak mocno dziś świdruje w głowach Polaków, że nawet sam Papież nie byłby w stanie zmienić tego jazgotu w normalny język, strawny dla obywatela. To też akurat prawda. Jednakowoż, czy są to prawdziwe i dostateczne powody, żeby zostawiać polski Sejm na pastwę PiS-u na kolejne lata?

Nadchodzą ciężkie czasy

Ludzie mają oczy i widzą; że nie jest dobrze; że jest bardzo źle; a w kolejnych latach będzie tylko gorzej i znikąd nie widać nadziei. Dobitnie powiedział o tym premier Belgii, który kazał Europejczykom przygotować się na 10 lat ciężkich i mroźnych zim. Może owa prognoza jest trochę na wyrost, ale, zapewne, nie jest wcale aż tak daleka od prawdy. Idzie bida, chłód i głód. Nie ma zmiłuj. Ludzie, oddając władze w ręce posłów i senatorów, będą przez kolejne lata coraz mocniej sfrustrowani, a jak wiemy, frustracja rodzi agresję. Niewykluczone, że politycy, zwłaszcza rządzący, będą musieli mierzyć się w najbliższym czasie z otwartym konfliktem z własnym narodem, do tłumienia którego sięgną po aparat represji. I ci, siedzący na najwyższych szczytach naszej polityki, doskonale o tym wiedzą. Megalomani i paranoicy naturalnie nic sobie z tego nie robią, bo przecież po to jest wojsko i policja, żeby zaprowadzać w kraju porządek. Ale już ci, którzy zdają sobie sprawę z tego, że podniesienie ręki na własny naród, który domaga się taniej wody w kranie i taniego gazu, może być ich gwoździem do trumny. Doskonale pamięta to Tusk i Komorowski, kiedy protestowali pod Sejmem górnicy; kiedy ludzie najeżdżali Warszawę przy okazji podnoszenia przez rząd Platformy wieku emerytalnego. Wtedy na szczęście nie trzeba było sięgać po tanki i karabiny, ale wobec tak gwałtownie zmieniającego się i upadającego na naszych oczach starego porządku, nie jest powiedziane, że z podobnymi, gwałtownymi protestami, polscy politycy będą musieli się mierzyć przez całą, najbliższą kadencję. Wobec powyższego nie powinno dziwić zatem, że nikt rozumny nie chce brać sobie na głowę takiego problemu. Siedzenia w Sejmie, który, na skutek zepsucia totalnego demokratycznych zasad ustrojowych przez PiS oraz niepewności jutra, będzie Sejmem z najniższym zaufaniem społecznym; gdzie szeregowy poseł będzie na wciąż wystawiony na ostrzał i krytykę, o skali, której dotychczas żaden z nich nie uświadczył.

Maruderzy nie palą się do ciężkiej pracy

Polityk polski, jak każdy zresztą, jest próżny i łasy na pochwały. Chce otwierać, przecinać, celebrować. A w najbliższej kadencji będzie musiał głównie gasić, tonować i mediować, żeby na ulicach nie polała się krew. Dawid Bowie powiedział kiedyś, że nagradzanie polityka brawami za to, że otworzy nowy most albo szkołę, jest jak klaskanie przed bankomatem za to, że ten wypłacił nam nasze własne pieniądze. Politycy polscy chcą, żeby im klaskać i czapkować. Ale skończyło się. Niektórzy to przeczuwają i powoli wycofują się rakiem, bajdurząc o pisowskiej hordzie, która popsuła wszystko, i to, samo w sobie, tak bardzo ich przybija, że aż nie chce im się myśleć o pracy w parlamencie. A w tych trudnych czasach trzeba w Sejmie takich, którym się chce. Pracować. Czasami ponad miarę i po godzinach. Za mniejsze pieniądze. Znacie takich u siebie? To ich sobie wybierzcie. A maruderom podziękujcie. Na 460 posłów i 100 senatorów, tak czy siak zawsze jakiś się trafi.

Jarek Ważny

Poprzedni

Nagrody od cioci Ursuli

Następny

Ryby psują się od korpusu