8 listopada 2024

loader

O tych, którzy powinni odejść

1 i 2 listopada wspominamy tych, którzy odeszli.

Warto jednak poświęcić kilka słów również tym, którzy odejść powinni. Nie życzę oczywiście nikomu śmierci rozumianej jako zanik czynności życiowych. W przeciwieństwie do Jerzego Owsiaka, którego słowa”obyś umarł” skierowane do jednego z blogerów zapisały się w pamięci całego pokolenia. Mam tu raczej na myśli osoby uczestniczące w życiu społecznym i politycznym, które wyrządzają wiele szkód i których zniknięcie byłoby wielką ulgą oraz pozytywnym impulsem. Jest wiele postaci w polskiej polityce, których śmierci symbolicznej szczerze kibicuję. Czasem takie marzenia się spełniają.
Pamiętacie Jana Marię Rokitę? Był to straszny facet, frontman Platformy Obywatelskiej, łączył w sobie wulgarne uwielbienie wolnorynkowego kapitalizmu z siermiężnym konserwatyzmem. Na domiar złego w pewnych kręgach uchodził za intelektualistę z błyskiem dowcipu. Śmierć symboliczna Jana Marii Rokity nastąpiła na pokładzie samolotu. Powiecie: nic nowego. A jednak, przypadek ten jest szczególny, bo niedoszły „premier z Krakowa” żyje i cieszy się dobrym zdrowiem, aczkolwiek jako podmiot polityczny jest martwy. Jak do tego doszło? Polityk PO w 2009 roku na pokładzie maszyny Lufthansy wdał się w dziką awanturę z personelem linii lotniczych. Tuż przed startem niepokorny Polak niespodziewanie odmówił zapięcia pasów. Nie reagował na polecenia stewardes (ponoć uderzył jedną z nich) i prośby zirytowanych współpasażerów. Start opóźnił się o kilkadziesiąt minut, gdyż bawarska policja musiała wyprowadzić agresywnego Jana Marię w kajdankach. Świadkowie zeznali, że krzyczał „Rodacy, ratujcie, Niemcy mnie biją”. Tamtego dnia nie dotarł do domu, noc spędził na dołku, usłyszał kilka zarzutów. Trudno sobie wyobrazić bardziej odpowiednią, niemal szekspirowską śmierć symboliczną polskiego polityka. Właśnie takiego zgonu życzę wielu innym szkodliwym indywiduom, obecnie zatruwającym polskie życie publiczne.
Czekam na odejście metaszkodnika z Nowogrodzkiej, który odreagowując życiową tragedię i wcześniejszą marginalizację, wprowadza do życia publicznego przemoc i nienawiść oraz realizuje plan budowy prawicowego autorytaryzmu. Liczę, że kiedyś jakaś straszna tajemnica żoliborskiej willi zakończy jego żywot polityczny.
Z utęsknieniem wyczekuje symbolicznego zniknięcia głównego autora snutej już od siedmiu ponad lat opowieści o wybuchu na pokładzie, bombach termobarycznych i ukrytych prawdach wraku. Ta najbardziej paranoiczna narracja w historii polskiej polityki doprowadziła do niebezpiecznego odklejenia postaw wyborczych od racjonalności. Polska będzie zdrowszym miejscem, gdy jej autor zejdzie ze sceny.
Wypatruję ustania czynności politycznych toruńskiego biznesmena, którego zasilane gorącymi wodami, przelewami od emerytów, a ostatnio również środkami publicznymi media, ogłupiają społeczeństwo od dwudziestu lat. W tym wypadku bezczelność przekrętów ubijanych wespół z władzą przybiera taką skalę, że szczęśliwy finał na sali sądowej zaczyna nabierać potencjalnie realnych kształtów.
Czekam aż rockman spod Opola, kiedyś idol dziewczyn w glanach, obecnie chłopców w brunatnych mundurkach, zrozumie w końcu, że to kozetka, a nie sala sejmowa jest właściwym miejscem do zapominania o kieliszku.
Wreszcie, odejścia do krainy wiecznej deregulacji życzę funkcjonariuszowi sektora bankowego, ostatnio zaangażowanemu w polityczny projekt z kropką po niewłaściwej stronie. Jest tyle pięknych wysp na południu, idealnych na wypady z koleżankami z klubu.
Wszyscy święci polskiej polityki, balujcie gdziekolwiek, byle z dala od nas.

trybuna.info

Poprzedni

Bójcie się

Następny

Nawiedzenie