„Sierpniowy dramat sześćdziesiątego ósmego roku stanowi >zadrę moralną<- bez względu na nasze ówczesne poglądy i pełnione funkcje. Wciąż wraca więc pytanie o istotę tamtych wydarzeń. Ówczesne uwarunkowania zewnętrzne i wewnętrzne, atmosfera podejrzliwości i wrogości między Wschodem i Zachodem, jej doktrynalna, nierzadko wsparta dezinformacją wykładnia zrobiły swoje.””
– gen. Wojciech Jaruzelski
Sprawa na ogół znana, więc skrótowo. W Kierownictwie Partii (BP, KC) istnieje tzw. reformatorskie skrzydło, na czele z Generałem. Opowiada się za zmianami w Partii, demokratyzacją życia politycznego i społecznego, reformą zarządzania gospodarką oraz pluralizmem związkowym i porozumieniem narodowym wokół żywotnych interesów Polski.
Lata 1980-1981 w PZPR.
Niektóre z tych działań są zbieżne z oczekiwaniami Solidarności, co jednak nie osłabia znanej skali żądań i siły wciąż wzniecanych strajków oraz odmowy współpracy z rządem, np. poparcia programu reform i apelu o 90 dni spokoju (luty 1981), fiasko Spotkania Trzech (listopad 1981). W Kierownictwie Partii (podobnie jak w KPCz) jest grupa działaczy, tzw. beton partyjny, nazywanych przez sojuszników „dobrymi towarzyszami”. Mają u nich okresowo rosnące poparcie i posłuch. Ich opinie o sytuacji wewnętrznej w Polsce są często argumentami za siłowym jej rozwiązaniem i w krytyce poczynań tandemu Kania-Jaruzelski. W samej PZPR funkcjonują tzw. struktury poziome, np. forum katowickie, kontestujące dość często decyzje i zalecenia centrali. W tych kwestiach warto sięgnąć po opinie – z dystansu czasu – prof. Hieronima Kubiaka, prof. Andrzeja Werblana, Stanisława Cioska i Stanisława Kani. Tu podam dwa charakterystyczne przykłady.
Pierwszy. Stanisław Kania w grudniu 1980 r. – I Sekretarz KC PZPR, po naradzie I sekretarzy partii w Moskwie, odbył rozmowę w cztery oczy z Breżniewem. Mówi: „Zacząłem rozmowę bez żadnych wstępów odnoszących się do sytuacji, intencji, obaw czy prognoz. Uważałem, że nie jest to już potrzebne, że jasne jest wszystko. Powiedziałem, że wiemy o zamiarze interwencji, znana nam jest ogromna koncentracja wojsk i wystąpienie marszałka Wiktora Kulikowa o otwarcie naszych granic. Jeszcze raz podkreśliłem, że i my mamy surową ocenę tego, co dzieje się w Polsce, ale nic nie uzasadnia takiego kroku, jak interwencja. Trzeba się też liczyć – powiedziałem – z gwałtowną reakcją społeczną, wręcz powstaniem narodowym. Pójdą na czołgi młodzi chłopcy, jak w Powstaniu Warszawskim, z butelkami benzyny, popłynie morze krwi. Nawet gdyby przyszli do Polski sami aniołowie, to i tak muszą zostać krwawymi okupantami, i to na całe lata. Przypomniałem, że wrażliwość Polaków na suwerenność, na gwałcenie niepodległości nie ma równej w Europie. Wreszcie – interwencja sprawi, że w stosunkach między naszymi narodami przekreślone zostanie wszystko, co dotąd zbliżało, a więc i wspólnota walki z caratem, współdziałanie naszych ruchów rewolucyjnych i żywa pamięć o wspólnych walkach z hitleryzmem i zasługach Armii Radzieckiej w wyzwoleniu naszego kraju. Wróci wszystko, co tworzyło przepaść w stosunkach Polski z Rosją i Związkiem Radzieckim”. I dalej – „W odpowiedzi usłyszałem po chwili słowa, które chyba pozostaną we mnie na całe życie. Przytoczę je tak, jak brzmiały po rosyjsku: „No charaszo, nie wajdiom” i po pauzie: „A kak budiet usłażniatsia, wajdiom, wajdiom” I wreszcie: No biez tiebia-nie wajdiom. Leonid Breżniew dodał jeszcze coś o mojej osobistej odpowiedzialności. Rozmowa była zakończona. Rozstaliśmy się bez wymiany grzecznościowych słów, które zwykle padają przy pożegnaniach na tego typu spotkaniach” (S. Kania, „Zatrzymać konfrontację”, Wyd. BGW1991). I co Państwo o tym myślicie?
Drugi. Breżniew-jak zapamiętał Generał-„z naciskiem” nie zgadzał się z oceną sytuacji wewnętrznej w Polsce, jaką mu przedstawił na Krymie (sierpień 1981). Tu taka ciekawostka dla „lepiej wiedzących”, prawoskrętnych historyków i polityków, jaką usłyszałem od Generała w lipcu 2008 r. Breżniew uważał Solidarność za organizację na wskroś wrogą Polsce, ale też dostrzegał patriotyczne postawy Polaków, pracujących dla własnego kraju, życzliwie nastawionych do sąsiadów- ma się rozumieć głównie do ZSRR. Natomiast w Solidarności widział „samo zło”, nienawiść, podłość i wrogość – tych określeń używał często. Wprost naciskał, by tę kwestię „rozwiązać” (czytaj zlikwidować Solidarność) jak najszybciej, gdy nie jest za późno. Będziecie mieli z tym wiele problemów (bolszoj trud). Racje, które już wyłożyłem i częściowo powtórzyłem, nie trafiły do niego- pamiętał Generał. (to samo Andropow i Ustinow mówili Generałowi i Kani 3-4 kwietnia w Brześciu). Jak mówił mi Generał- był bezradny, nic sensownego nie przychodziło do głowy. Wreszcie, nie mając nic innego, sięgnął do naszej historii. Opowiedział Breżniewowi o liście biskupów polskich do niemieckich. Z tego powodu przez Polskę, przez PZPR, przeszła fala krytyki Kościoła, duchowieństwa, a biskupów i Prymasa w szczególności. Wówczas na jednym ze spotkań aktywu partyjnego, Władysław Gomułka stanął w obronie biskupów, m.in. mówiąc, że nie można ich posądzać o najgorsze, powiedział wprost- biskupi też są patriotami, list napisali w trosce o przyszłość Polski, która leży im na sercu. (przypomniał ten fakt Andrzej Werblan, jest w książce „Polska Ludowa”, Autor Robert Walenciak). A przecież Stefan Wyszyński został uwięziony, gdy zlekceważono radę Ławrientija Berii. W rozmowie z Bermanem, żalącym się na problemy z Kościołem, odradzał stanowcze kroki wobec Prymasa (podobno miał powiedzieć- „po co wam wojna z Kościołem, macie inne problemy”). Prymas został uwięziony w dwa tygodnie po straceniu Berii. Po tym wywodzie – jak zapamiętał Generał, usłyszał: „No, No”, wreszcie trafiło, mógł podjąć „temat Solidarności”. Mówił więc, że część działaczy terenowych i Kierownictwa oraz podstawowe środowiska członkowskie to ludzie pracy, też są patriotami i to w najlepszym rozumieniu tego słowa. Chcą Polski gospodarnej, nie politykierskiej, rozumieją sojusz ze Związkiem Radzieckim, pamiętają i cenią pomoc (tu podał znane fakty z okresu wojny i późniejsze, które Breżniew bardzo lubił słuchać, a wiedział to Generał z poprzednich rozmów). Oczywiście, potwierdził Breżniewa słowa, które wcześniej padły – są grupy, ogniska ekstremalne, które coraz bardziej nadają ton, są głośne, trzeba przyznać – narzucają sposób myślenia i działania w Związku, opartego głównie na żądaniach i strajkach. Każda krytyka postępowania władzy z ich strony pada na podatny grunt, ludzie chcą tego słuchać, dla nich to nowość, ma smak sensacji, wcześniej tego nie było. Tych ludzi trzeba zrozumieć, trzeba rozmawiać, wyjaśniać im. Wcześniej wydawało się Kierownictwu Partii, że klasa robotnicza jest uświadomiona. To było chciejstwo, dalekie od rzeczywistości. Powiedział, że w Solidarności są członkowie, aktywiści partii, którzy rozumiejąc emocjonalne podejście ludzi do krytyki, starają się tłumaczyć złożoność naszej sytuacji gospodarczej, w znacznej części związanej umowami z Zachodem, co uzależnia nas z uwagi na potrzebne nam dewizy (tu wspomniał o „dewizowym wsadzie” do statków, jakie budujemy dla ZSRR). Breżniew z sarkazmem wtrącił-dlatego tak nas „kochają” w Gdańsku. Powiedział, że rząd to widzi, podejmuje kroki na gruncie gospodarczym, znów wspomniał o radzieckich dostawach surowców, jakie są niezbędne, na co usłyszał-„no, padumajem”. Breżniew znał nasze potrzeby przestawione na piśmie. W toku dalszej rozmowy powiedział m.in., żeby je spełnić, muszą ograniczyć o 250 gramów dzienne dostawy chleba dla żołnierzy (szczegół ten, Generał kilkakrotnie przypominał później na spotkaniach, jako bolesny dla osobistego, żołnierskiego poczucia). Jakie stąd wyciągacie Państwo wnioski?
Podczas dyskusji panelowej w Redakcji Gazety Wyborczej, Generał tak tłumaczył ówczesne uwarunkowania. „Ciążył nam czynnik zewnętrzny, ale nigdy nie wysuwam go na pierwszy plan. Rachunek sumienia trzeba zawsze zaczynać od siebie. Dziś osądzani są ci, którzy oddali władzę. A przecież – zarówno ówczesna władza, jak i ówczesna opozycja – powinni posypać głowę popiołem. W zaostrzającej się sytuacji międzynarodowej, nasza polska bijatyka, była igraniem z ogniem. Rozmowy z przedstawicielami Kremla, były dla nich częstokroć badaniem skuteczności ich nacisku, dla nas- ich skłonności do interwencji. Było to wzajemne sondowanie, w jakimś sensie obustronna gra. Mieliśmy wciąż wrażenie, że jakieś karty mają ukryte”. Jak Państwo rozumiecie tę „grę”, jak się podoba, co o tym myślicie?
Doktryna Breżniewa
Na wspomnianej naradzie w Warszawie (14-15 lipca), Leonid Breżniew wygłosił dość osobliwe przemówienie, którego cytowana część nosi nazwę „Doktryny Breżniewa”- „Jeżeli realna stała się groźba przekształcenia partii komunistycznej Czechosłowacji w jakąś inną organizację – w partię socjaldemokratyczną czy drobnoburżuazyjną – to już godzi w interesy nie tylko komunistów czechosłowackich, nie tylko narodu czechosłowackiego, ale godzi w interesy całego systemu socjalistycznego, całego ruchu komunistycznego. Taki bieg wydarzeń mamy prawo rozpatrywać jako bezpośrednie niebezpieczeństwo dla światowych pozycji socjalizmu, niebezpieczeństwo dla wszystkich naszych krajów i próby przeciwstawienia się temu nie mogą być rozpatrywane jako ingerencja w sprawy wewnętrzne Czechosłowacji. Jest to wyraz naszego obowiązku internacjonalistycznego wobec całego światowego ruchu komunistycznego, wobec komunistów, mas pracujących Czechosłowacji. W obliczu postępującego niebezpieczeństwa odstępstw od socjalizmu w jednym z krajów wspólnoty socjalistycznej, nie możemy zamykać się w swoich mieszkaniach narodowych. Byłaby to zdrada interesów socjalizmu i komunizmu”.
Przeczytajcie Państwo uważnie, raz jeszcze – tekst. Naiwnością byłyby pytania- kto Breżniewowi dał takie „prawo” rozpatrywania i interpretacji sytuacji w CSRS; przyjmowania na siebie takiego „obowiązku” i „ingerencji”. Od wielu lat nie brak krytyków „doktryny”, zarówno wśród polityków i naukowców. Jej podstawą, fundamentem był po II-ej wojnie światowej podział na strefy wpływów – USA i ZSRR, zadekretowany w Poczdamie. To była realność, często nawet dotkliwie odczuwalna przez kraje bloku. Można jej było nie lubić! W roku 1968 trzeba nam spojrzeć na Polskę, na Zachód z kierunku wschodniego. Co wówczas zobaczymy? Że Polska i sąsiednie kraje dla ZSRR stanowiły swego rodzaju pas ochronny przed inwazją NATO. Mówiąc wprost- tu, na tych terytoriach, spadałyby bomby i pociski rakietowe, jądrowych nie wykluczając, kosztem tubylczej ludności i jej majątku. Ktoś może dziś uznać ten wywód za śmieszny. Odpowiem krótko- niech zajrzy i poczyta strategie USA, NATO z lat 50-70 i zastanowi się, czy były to „propagandowe wybiegi” dla naiwnych Ruskich i dajmy na to Polaków, Czechów, czy założenia strategiczne na wypadek wojny – podkreślam – rzeczywistej. Niech każdy krytyk poczyta opisy ćwiczeń Bundeswehry czy innych armii NATO, w tym USA, prowadzonych na europejskich poligonach, a opisywanych w Wojskowych Przeglądach Zagranicznych z tamtego okresu. Niech się zastanowi jako Polak tu żyjący, a nie jako ślepy krytyk „komunizmu” w Polsce. Dlatego skuteczność tego „pasa”, głównie na kierunku zachodnim, czyli kraje: NRD, CSRS i Polska, miały dla ZSRR znaczenie priorytetowe. Z tym należało się bezwzględnie liczyć. Co to w praktyce dla nich oznaczało? Swoje żywotne interesy i racje stanu należało oceniać z punktu widzenia ZSRR. Inaczej mówiąc – patrzeć „oczami Moskwy”. Filozofowie dowodzą, że nie jest sztuką patrzeć, ale widzieć! W tym przypadku, co na danym etapie historycznego rozwoju można uczynić dla siebie, nie wyrządzając sobie krzywdy. Dobitnie przekonały się o tym Węgry w 1956 r. i CSRS w 1968. Polska, uniknęła „krwawej nauki” w 1956 r. (Październik) i drugi raz w 1981 r. (stan wojenny). Było to możliwe dzięki mądrym rozmowom z przywódcami ZSRR, z sąsiadami; realnej ocenie zaistniałych sytuacji-„dziś i na jutro”; rozumnej argumentacji, bez kłamstwa i krętactwa, szczególnie dwóch osób – Władysława Gomułki i gen. Wojciecha Jaruzelskiego, ich najbliższych współpracowników, cechujących się wyobraźnią i myśleniem perspektywicznym. A czy dziś, w roku 2023 nie powinniśmy myśleć i patrzeć na Polskę „oczami” Brukseli, Berlina, Paryża, Waszyngtonu, Budapesztu, Pragi, Londynu – także Moskwy, Kijowa, Mińska? Z tych stolic „oglądać” teraźniejszość Polski i przewidywać jej przyszłość? Pomyślcie Państwo-zbliżają się wybory, czas decyzji.
Podczas spotkania intelektualistów z Michaiłem Gorbaczowem na Zamku Królewskim w Warszawie 14 lipca 1988 r., prof. Marcin Król zapytał gościa o zakres suwerenności Polski i czy doktryna Breżniewa jest nadal stosowana względem Polski i krajów sąsiadujących (Trybuna 6-8 lipca 2018). Proszę zwrócić uwagę – rok 1988: upłynęło 20 lat od inwazji na CSRS; 3 rok rządzi Gorbaczow, wdrażana jest pierestrojka. Zaś w Polsce rok 1988: 2 lata po całkowitej amnestii więźniów politycznych(1986), powstaniu i działaniu Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa; rok po ogłoszeniu Planu Jaruzelskiego (1987), zaakceptowanego przez Układ Warszawski; jest po III pielgrzymce Papieża, podczas której w rozmowie z Generałem, dojrzewa myśl o porozumieniu z opozycją przy wspólnym stole. A jak silne są obawy nie tylko przecież Profesora, ale trzeba powiedzieć, że ludzi nauki, środowiska intelektualistów, także w Kierownictwie PZPR, stronnictw politycznych, nie wykluczam, też wśród rozsądnej grupy doradców podziemnej Solidarności. Gorbaczow wtedy nie odpowiedział na pytanie Profesora, przysłał list. Może Panowie- Rafał Skąpski i Sławomir Tabkowski, sprawią Czytelnikom przyjemność poznania treści otrzymanej poczty. Zachęcam.
Refleksje Generała…
Zabierając głos na spotkaniach, w wywiadach, Generał podzielił się takimi myślami:
1. „W 1968 roku nie rozumieliśmy niektórych posunięć „Praskiej wiosny”. Przez lata współpracowaliśmy blisko, przyjaźnie z kierowniczą kadrą Czechosłowackiej Armii Ludowej. Minister Obrony gen, Bohumir Lomsky i Szef Sztabu Generalnego, gen. Otokar Ritiż byli oficerami zawodowymi przedwojennej armii czechosłowackiej. W 1939 roku znaleźli się w Polsce, w legionie czechosłowackim. Później na terenie ZSRR w Korpusie gen. Ludwika Swobody. Była więc wspólnota frontowej drogi. Nagle, właśnie na wiosnę 1968, odeszli. Przyczyn nikt rzeczowo nie wyjaśnił”.
2. „O Dubczeku i postępowaniu przywódców czechosłowackich rozmyślałem, zwłaszcza pod koniec 1980 i w 1981 roku. Wiedząc, ile kosztowała ich słabość, przysięgałem sobie, że nigdy nie damy poznać po sobie, iż nie panujemy nad sytuacją. Dla przywódców czechosłowackich, interwencja stanowiła grom z jasnego nieba. Generał Svoboda mógł tylko wydać armii czechosłowackiej rozkaz nie opuszczania koszar i zachowania spokoju.”
3. „Wyciągnąłem z wydarzeń czechosłowackich dwa ważne wnioski. Pierwszy: nigdy nie wolno lekceważyć pierwszych ostrzeżeń. Drugi: kiedy powiedziano „a”, to należy oczekiwać, że wkrótce zostanie powiedziane „b”, a zaraz potem „c”. Nie zapomniałem tej lekcji. Nigdy. Tym bardziej wówczas, gdy sam znalazłem się po latach w bardzo zbliżonej, lecz znacznie bardziej niebezpiecznej sytuacji.”.
4. „Historia nie daje prezentów. Wcześniej czy później, ale nieuchronnie, nagradza rozwagę i pracę, karze słabość i rozprzężenie…Nigdy nie wybacza błędów. Nie pozwala bezkarnie lekceważyć praw ekonomii. Ale obciąża winą także za >zły słuch<, za odrywanie się od nastrojów, od myśli i dążeń ludzi pracy”.
Witając 25 stycznia 1990 r. Prezydenta Czech, Waclava Havla, min. powiedział:
5. „Dziś również jestem winien Panu, jako najwyższemu reprezentantowi swego kraju słowa zadośćuczynienia w związku z wydarzeniem bliższym nam w czasie…Sierpniowy dramat sześćdziesiątego ósmego roku stanowi „zadrę moralną”- bez względu na nasze ówczesne poglądy i pełnione funkcje. Wciąż wraca więc pytanie o istotę tamtych wydarzeń. Ówczesne uwarunkowania zewnętrzne i wewnętrzne, atmosfera podejrzliwości i wrogości między Wschodem i Zachodem, jej doktrynalna, nierzadko wsparta dezinformacją wykładnia zrobiły swoje”.
Zeznając przed Sądem, jako oskarżony o wprowadzenie stanu wojennego – przytoczył fragment swojego oświadczenia przed SKOK, z 9 marca 1993 r., w brzmieniu- „Wysuwany bywa argument, że nie było decyzji o interwencji (ZSRR, CSRS, NRD w Polsce- moje, GZ). Co więcej, jakoby wiedziano, że jej nie będzie. Na początku sierpnia 1968 roku, w Bratysławie, Dubczek wymieniając z Breżniewem przyjacielskie uściski, wiedział tyle samo. To, że decyzja w sprawie interwencji nie zapadła, nie jest żadnym odkryciem. Gdyby stało się inaczej, spotkalibyśmy się dziś nie przy tym stole, ale być może na seansie spirytystycznym”. Tu taka ciekawostka. Na początku grudnia 1981 r. komendant czeskiej placówki granicznej w Cieszynie, przyjechał do polskiego komendanta WOP z osobliwą prośbą. By go zrozumiał – ze względu na wieloletnią przyjaźń ich rodzin, uzyskał zgodę swoich przełożonych, by mógł internować jego z rodziną w swoim domu. Poinformował go, kogo jeszcze ma internować spośród polskich władz terenowych (Przegląd, grudzień 2016). Czy obok innych informacji, nie utwierdza to w przekonaniu, że decyzje wykonawcze były wtedy doprowadzone do najniższych szczebli w jednostkach CSRS, ZSRR i NRD, gotowych do wejścia z „bratnią pomocą”? Brak tylko było decyzji politycznej, komendy – naprzód. A Państwo co myślą?
Wydarzenia w CSRS związane z „Praską wiosną”, już w maju skłoniły władze ZSRR, po partyjno-państwowej naradzie z innymi krajami, w tym z Polską, do podjęcia politycznej decyzji o ew. zbrojnej interwencji. Wyniknęła stąd konieczność rozpoczęcia przygotowań w Śląskim Okręgu Wojskowym (ŚlOW), w tym ćwiczeń na mapach, dowódczo-sztabowych oraz z wydzielonymi wojskami, pk. „Szumawa” (18-30 czerwca, przedłużone do 10 lipca), pk. „Pochmurne Lato-68” (29-lipca-20 sierpnia) na terytorium CSRS. Nawiasem mówiąc, proszę sobie przypomnieć ćwiczenia wojsk ZSRR i Układu Warszawskiego (UW) w Polsce 1981 r. Znany bieg zdarzeń spowodował, iż 20 sierpnia wydzielone siły UW do operacji „Dunaj” (ZSRR, Polski, Węgier, Bułgarii), weszły na terytorium CSRS ( armia nie stawiała oporu). Dowódca 7 Armii Polowej USA w Europie gen. James Hilliard Polk, na podstawie różnych źródeł uznał, że to operacja wojskowa „najwyższej klasy”, dobrze zorganizowana i skoordynowana, właściwie zamaskowana i szybka. Był to zmasowany pokaz potęgi militarnej ZSRR. Jakie- zdaniem Państwa, wynikają stąd wnioski dla Polski, gdyby nie stan wojenny?
Jednostki wydzielone ze ŚlOW: ok. 24,5 tys. żołnierzy, 640 czołgów i 450 dział, zajęły ok. 16 proc. terytorium CSRS (20500km kw.) i przebywały tam do 11 listopada 1968 r. W kilku wypadkach zginęło 10 żołnierzy. Za wyrządzone szkody materialne, Polska zapłaciła 8,7 mln. zł oraz 320 tys. koron za transport kolejowy, wykorzystany przez nasze jednostki podczas powrotu. Szkody w kraju- ok. 7 mln. zł, łącznie 15,7 mln. zł.. Władysław Gomułka ową decyzję polityczną tłumaczył dziennikarzom 21 sierpnia jako „nie dopuszczenie do oderwania Czechosłowacji od obozu socjalistycznego,… osłabienia Układu Warszawskiego”. Podkreślał, iż „niebezpieczeństwo ze strony niemieckiego rewanżyzmu i militaryzmu… wynika z istoty … oficjalnej polityki rządowej RFN”. Oceniał, że „zagrożona była cała nasza południowa flanka, że imperializm chciał w pierwszym etapie osłabić pozycje socjalizmu w Czechosłowacji, aby w następnym etapie oderwać ją od obozu socjalistycznego … Zmiana układu sił stworzyłaby niebezpieczeństwo dla pokoju w Europie, a pierwszymi ofiarami mogłyby stać się NRD i Polska”. Macie Państwo „mocne dowody” by ośmieszyć te poglądy?
Czego nauczyły nas wydarzenia w Czechosłowacji?
Na posiedzeniu DKP w Moskwie, 4 grudnia 1989 r. Michaił Gorbaczow zgłosił wniosek- „jest okazja dla ogłoszenia wspólnego oświadczenia w sprawie 1968 r. Mamy tu projekt”. Po jego przeczytaniu Ceausescu mówi- „nie przyłączam się do tego oświadczenia. Jeśli mielibyście być konsekwentni, to trzeba byłoby wyprowadzić wojska radzieckie z Czechosłowacji”. Polska, ustami MSZ K. Skubiszewskiego, zgłosiła poprawkę by dopisać zdanie wykluczające interwencję wojsk Układu w przyszłości, ponieważ nie odpowiada ona zasadom. Zgadnijcie Państwo, kto zaprotestował – NRD, CSRS. I jak się to Państwu podoba?
W tamtym uwarunkowaniu goeoplitycznym, w prowadzonym wyścigu zbrojeń, którego głównym promotorem było USA, NATO (jeśli się nie podoba, proszę zobaczyć jak rozwijała się produkcja broni jądrowej w USA i ZSRR, to osobny i rozległy temat), Polska i sąsiednie kraje powinny czynić wszystko, co możliwe, by zmniejszać napięcie polityczno- militarne na linii Wschód- Zachód. Szukać form obniżenia zasobów arsenałów jądrowych i konwencjonalnych w Europie. Jednocześnie, na miarę możliwości politycznie zabiegać o terytorialne status quo w Europie. To było wówczas polską racją stanu, miarą politycznej wyobraźni i rozumu. A czy dziś w 2023 roku, te tezy straciły sens, praktyczne znaczenie?
8 września 1968 r. przy Stadionie Dziesięciolecia podpalił się Ryszard Siwiec (jest pomnik), na znak protestu wobec interwencji w CSRS. Był to wyraz solidaryzmu z takim czynem Jana Palacha, popełnionym wcześniej w Pradze. Co Państwo myślicie o naukach płynących dla polityków i parlamentarzystów z tych świadomie desperackich śmierci, przez minione 55 lat. Czy po blisko 6 latach czasu, mogą Państwo wskazać przykład wpływu samo podpalenia Piotra Szczęsnego przed Pałacem Kultury i Nauki na decyzje obecnej władzy?
Nie udajmy naiwnych, swego rodzaju „historycznych dziewic”. Sięgnijmy do własnej pamięci, odświeżmy rozum, nie wstydźmy się. Nam, Polakom, w Polsce XXI w. a przy okazji tej 55. wejścia do CSRS i kolejnych rocznic stanu wojennego – rozum, rozsądek, głęboki namysł nad własną historią jest wciąż potrzebny. Idzie tu zarówno o obiektywną, oczywiście momentami bolesną prawdę, ocenę własnych błędów i pomyłek-podkreślam. O wychowanie młodego pokolenia- znów podkreślę, na tej właśnie prawdzie. By „lepiej wiedzący” nie zrobili z nas, naszych dzieci i wnuków- nowoczesnych plujów na Gomułkę, na Jaruzelskiego. Byśmy sami – po takiej lekcji „polityki historycznej” – nie pluli we własne życiorysy. By młode pokolenie – biorąc z nas przykład, potrafiło obiektywnie oceniać i wnioskować okres III RP, w interesie swoim i swoich następców. Bo taka jest nieubłagana logika Historii.