Co chcą osiągnąć rządzący, otwierając polską puszkę Pandory?
Pandorą kierowała ciekawość. Co znajduje się w szczelnie zamkniętej glinianej beczce, którą otrzymała w ślubnym posagu? Wraz z mężem Epimeteuszem zdecydowali się otworzyć wieko. I to był błąd! W zamkniętej beczce zgromadzone były bowiem wszelakie nieszczęścia. Mając ujście, rozlazły się po świecie. Tyle o puszce Pandory mówi grecka mitologia. Co chcą osiągnąć rządzący, otwierając polską puszkę Pandory?
Złoty pociąg
Pytanie jest w zasadzie retoryczne. Politykę najłatwiej robi się, grając na emocjach. Populizm w polityce też popłaca. Niestety. A na wyobraźnię działają miliardy marek niemieckich, które w przyszłości miałyby rzekomo popłynąć do Polski. Nie, nie marek. Ale euro też może być. Albo złoto. Ileż emocji wzbudził jeden złoty pociąg, podobno ukryty przez Niemców w okolicach Wałbrzycha. A dzisiaj Kaczyński chce na stałe wpisać do rozkładu jazdy pociągi ze złotem, kursujące na trasie Berlin-Warszawa.
Pomysł reparacji wojennych z Niemiec wyciągnął z puszki Pandory poseł Arkadiusz Mularczyk. Po wyborach nie załapał się na „pociąg” do władzy. Jego partyjni koledzy z Solidarnej Polski brylują w polityce. Ziobro – wszechmocny minister sprawiedliwości. Patryk Jaki – przewodniczący grona „siedmiu wspaniałych”, walczących z dziką reprywatyzacją w Warszawie. A Arkadiusz Mularczyk? Zdesperowany porzucił Solidarną Polskę i w lutym, po sześciu latach, powrócił na łono PiS. I dalej nic.
Na przełomie lipca i sierpnia Arkadiusz Mularczyk złożył w Sejmie wniosek o ekspertyzę w sprawie możliwości domagania się od Niemiec reparacji wojennych. I zaczęło się…
Brexit Camerona
Gdzie tam skromnemu posłowi Arkadiuszowi Mularczykowi do byłego brytyjskiego premiera Davida Camerona. Ale coś ich łączy. Obaj dla osiągnięcia doraźnych korzyści politycznych postanowili posłużyć się otwieraczem do puszek Pandory.
Cameron już się przekonał, czym skończyła się przedwyborcza gra na eurosceptycznych nastrojach Brytyjczyków, rozpoczęta przez niego w styczniu 2013 roku. To wówczas zapowiedział, że jeśli wraz ze swoją partią wygra wybory parlamentarne w 2015 roku, to rozpisze referendum w sprawie dalszej przynależności Wielkiej Brytanii do Unii Europejskiej. Pomogło. Wygrał. Rozpisał.
Na nic zdały się dramatyczne apele Camerona przed referendum o głosowanie za pozostaniem w Unii. Bo to, co wydostanie się z puszki Pandory, nigdy nie wróci tam z powrotem. Jarosław Kaczyński jeszcze nie wie, czym zakończy się „gra polityczna” w sprawie reparacji wojennych od Niemców. A poseł Mularczyk lojalnie zapewnia, że to nie on, ale szef partii zadecydował o wywołaniu kolejnej awantury.
Austria też winna
Rozpoczął się wrzesień. Dla mojego pokolenia, którego dzieciństwo przypadło na pierwsze powojenne dwudziestolecie, nieodłącznie kojarzy się z początkiem II wojny światowej. Każda podwórkowa zabawa zaczynała lub kończyła się „zabawą w wojnę”. Ta rozpoczęta we wrześniu 1939 roku zabawą nie była. Była naprawdę. A zniszczenia i straty, które poniosła Polska, były olbrzymie.
Ale trzeba zdawać sobie sprawę z upływu czasu. Walczący w kampanii wrześniowej dwudziestopięciolatek, dzisiaj miałby 103 lata. Parę dni temu, pierwszy raz poszły do szkoły jego praprawnuki. O II wojnie światowej będą uczyły się na lekcjach historii. Wykorzystywanie historycznych nieszczęść do bieżących celów politycznych, to dowód, że historia niczego nie nauczyła ani Kaczyńskiego, ani Mularczyka.
Doprowadzając rzecz do absurdu. Dlaczego żaden „Mularczyk” nie zapyta o reparacje od Austriaków. Rosjan. Ba, nawet od przyjaciół Węgrów. Przez 123 lata zaborów Polska pozbawiona była własnego państwa. A I wojnę światową od II dzieli przecież tylko jedno pokolenie.
Jugosławia
Budowanie wspólnoty to proces trudny i długotrwały. Zwłaszcza, gdy żyjące we wspólnych granicach nacje, w przeszłości wielokrotnie ze sobą walczyły. W latach PRL z pewną zazdrością patrzyliśmy na Jugosławię. Państwo położone na granicy „demoludów” i świata zachodniego. Rozwijające się. Fakt, będące dość przypadkowym zlepkiem różnych nacji. Ale czyż nie to samo można powiedzieć o dzisiejszej Unii Europejskiej?
W imię walk o wpływy i terytoria, politykom podzielonej Jugosławii niezwykle łatwo udało się odgrzebać animozje dzielące w przeszłości Jugosłowian. Symbolem zła, jakie wyrządzono, pozostanie Srebrenica. Miejsce największej zbrodni od czasów II wojny światowej. Grób ponad ośmiu tysięcy muzułmanów z byłej Jugosławii.
Na palcach jednej ręki można policzyć lata historii, w których Polskę i Niemcy łączyła wspólnota interesów i dobrosąsiedzkie stosunki. Tak jak dzisiaj, gdy oba państwa działają razem w ramach Unii Europejskiej. Ale nie miejmy złudzeń. Pamięć o „złych Niemcach” nie spoczywa na dnie puszki Pandory. Uwolnić wszystkie zaszłości, od Krzyżaków począwszy, a na hitlerowcach skończywszy, może być bajecznie prosto. A wraz z nimi pojawią się też Hupka, Czaja i Steinbach.
Ziemie odzyskane
W latach PRL, we Wrocławiu i w wielu innych miastach powtarzano: Ziemie Zachodnie i Północne na zawsze powróciły do macierzy”. Z tą „macierzą” różnie bywało, ale to problem historyków. Zaś starsi mieszkańcy Ziem Odzyskanych pamiętają, że jeszcze kilkanaście lat po wojnie obawiali się, że „wrócą Niemcy”.
Tacy politycy jak Herbert Hupka i Herbert Czaja swoje kariery polityczne budowali na emocjach dawnych mieszkańców polskich Ziem Zachodnich i Północnych. Przez wiele lat roszczenia związków wypędzonych przeszkadzały w normalizacji stosunków polsko-niemieckich. Prawnie sprawa została uregulowana w 1990 roku, wraz z podpisaniem polsko-niemieckiego traktatu granicznego, potwierdzającego granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej. Ale nawet później, jeszcze na przełomie XX i XXI wieku, ziomkostwa wypędzonych były zapleczem politycznym dla Eriki Steinbach.
Dzisiaj głos „wypędzonych” zamiera. Bo czas robi swoje. W Niemczech w dorosłe życie weszli prapraprawnukowie, urodzonych na przełomie XIX i XX wieku rówieśników Hitlera. To oni mieliby płacić ze swoich podatków reparacje wojenne. Ale rozgrzebując dawne spory pamiętajmy, że wśród nich też znajdzie się jakiś niemiecki Mularschik, który temat „wypędzonych” przywróci do życia.
Chciwość
Z pewnym przerażeniem słucham wypowiedzi polskich polityków, nawet z obozu dalekiego Kaczyńskiemu i Mularczykowi. Zaczynają rozsądnie, twierdząc, że sprawa reparacji wojennych została zamknięta w 1953 roku – rezygnacją z roszczeń. Zapewne to był błąd, Ówczesna Polska na gwałt potrzebowała pieniędzy na odbudowę kraju. Nie pierwszy błąd w historii. Jak choćby powstanie warszawskie, które 73 lata temu właśnie dogorywało. W którym ambicje polityków kosztowały życie 200 tysięcy mieszkańców Warszawy i zburzenie stolicy.
Ale ci rozsądni politycy w drugim zdaniu zaczynają przebąkiwać o reparacjach. Że prawnicy. Że dyplomacja. Że jakby co… To oni też chętnie te miliardy wezmą. Kiedyś przeszedł nam koło nosa plan Marshalla, więc może „plan PiS”?
Planem PiS-u jest dezintegracja Polski w ramach Unii Europejskiej. Konflikt z Niemcami nadaje się do tego doskonale. Bo działa na emocje Polaków, którzy doświadczyli od Niemców szczególnie dużo złego. Dlatego politycy, którzy myślą propaństwowo muszą w tej sprawie zajmować jednoznaczne stanowisko. Odrzucić tani populizm. Pamiętając też, że chciwość to drugi na liście „grzechów głównych”.
„Przebaczamy” – biskupów
Polski Kościół rzymsko-katolicki od lat jest w awangardzie pojednania polsko-niemieckiego. Pamiętam, jakim echem odbił się list biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 roku. Ze słowami: „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Źle został przyjęty nie tylko przez ówczesne władze, ale również przez część społeczeństwa. Która na własnej skórze doświadczyła okropności wojny.
Od czasu listu biskupów minęło ponad 50 lat. Wyrosły dwa pokolenia niepamiętające wojny. A polsko-niemieckie pojednanie stało się rzeczywistością akceptowaną przez zdecydowaną większość Polaków. W sondażu przeprowadzonym przez CBOS w styczniu 2017 roku jedynie co piąty badany (22 proc.) przyznał, że czuje do Niemców niechęć. To wynik podobny do relacji z Grekami, Litwinami i … Chińczykami. I jednocześnie najlepszy rezultat w prowadzonych przez CBOS od 25 lat badaniach stosunku Polaków do innych nacji. W roku 1993 ponad połowa rodaków była niechętna Niemcom, a sympatią darzył ich jedynie co czwarty Polak.
Dobrze, że polski Kościół również dzisiaj ma jednoznaczne stanowisko na temat polsko-niemieckiego pojednania. „To wielka wartość, którą udało się osiągnąć i którą podtrzymujemy dzięki wysiłkowi nie tylko polityków, ale licznych ludzi dobrej woli po obu stronach granicy” – piszą biskupi. Ganiąc prawicę, że „przez nieprzemyślane decyzje, a nawet przez zbyt pochopnie wypowiadane słowa” chce zniweczyć efekty pojednania.
Aleksander Kwaśniewski
„Absolutnie nie należy się dzisiaj kopać z Niemcami. Nie należy psuć stosunków, walczyć o rzeczy niemożliwe do osiągnięcia. Należy cieszyć się, że nareszcie mamy z Niemcami normalne, sąsiedzkie relacje i że jesteśmy dla nich partnerem gospodarczym. (…)
Nie powinniśmy pomijać polsko-niemieckiego pojednania. To ma większą wartość niż wymyślone miliardy odszkodowań. Pokój z Niemcami jest więcej wart niż pieniądze. (…)
Nie chcę być rzecznikiem Niemiec, chcę być rzecznikiem polskiego interesu narodowego”.
Przytoczone słowa Aleksandra Kwaśniewskiego w pełni wyczerpują temat reparacji. Sprawa odszkodowań wojennych została zamknięta na poziomie prawnym. Powinna być zamknięta w puszce Pandory również na poziomie relacji między dwoma narodami Unii Europejskiej. Jej uwolnienie może w efekcie doprowadzić do nieszczęścia największego. Polskiej odsłony Brexitu.
Lewica z Unią
Niedawne badanie CBOS pokazało, że 94 proc. ludzi o poglądach lewicowych jest zwolennikami integracji Polski z Unią Europejską. Naszym pierwszoplanowym celem winna być dalsza integracja w ramach Unii. W tym również rychłe przyjęcie wspólnej z Niemcami waluty euro. Odwołując się ponownie do słów prezydenta Kwaśniewskiego: „Wybierzmy przyszłość!”.