Izabela szolc 16×9
Z syrenkami zawsze problem. Jedna była za ciemna, teraz inna – za pomarańczowa. Manat by się uśmiał!
Po Internecie rozlewa się hejt na aktywistki z organizacji „Ostatnie pokolenie”, które wychlapały pomarańczową farbę na pomnik warszawskiej Syrenki. Cóż, nie mamy tu do czynienia z Pietą Watykańską, nikt rybiej pani nie zaatakował młotkiem, umyć się ją umyje, a w ogóle – czy ktoś zwrócił uwagę jakim niesamowitym kiczem jest ta rzeźba? Gdyby polskie miasta oczyszczono z pomników, pomniczków i potworków byłoby ładniej. W dodatku nie czulibyśmy się jak na cmentarzu. Choć z tym ostatnim – fakt – może być trudniej i to nie dlatego, że tych miejskich świątków przybywa. Coraz trudniej oddychamy…
Niechęć do aktywistek to nic innego jak niechęć do lasek, które próbują zepsuć nam konsumpcyjną imprezę. Forma wyparcia tego, że mamy przesrane. To niech one mają przesrane jeszcze bardziej! Tyle, że aktywistki akurat o tym wiedzą. „Katastrofa klimatyczna to wojny. Wojny, przemoc i gwałty. Nie możemy do tego dopuścić. […] Jesteśmy ostatnim pokoleniem i będziemy o siebie walczyć” – powiedziała jedna z dziewczyn. Podoba mi się to, choć należy dodać, że „walczyć o siebie” będzie też druga strona, czyli ta która równo ignoruje problem. A ma prywatne samoloty, inwestycje, kredyty ale i „trumny na kołkach” i bilety tanich linii lotniczych oraz przekonanie, że jest koroną stworzenia. Moim skromnym zdaniem tak czy siak jest już za późno – jako gatunek idziemy do piachu. Niestety w tej drodze towarzyszy nam zbyt wiele istot. Niezwykłych, cudownych, pięknych istot, których nie potrafilibyśmy za nic a nic stworzyć.
Syrenka warszawska??? Naprawdę? Chwała dziobakowi! Chwała manatowi! Chrzanić ten syf, którym się otaczamy, niszcząc prawdziwe życie.
Kilka dni temu aktywistki zakłóciły obchody jubileuszu 80-tych urodzin i 60-lecia pracy artystycznej dyrygenta Antoniego Wita. Trudno oczekiwać, żeby 80-latkowie przejmowali się kryzysem klimatycznym, a balangą urodzinową, to w sumie – mogą, mogą. Orkiestra grała na Titanicu, kiedy ten tonął, i orkiestra grała, a grała nieprzerwanie w Filharmonii Narodowej. Ale jednak…! Antoni Wit odcinając się od sugerowanej mu przez rozmówcę ironii powiedział – „Ja myślę, że aktywiści powinni wybierać wydarzenia sportowe, gdzie jest kilkadziesiąt tysięcy osób, to odzew byłby znacznie, znacznie mocniejszy”. Dodał również, że wyrwanie przez niego baneru aktywistkom, pomogło sprawę nagłośnić. Ja uważam, że pomogło przypomnieć co poniektórym, że jeszcze istnieją filharmonie i że już powinniśmy całować własne tyłki na „do widzenia”. Mozartowska Msza C-dur „Krönungs-Messe”, na którą wbiły aktywistki, wydaje się być do takich pieszczot idealna.
Co ciekawe kiedy my się wściekamy o to, że syrenka jest jebliwie pomarańczowa, australijska minister środowiska Tanya Plibersek martwi się, że blaknie Wielka Rafa Koralowa – „Musimy przeciwdziałać zmianom klimatu. Musimy chronić wyjątkowe miejsca, rośliny i zwierzęta, dla których są one domem”. Ach ci niepoprawni Australijczycy – chadzają na rękach, mają żłobki dla kangurów, przedszkola dla koala, nakręcili Mad Maxa, to teraz jeszcze to…! Nie to co warszawskie, libkowe słoiki opłakujące pomarańczowego gluta na cycku rzeźbiarskiego potworka.