Historia
Lubię takie pisanie o historii Polski! Zemdlony z obrzydzenia inwazją „historii” w wydaniu skrajnie hagiograficznym, idealistycznym i nacjonalistycznym, w duchu bogoojczyźnianych czytanek dla grzecznych dzieci, zagłębiłem się z prawdziwą przyjemnością w tych historiach mrocznych, pokazujących ważny fragment polskiej historii (rok 1905) w poetyce naturalistycznej, ciemnej, pełnej zgnilizny, wieloznaczności, a także mrocznego erotyzmu, obsesyjnego, fizjologicznego, graniczącego z pornografią oraz z ginekologiczną i anatomiczną dosłownością (oj lubi tę dziedzinę autor, oj, lubi). To nie jest obraz walki szlachetnych, „dzielnych Polaków” w anioły przerobionych, ze złym rosyjskim zaborcą. Tu, w scenerii Warszawy roku 1905, w zło, brud, odór i mrok unurzani są wszyscy, cała galeria postaci – carscy urzędnicy, czynownicy, żandarmi, kupcy, lekarze, prostytutki, damy, dziennikarze, policjanci, szpiedzy i szpicle z jednej strony, i „ludzie podziemni” z drugiej.
„Pogrom 1905” Wacława Holewińskiego nie ma zwartej struktury, jednego, wiodącego, osiowego bohatera. To patchwork złożony z luźno ze sobą związanych epizodów, nasycony realiami czasu, choć ma wiodący wątek: pogrom warszawskich prostytutek, mordowanych w imię „oczyszczenia moralnego” (jakże to polskiej mentalności odpowiadające!). Holewiński pokazuje historię polską nie w dwóch modnych dziś kolorach, czarnym i białym, lecz we wszystkich odcieniach szarości. Pokazuje, że historia, polskiej historii nie wyłączając, nie jest umoralniająca opowiastką dla grzecznych dzieci, lecz historią w której dobro i zło, czystość i brud, jasność i mrok, splecione są ze sobą tak mocno, że trudno z tego splotu wydobyć nie tylko uporządkowane, proste tezy, ale czasem także nawet możliwy do uchwycenia sens. Historia, każda historia, nie tylko polska, brnie w odchodach, płynach fizjologicznymi, we krwi, w nikczemności, ocieka potem strachu i bydlęcego wysiłku.
Holewiński pokazał tylko niewielki wycinek polskiej historii, ale – pars pro toto – taka była ona w całej swej czasoprzestrzeni, ohydna, pełna zdrady, odrażająca brudna, zła, daleka od lukrowanego oleodruku. To ciekawszy portret historii niż mdłe, idealistyczne historyjki o Polsce – Chrystusie Narodów, o „Polonia semper fidelis” czy o „żołnierzach wyklętych”. Holewiński już o nich wielokrotnie pisał, w trybie hagiograficznym.
Czy napisze kiedyś ponurą, ociekającą krwią, spermą, potem i kałem opowieść o Rajsie „Burym” i jemu podobnych bandytach? Nie byli oni ani łagodniejsi, ani tym bardziej od swoich wrogów z KBW, oj nie byli, a pewnie gorsi bo KBW wsi nie paliło oraz nie zabijało dzieci i kobiet. Proza Holewińskiego przypomina cokolwiek prozę Władysława Terleckiego, usytuowaną w bliskiej epoce, podobną tematycznie przez konfrontację świata polskiego i rosyjskiego w warunkach Kongresówki (Warszawa, Częstochowa), ale ten pierwszy nie ma psychologicznych i historiozoficznych ambicji tego drugiego, jego proza nie jest tak gęsta znaczeniowo, za to oferuje bardziej wartką akcję, dzianie się, bardziej otwartą na szerszą publiczność. „Pogrom 1905” Holewińskiego to kawałek bardzo dobrej, uczciwej prozy.
Wacław Holewiński – „Pogrom 1905”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2019, str. 319, ISBN 978-83-8116-303-3