7 grudnia 2024

loader

Pompa patriotyczna

fot. prezydent.pl

Zwyczaje i formy zachowania stosowane i wymuszane przez PIS, przypominają mi podobne upodobania rządu legionistów przed II wojną. Werbalny patriotyzm, podsycany nieustannym świętowaniem niepodległości i chwaleniem się prawdziwymi lub wymyślonymi sukcesami politycznymi i gospodarczymi, nie był jednak tak agresywny, jak jest dzisiaj. Chwała opatrzności, że mimo wyczuwalnych starań, daleko mu jeszcze do historycznego wzorca III Rzeszy i osiągnięć jej Ministerstwa Propagandy.

Źródłem słowa patriotyzm jest łacińska „Patria”, czyli ojczyzna. Patriota kocha swój kraj, jest gotów do poświęceń dla jej dobra i do jej obrony. Ale nigdzie nie jest powiedziane, że musi nieustannie przypominać o swojej gotowości, i chwalić się tym, co dla niej już zrobił.

Nie wątpię, że wśród działaczy, członków i zwolenników partii politycznej, noszącej dumną nazwę „Prawo i Sprawiedliwość”, jest wielu ludzi zasługujących na miano patriotów. Kochają swój kraj i starają się pomagać w jego pełnej przeszkód drodze do spokoju, poczucia szczęścia i dobrobytu rodaków. Znaczna ich część gotowa jest też do poświęcenia zdrowia i życia w obronie swego kraju, jeśli zostanie przez kogoś zaatakowany. Aktualny przykład takich zachowań możemy obserwować w sąsiedzkiej Ukrainie.

Patriotyczne kształcenie młodzieży

Patriotyzm możliwie największej liczby obywateli jest więc w każdym społeczeństwie i państwie sprawą ważną, która może mieć decydujące znaczenie w trudnych okresach zagrożenia ekonomicznego i militarnego. Jest więc zrozumiałe, że kształcenie młodzieży „w duchu patriotyzmu” jest potrzebne i w praktyce realizowane w każdym społeczeństwie. Problemem ni jest więc odpowiedź na pytanie, czy to robić, ale jak, kiedy, przez kogo i przy pomocy jakich metod i instrumentów.

PIS – moim zdaniem – jako partia rządząca już drugą kadencję, popełnia dwa kardynalne błędy, wpływające także na kształtowanie patriotyzmu młodzieży. Pierwszym jest masowość występowania oświadczeń, że właśnie PIS i jego przybudówki tworzące Zjednoczoną Prawicę, jest wzorem patriotyzmu, że wszystko robi dla kraju i właściwie nic dla siebie. Rozdźwięk między tymi oświadczeniami a rzeczywistością jest tak duży i wyraźny, że znaczna część szarych, starych i młodych, obywateli tworzących „masę wyborczą”, już to widzi. Część moich donosicielskich wiewiórek z tego grona lekceważy problem, uważając, że to „normalka”, że każda władza w każdym państwie dba głośno, albo po cichu, o własne interesy. Większość jednak zaczyna mieć wątpliwości, czy patriotyczne wyzyskiwanie ojczyzny nie zaszło za daleko i za szeroko, nie stało się aprobowanym zwyczajem radośnie przyjmowanym przez młodsze pokolenie prawicy. Dojrzewa też obawa, że jest to jeden z ważnych powodów zachwiania popularności rządzącego obozu, który może zadecydować o niekorzystnym wyniku przyszłorocznych wyborów.

Hucznie i z pompą

Być może te obawy, łączące się ze specyficznymi upodobaniami do pokazywania się szerokiej publiczności i kokietowania młodzieży, są przyczyną nieustannego organizowania masowych, „narodowych i patriotycznych” imprez. Każde otwarcie nowego odcinka drogi, tunelu, kanału, oddziału szpitalnego, bardziej okazałego budynku, pływalni, uporządkowanego skwerku, organizowane jest hucznie, z pompą, obecnością działaczy wyższego szczebla, przypinaniem odznaczeń i oprawą medialną. W okolicznościowych przemówieniach wielokrotnie powtarza się słowa „patriota i patriotyzm”.

W przekonywaniu młodzieży do partyjnie rozumianego patriotyzmu wykorzystuje się też przykłady personalne, głównie z niedawnej przeszłości. Kościuszko to już prehistoria, o której się prawie nie wspomina. O Piłsudskim już znacznie więcej, chociaż unika się informacji, że jako polityk wyrósł w socjalistycznej organizacji i ideologii. Eksploatuje się maksymalnie przykład „żołnierzy wyklętych”, z reguły ukrywając fakt, że być może wszyscy byli patriotami, ale nie wszyscy i nie zawsze zachowywali się poprawnie w relacjach z „cywilną” ludnością. Głównie dla młodzieży fryzuje się historię, tłumacząc, że w czynnej walce z okupantem w czasie II wojny najlepsze były prawdziwie patriotyczne Narodowe Siły Zbrojne, (czyli NSZ), gorzej wypadała chwiejna ideologicznie Armia Krajowa, a najsłabiej jakaś sterowana z Moskwy Armia Ludowa, liczbowo niewielka przyjaciółka Batalionów Chłopskich. No a po wojnie, w strasznym okresie PRL-u, wprawdzie odbudowano kraj, ale władzę piastowali niepatriotyczni komuniści w rodzaju Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego. Najważniejszy prezes ma wprawdzie wątpliwości, co do Gierka, który mógł być zagubionym patriotą, ale chyba podzielił się takim przypuszczeniem tylko z wrodzonej dobroci.

Z tego, co opowiadają moje szkolne wiewiórki, (bo mam i takie!) wynika nieco humorystyczny wniosek. Uczą młodzież, że właściwie w rozbiorowej Polsce, a także po II Wojnie Światowej, prawdziwy patriota był zawsze przeciw władzy. Ale teraz jest odwrotnie. Patriota musi kochać aktualną władzę. Tylko władza i jej zwolennicy są patriotami – reszta jest ciemnym ludem, który trzeba oświecić.

Drugim błędem jest naśladowanie wszystkich liczących się historycznie dyktatur, które w etapie dojrzewania przyjmowały tezę, że tylko ich szef i „jego ludzie” mają słuszne poglądy polityczne i gospodarcze. Wszystko, co mówią inni jest głupie, lewackie, niemoralne, sprzeczne z interesem państwa. I – eo ipso – nie są patriotami.

Kochasz rząd – jesteś patriotą

Rozwijany i pogłębiany przez doły partyjne monopol na negatywną ocenę każdej wypowiedzi i każdego pomysłu innych polityków, partii i niezależnych ugrupowań, a także osób niezdecydowanych, ma zawsze dwa następstwa. Doprowadza do utrwalania podziałów w społeczeństwie i do traktowania „niewiernych”, czyli niepodzielających poglądów rządzącej partii, jako ludzi niedorozwiniętych umysłowo. To rodzi nastroje lekceważenia opozycji stopniowo obejmujące także „służby państwa”, których bezstronność jest jednym z warunków istnienia demokracji, Wszelkimi sposobami przekonywany i naciskany policjant, prokurator i słabszy psychicznie sędzia zaczyna wierzyć, że jeśli koś niesie transparent z napisem np. „Niech żyje PiS i Jaruś” – to jest dobrze, nawet jeśli jednocześnie odpala zabronione race, albo coś niszczy. Ale jeśli niesie podobnie wyglądający transparent z napisem np. „Mamy dość Jarusia” albo „Kobieta powinna sama decydować o aborcji” – to jest źle, plakacik trzeba zniszczyć a „nosiciela(lkę)” kilka godzin przetrzymać w chłodzie i na stojąco. Siłowe służby państwa stają się służbami partii i zaczynają traktować oświadczenia jej działaczy, jako „prawdę objawioną”, którą powinni wyznawać i której muszą bronić.

Czas próby

Patriotyczna pompa jest pochodną hurrapatriotyzmu, czyli nieustannego, często krzykliwego podkreślania swego patriotyzmu, miłości do ojczyzny i „poświęcania się” dla dobra Polek i Polaków. Ale jak przychodzi trudny czas próby, to znacznej części tych najbardziej krzykliwych nie widać. Nie teoretyzuję – doświadczyłem tego po wybuchu Warszawskiego Powstania. Widać to było także wcześniej, przez porównanie zachowań w konspiracyjnych harcerskich Szarych Szeregach i na towarzyskich spotkaniach z udziałem ludzi niezaangażowanych w jakąkolwiek działalność niepodległościową. W mojej drużynie Szarych Szeregów rzadko używano słowa „patriotyzm”. Częściej mówiło się o obowiązku. I omawianiu realizacji obowiązków poświęcane były robocze spotkania. Tylko od czasu do czasu, w zastępach organizowano zbiórki podtrzymujące harcerskie tradycje. W mieszkaniach, które uważaliśmy za bezpieczne, pomalowane na czerwono i przykryte drewienkami żarówki imitowały ognisko, poprawiając nastrój. Cichutko nuciliśmy harcerskie piosenki i snuliśmy plany, co będziemy robić po wojnie. Wtedy czasem mówiono o patriotyzmie.

A na okazjonalnych spotkaniach „cywilnych” głównie słychać było ludzi zarabiających spore pieniądze na typowych, okupacyjnych, interesach (handlu walutami, złotem i żywnością) i zapowiadających, jak ukarzą znajomych współpracujących z okupacyjnymi władzami. Bo oni są prawdziwymi patriotami i nawet teraz udaje im się czasem nabić w butelkę niemieckiego oficera, sprzedając mu kopię znanego obrazu udającą oryginał, albo fałszywe dolary. W czasie Powstania spotykałem niektórych z tych panów, przechodząc przez tranzytowe piwnice albo stając w kolejce po wodę. Nie zgłaszali się do walczących oddziałów.

Wracając do teraźniejszości i wspominając te doświadczenia, odradzam działaczom politycznym – a zwłaszcza członkom rządu i aktywistom PIS – zbyt częste chwalenie się patriotyzmem i ocenianie, kto teraz jest, a kto nie jest patriotą, To naprawdę ich ośmiesza i denerwuje ludzi. Niech to za kilkanaście lat oceni historia, chociaż i ona czasem się myli.

Tadeusz Wojciechowski

Poprzedni

Gospodarka 48 godzin

Następny

PO już zaczęła kolaborację z PiS