Wiceprezydent Wrocławia Sebastian Lorenc (PO) wczoraj w TV opowiadał o „szkodliwym haśle mieszkanie prawem, nie towarem”, ponieważ jego zdaniem „mieszkanie to nie prawo, ale usługa”.
Ta wypowiedź doskonale obrazuje procesy myślowe, które odbywają się w głowach naszych „sympatycznych” włodarzy, nie tylko Wrocławia. Naopowiadają cokolwiek, żeby nie przyznać, że mieszkanie JEST prawem, nie tylko jako postulat polityczny, czy etyczny, ale także po dziesięcioleciach walk, umieszczony w postaci konkretnych zapisów w prawie międzynarodowym i krajowym.
Mieszkanie nigdy nie powinno zostać uzależnione od humorów rynku, bo to nie jest tylko fizyczna forma, ale przede wszystkim centrum życia dla każdej osoby. Miałem niestety nieprzyjemność zaobserwować w ramach swojej działalności społecznej, że pozbawienie tego prawa skazuje człowieka najpierw na śmierć cywilną, a potem śmierć fizyczną.
Niestety to jak oni traktują tę „usługę” widzimy w praktyce. A konkretnie w tym jak traktują osoby kierowane do lokali socjalnych. Urzędnicy miejscy najczęściej traktują osoby, których sytuacja materialna (i w większości przypadków także zdrowotna) uległa takiemu pogorszeniu, że utraciły zdolność pozyskania mieszkania z tzw. „rynku”. Jak wiemy, niewiele trzeba w Polsce, żeby osiągnąć tego rodzaju stan. Ceny najmu, o zakupie nie mówiąc, są takie, że coraz więcej osób nie stać na mieszkanie.
Natomiast miasta traktują mieszkania socjalne, jak lokale interwencyjne. Czyli coś tymczasowego, substandardowego, a nie miejsce, gdzie człowiek mógłby odbudować swoje życie i stanąć na nogi. Albo chociaż w spokoju przeżyć te parę lat, które mu zostały. Stąd też we Wrocławiu np. ludzi kieruje się do byłego hotelu robotniczego, gdzie ludzie żyją w stanie zawieszenia, w jakiejś formie czyśćca. Wiele osób panicznie boi się być skierowana w to miejsce i słusznie traktuje to jako formę kary.
Niezamożność w Polsce przez decydentów jest traktowana jak zbrodnia, a karą ma być mieszkanie w pół-więzieniu, w czyśćcu właśnie, w którym winy za bycie biednym, schorowanym czy samotnym (a najczęściej wszystko na raz) mają zostać odkupione. Syte mieszczaństwo łatwo nie wybacza takich przewin, jak psucie im nastroju widokiem ludzi w potrzebie. Zaburza to obraz uśmiechniętej, dostatniej Polski, którą ponoć tutaj w III RP zbudowaliśmy.
Takie osoby gdzieś trzeba schować, niskim kosztem poupychać w jakichś kurnikach, zagrzybionych mieszkaniach, z ubikacjami na korytarzach.
Dziennikarz uparcie pytał wiceprezydenta przykładowo, kiedy w mieszkaniach komunalnych wreszcie zostaną zlikwidowane ubikacje na korytarzach (sytuacja z serialu o Kiepskich i publiczno-prywatna toaleta to nie jest wymysł scenarzystów, tak ciągle żyją ludzie w XXI wieku). Włodarz miasta, prawdziwie uśmiechnięty Polak, odpowiedział, że nie może obiecać kiedy ostatnie takie mieszkanie zostanie zlikwidowane, bo niektórzy życzą sobie tak mieszkać.
Jeszcze takiej osoby nie spotkałem, która by nie chciała mieć WC w mieszkaniu, tylko na korytarzu. Dziennikarz na szczęście nie odpuszczał i dopytywał, czy faktycznie takie osoby są, a wiceprezydent odpowiedział, że być może, więc trzeba to uwzględnić i dlatego nie może odpowiedzieć, kiedy wreszcie ludzie nie będą musieli wychodzić na zewnątrz za potrzebą.
Tak właśnie wygląda w praktyce „mieszkanie jako usługa, a nie prawo”
Wolnelewo.pl