6 listopada 2024

loader

Olga Tokarczuk czyta „Lalkę”

„Lalka” opowiada historię człowieka, który spotyka się ze znakami. W ten sposób staje się historią inicjacji, historią zapomnienia i odnalezienia zapomnianego, wędrówką wśród złudzeń i iluzji, odkrywaniem własnej przynależności do świata i własnej w niej obcości”
Olga Tokarczuk, „Lalka i perła”

Mam „Lalkę” na wyciągnięcie ręki. Przez cały rok. Z mojego okna widać przesmyk ulicy Oboźnej upamiętniony spacerem Stanisława Wokulskiego.

To był spacer przez rejony ludzkiej nędzy i rozpaczy. Notuje Bolesław Prus jak rasowy reporter: „Idąc przez ulicę Oboźną przypomniał sobie furmana Wysockiego, któremu koń padł, i zdawało mu się, że widzi cały szereg wozów, przed którymi leżą padłe konie, cały szereg rozpaczających nad nimi furmanów, a przy każdym gromadę mizernych dzieci i żonę, która pierze bieliznę takim, co płacić nie mogą (…). Każda uboga kobieta wydawała mu się praczką, która wyżartymi od mydła rękami powstrzymuje rodzinę nad brzegiem nędzy i upadku. Każde mizerne dziecko wydawało mu się skazanym na śmierć przedwczesną albo na spędzanie dni i nocy w śmietniku przy ulicy Dobrej.
I nie tylko obchodzili go ludzie. Czuł zmęczenie koni ciągnących ciężkie wozy i ból ich karków tartych do krwi przez chomąto. Czuł obawę psa, który szczekał na ulicy zgubiwszy pana, i rozpacz chudej suki z obwisłymi wymionami, która na próżno biegała od rynsztoka do rynsztoka szukając strawy dla siebie i szczeniąt. I jeszcze, na domiar cierpień, bolały go drzewa obdarte z kory, bruki podobne do powybijanych zębów, wilgoć na ścianach, połamane sprzęty i podarta odzież”.
Olga Tokarczuk dostrzegła w spacerze Wokulskiego doświadczenie na miarę Sidharty. W swoim szkicu „Lalka i perła” (2001, Wydawnictwo Literackie) pisała: „Przypadkowa wyprawa na Powiśle przypomina wędrówkę pewnego młodego Hindusa, który wymknął się z pałacu, żeby w slumsach miejskich odkryć cierpienie, starość i śmierć. (…) Dla Wokulskiego, podobnie jak dla pewnego młodego Hindusa, zetknięcie się z ciemną stroną ludzkiej i zwierzęcej egzystencji staje się źródłem tego, co psychologia nazywa doświadczeniem szczytowym”. Czytając te słowa napisane przed dwudziestu laty, nietrudno dostrzec ich pokrewieństwo z koncepcją „czułego narratora”, która w pełni doszła do głosu w wykładzie noblowskim Olgi Tokarczuk. Nic dziwnego. Krytycy w niewielkiej książeczce „Lalka i perła” doszukiwali się powieści-maski albo wypowiedzi zastępczej, która nie wprost, ale posługując się figurą powieści Prusa miała być swego rodzaju manifestem pisarskiego programu.
Wróćmy jeszcze na chwilę na Powiśle. Dzisiaj widok z mojego okna się zmienił. W oddali prześwituje Park Kazimierzowski, a bliżej pełznie ku górze Oboźna, po której leniwie wspinają się nieliczne samochody. Latem w prześwicie pojawiają się leżaki wystawiane z okolicznej kawiarni, na których polegują studenci, przygotowujący się do zajęć. Tak, tamta „Lalka’ prawie zniknęła. Chociaż…
Od czasu do czasu można spotkać bezdomnych pod murami na wpół zburzonej dawnej panoramy, potem siedziby przedwojennego Teatru Żydowskiego Kamińskich. Poszukują tu dla siebie schronienia, grzebią w śmietnikach, czasem biesiadują na ławkach. Ci bezdomni wyglądają jak posłańcy z „Lalki” Bolesława Prusa, chociaż nie wypatrują dobroczyńcy Wokulskiego i nie na tym polega siła tej powieści, która trwa i uwodzi swoją współczesnością mimo upływu tylu lat od jej powstania (1887-1889).
Na czym polega wielkość tego dzieła, objaśnia w swoim szkicu Olga Tokarczuk od razu na początku: „Czas obchodzi się z literaturą inaczej niż z ludźmi. „Lalce” czas nic nie zrobił. Działa ona za sprawą swojej magicznej podwójności, którą mają tylko arcydzieła. Opowiada bowiem z jednej strony szczegółowy, historyczny, konkretny czas końca XIX wieku oraz historie żyjących wtedy ludzi. (…) Mówi nam więc „jak było”, czy raczej „jak mogłoby być”, jest przecie z powieścią, czyli doświadczeniem wewnętrznym, nie zaś zapisem faktów. Z drugiej jednak strony mówi „jak jest”, odwołując się do podstawowych prawd psychologicznych, które starzeją się wolniej niż świat zewnętrzny. Właściwie wszystko, co w „Lalce” istotne” mogłoby się zdarzyć teraz”.
Pisarka odsłania w ten sposób warunek konieczny „arcydzielności” literatury: jednoczesne zakotwiczenie w konkrecie i perspektywę uniwersalną. Aby był to jednak warunek wystarczający, potrzeba czegoś jeszcze i te dodatkowe atrybuty „Lalki” Olga Tokarczuk wskazuje. Po pierwsze, frapujący temat. Po drugie, bohater, ukazywany w dążeniu do wytyczonego celu, niejednoznaczny, tajemniczy, trudny do rozszyfrowania. Po trzecie, forma – w przypadku „Lalki” to fragmentaryzm narracji, który burzy prosty porządek przyczynowo-skutkowy.
Tak określając swój stosunek do analizowanego arcydzieła, nie rezygnuje jednak autorka z rozbioru i poszukiwania rozmaitych niebanalnych sposobów syntezy dzieła. Pyta m.in. o to, kim jest autor. Odkrywa w „Lalce” obserwatora, kogoś różniącego się od autora i anonimowego narratora trzecioosobowego: „autor jest tylko czułym – konkluduje pisarka – narzędziem obserwatora. Wypełnia słowami, konkretnymi opisami, wydarzeniami, wspomnieniami ramy dzieła wyznaczone przez obserwatora”. Po raz drugi, ujawnia się w tym miejscu zalążek „czułego narratora”.
Nie koniec na tym. Pisarka zadaje kolejne naiwne pytania, które wcale naiwnymi i oczywistymi nie są. Począwszy od pytania: „o czym jest to powieść”? Wydawać by się mogło, że to pytanie najbardziej oczywiste z oczywistych. A jednak odpowiedzi na tak sformułowane pytanie sprawiają trudności nie tylko gimnazjalistom. Widać to wyraźnie choćby w publikowanych obficie zwięzłych streszczeniach powieści czy filmów. Taki rodzaj dociekania umożliwia zbliżenie się do wewnętrznego świata „Laki” i stawiania pytań bardziej szczegółowych: Kim jest Wokulski? Kim jest Izabela? Co to za dziwna para: Wokulski i Rzecki? Odpowiedzi na te pytania pozwalają pisarce wniknąć w kosmos powieści, cele i marzenia, które napędzają działania głównego bohatera, odsłaniając jego duchowość i tajemnice. Ukazują dążenie do wyższego celu, które każe bohaterowi porzucić proste marzenia o szczęściu i życiu pożytecznym. Wyjaśniają, dlaczego bohater powieści autora głęboko przeświadczonego o wyższości idei pozytywistycznych nad romantycznymi wymyka się pisarzowi i działa wbrew interesom doktryny.
Olga Tokarczuk dla tego węzła nie do końca jasnych decyzji i chwiejnych postanowień znajduje niebanalne symboliczne wyjaśnienie. Sięga po zaskakujące porównanie sytuacji Wokulskiego z sytuacją bohatera „Hymnu o perle” Czesława Miłosza, wolnej przeróbki fragmentu apokryficznych dziejów Tomasza. Wydarzeniem probierczym „Hymnu” jest przebudzenie Księcia pod wpływem listu rodziców i powrót do wcześniej wytyczonego celu (zdobycie Perły). Wybór takiego porównania drogi Wokulskiego i bohatera „Hymnu” wyjaśnia pisarka obecnością „metafor snu i przebudzenia, drogi i celu, zstępowania i dźwigania się w górę – tych samych znaków, które tak bardzo poruszyły mnie w „Lalce”.
Niezwykłość powieści Prusa dostrzega więc Olga Tokarczuk w powiązaniu realistycznego, mieniącego się wieloma barwami opisu ówczesnego świata, i ukrytej na drugim planie walki bohatera o uratowanie siebie, o porzucenie świata pozorów na rzecz świata wartości istotnych. To obraz zmagań człowieka z samym sobą i o samego siebie. O to, kim ma być, jakie jest jego miejsce w świecie. A więc to powieść na wskroś inicjacyjna, dotykająca istoty istnienia.
Na koniec jeszcze jeden cytat, świadczący o bliskimi przestawaniu pisarki z dziełem Bolesława Prusa:
„Lalka” (…) wyprowadza nas w pole. Główny bohater nie daje się oglądać z bezpiecznego dystansu. Domaga się zrobienia kroku w stan próbnej identyfikacji, tożsamości na chwilę, kiedy to prosta granica między rzeczywistością a zmyślonym rozwiewa się i wszelki dystans zostanie utracony. Taka literatura pomaga nam rozpoznać się w cudzych istnieniach”.

 

Tomasz Miłkowski

Poprzedni

Co jest w głowie Orbana?

Następny

Półtora wieku „Halki” w Rosji

Zostaw komentarz