Narodowo-katolicka kontrrewolucja dotarła do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Pan wicepremier, minister kultury Piotr Gliński zwolnił Magdalenę Środę dyrektor tego Instytutu, bo „straciła jego zaufanie”.
I złamał tym prawo, bo art.14.1 ustawy wyraźnie określa okoliczności ewentualnego zwolnienia dyrektora:
„Minister może odwołać Dyrektora, po zasięgnięciu opinii Rady Instytutu, przed upływem kadencji w przypadku:
1) działania z naruszeniem prawa;
2) zrzeczenia się funkcji;
3) choroby uniemożliwiającej sprawowanie funkcji;
4) skazania prawomocnym wyrokiem za umyślne przestępstwo lub umyślne przestępstwo skarbowe;
5) niezatwierdzenia rocznego sprawozdania finansowego Instytutu;
6) negatywnej opinii Rady w zakresie, o którym mowa w art. 17 ust. 1 pkt 3. 7.
W przypadkach, o których mowa w ust. 6, minister może odwołać Dyrektora również na wniosek Rady”.
Warto przypomnieć, że Rada Instytutu negatywnie zaopiniowała wniosek pana ministra o odwołanie dyrektor Magdaleny Sroki. Nic dziwnego, bo przecież nie ma w ustawie mowy o zwolnieniu w przypadku „utraty zaufania” pana ministra.
Jestem współtwórcą ustawy o kinematografii, czyli o Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. Byłem w latach 2003-2005 posłem SLD i posłem sprawozdawcą tej ustawy. Ustawy, która powstała dzięki aktywności środowiska filmowego, zwłaszcza Stowarzyszenia Filmowców Polskich kierowanego przez Jacka Bromskiego, ówczesnego ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego, wiceminister Agnieszki Odorowicz, szefa KIPA Dariusza Jabłońskiego, przy wsparciu ówczesnego szefa sejmowej Komisji Kultury Jerzego Wenderlicha, posła Bronisława Cieślaka, senatorów Kazimierza Kutza i Krzysztofa Piesiewicza. I wielu innych parlamentarzystów polskiej lewicy. Niezwykłe i dramatyczne okoliczności powstania tej ustawy opisałem w rozdziale „Jak ochrzciłem z Polakiem Papieżem Polski Instytut Sztuki Filmowej” mojej książki „W Hongkongu. Za kulisami polskiego parlamentu”. Dostępnej jeszcze w Internecie i odważnych księgarniach.
Dlatego dobrze pamiętam też dyskusje toczone wokół zapisów ustawy. Wtedy parlamentarzyści PiS byli gorącymi zwolennikami ustawowej, mocnej pozycji dyrektora PISF. Głosowali przeciwko wszelkim próbom dodatkowego podporządkowania dyrektora Instytutu ministrowi kultury, rozszerzaniu warunków uprawniających do skrócenia pięcioletniej kadencji dyrektora.
Teraz pan minister Gliński chcę podporządkować sobie kinematografię, którą lewica, także przy wsparciu PiS i innych klubów parlamentarnych, wtedy uspołeczniła i oddała we władanie środowisku filmowemu.
Czyni to, bo pewnie za społeczne pieniądze będące w posiadaniu Instytutu, pochodzące z danin instytucji zarabiających na polskich produkcjach filmowych, propagandziści PiS pragną kręcić filmy narodowo-katolickie. Najlepiej pseudopatriotyczne peany o partyzantach „wyklęciuchach”.
Przeciwko bezprawnemu zwolnieniu dyrektor Sroki, ale zgodnemu z obecnym PiS-owskim programem „wymiany elit”, protestują środowiska twórcze. Słusznie przypominając, że przegłosowany przez Sejm RP w 2005 roku system kinematografii przyniósł renesans polskiego kina. W 2005 roku filmy polskie oglądało 800 tysięcy widzów, a w 2016 już 14 milionów.
Ten system sprawił też, że o polityce programowej kina polskiego decydują przede wszystkim polscy twórcy, a nie ministerialni urzędnicy. Po przyszłych zmianach kadrowych o wszystkim znowu decydować mogą ministerialni urzędnicy za pomocą „zaufanego” dyrektora i jego kadr.
Jakie kino zrobi nam PiS – zobaczymy za lat kilka.
Przy okazji chciałbym przypomnieć raz jeszcze, że ten tak chwalony obecnie system nie powstałby gdyby nie parlamentarzyści SLD. Tymczasem w opinii mediów głównego nurtu i wielu, zwłaszcza młodszych twórców filmowych, jawi się on zasługą nieokreślonych sił politycznych, albo parlamentarzystów Platformy Obywatelskiej.
Tak się dzieje, bo kierownictwo i liczni działacze SLD, i ci poprzedni i obecni, zapominają i nie eksponują zasług parlamentarzystów swojej formacji. Jakby wstydzili się, że to lewica stworzyła powszechnie akceptowany i chwalony dziś system. Milczy o tym bywając w mediach głównego nurtu. Nie przypomina tych zasług w dokumentach SLD.
W efekcie zasługi spływają na polityków Platformy Obywatelskiej. Jedynej partii, której parlamentarzyści w latach 2003-2005, konsekwentnie, na każdym etapie procedowania nad ustawą o Polskim Instytucie Sztuki Filmowej, głosowali przeciwko tej ustawie. Zawsze wtedy byli przeciwko Instytutowi.