7 listopada 2024

loader

Pytania, „słuchy”… nienawiść, i … uznanie

fot. Wikicommons

-Może jako żołnierz nie powinienem ujawniać stanu swego ducha, ludzkiej słabości, która prowadziła do desperackich myśli. Nieraz kładłem dłoń na chłodnej rękojeści pistoletu, ale to wspomnienie osobiste – gen. Wojciech Jaruzelski

Spodziewałem się – jak z resztą zapowiadałem – że poprzedni tekst będzie ostatnim z „serii” stanu wojennego. Jednakże kolejna seria pytań i wątpliwości Państwa Czytelników, stały się powodem napisania tego tekstu. Dziękuję za zainteresowanie i życzliwość.

Tym razem skupię Państwa uwagę na tzw. ludzkiej stronie stanu wojennego i grożącej nam interwencji zbrojnej sąsiadów. Wyrażały je różne krążące opowieści, groźby, zapowiedzi przekazywane tzw. pocztą pantoflową, powszechnie nazywane „słuchami”. Niektóre można było znaleźć w postaci ulotek rozrzucanych na osiedlowych ulicach czy plakatów w pobliżu zakładów pracy. Oto kilka przykładów.

Wspomnienia córki

Pamiętam, jak podczas spotkania z Generałem młoda osoba wywołała wesołość na sali pytaniem – czy wiedział Pan, że dzieci nie mogły oglądać teleranka? Generał przyznał, że córka była już dużą dziewczyną, ale tego dnia nie był w domu. Pani Monika wspomina – „Ojciec po raz pierwszy zadzwonił 16 grudnia i powiedział zmienionym głosem: „Moniczko, stało się coś strasznego, stała się wielka tragedia… Chodziło o górników zabitych w kopalni Wujek. Wtedy dotarła do mnie w pełni groza sytuacji i świadomość Jego odpowiedzialności za wszystko. Nogi się pode mną ugięły. Już wiedziałam, że ta tragedia zaciąży na całej naszej rodzinie być może na zawsze”. Proszę przypomnieć sobie reakcje dzieci. Także własne i sąsiadów na wiadomość, co stało się w Wujku… A jakie refleksje z tych faktów przyszły Państwu na myśl dziś, po 40. latach?

Dalej córka napisała – „Nawet nie wiedziałam co to jest stan wojenny. Pamiętam, że było zimno. Spałam tego dnia dłużej, bo to niedziela. I kiedy zeszłam do kuchni na śniadanie, Mama z gosposią siedziały przy włączonym radiu. Z głośnika rozlegał się głos mojego Ojca. W pewnym momencie Mama powiedziała: „Wojna jest”. 

Pani Barbara Jaruzelska

po wysłuchaniu radiowego przemówienia męża, wyszła z psem. Spotkała na mrozie żołnierzy w wojłokach i panterkach, a na rogu ulicy wóz pancerny. Podeszła sprawdzić, czy to polscy żołnierze… Dwa dni później na Uniwersytecie Warszawskim powiedziała zachodnim korespondentom, że jest szczęśliwa, skoro przed jej domem znaleźli się polscy żołnierze i polski wóz bojowy. „Rzeź mogła być gorsza, niż ta w 1956 r. na Węgrzech. Dlatego 13 grudnia przyglądałam się żołnierzom kim byli. Obcy nie musieli „wchodzić”. Najbliższe jednostki stacjonowały w Rembertowie, czyli niemal w Warszawie. Mówię to, choć nie wiem po co. Bo jak to mówi żona, to brzmi niewiarygodnie. Tych, którzy myślą inaczej, nic nie przekona, żadna prawda”. I tu – po latach zapytam Państwa – czy Pani Barbara myliła się w swojej ocenie?

„Chodziły słuchy”

Pani Monika opisała taki fakt. „Chodziły słuchy, że ludzie z Solidarności zaczną się mścić albo, że sowieci wejdą i wybuchnie ogólna jatka, bo Polskie Wojsko stanie po stronie Narodu. Naprzeciwko nas mieszkali państwo Mannowie… Pani Mann, żona przedwojennego oficera i była więźniarka po ciężkich przejściach obozu koncentracyjnego, pokazała mi dziurę w płocie i zapowiedziała, że jeśliby mieli napaść na nas, to dziurą do niej, a ona mnie przechowa”.

Serdecznie Państwa proszę o przeczytanie powyższego opisu raz jeszcze i zastanowienie się nad takimi jego aspektami.

Pierwszy

aspekt zemsty: jeśli „ludzie z Solidarności zaczną się mścić”. Taka była wtedy atmosfera, było aż tak groźnie? Pani Monika w 1981 r. była uczennicą. Można więc wnioskować, że „słuchy” – od pewnego czasu „zagościły” w domach wielu rodzin, były przekazywane przez uczniów na szkolnych korytarzach. Komentowano je, „przekazywano z ust do ust”, zapewne jako sensacje, ale i narastające obawy. Mogły mieć, a od jesieni 1981 r. nawet miały istotny wpływ na atmosferę rodzinną, sąsiedzką oraz w zakładach pracy, głównie zdominowanych przez członków Solidarności. Proszę sięgnąć pamięcią do tamtych lat.

Nikogo nie oskarżam! Zachęcam tylko do refleksji, przypomnijcie sobie – sędziwi Państwo – także swoim dorosłym dzieciom i wnukom, młodzieży szkolnej. Miejcie przysłowiową odrobinę dobrej woli i świadomości, że jesteście naocznymi świadkami tamtych czasów – powiem wprost – Świadkami Historii, Prawdy o owych latach! Nie wstydźcie się mówić prawdy! Stanu wojennego nie trzeba „prostacko chwalić”, Generała także! Mówicie prawdę przed jaką niewyobrażalną zemstą, osobistym zagrożeniem uchronił Polaków. Wtedy mówiono o bratobójczej walce, wojnie domowej. Czy było to wprowadzanie w błąd, straszenie? A może tak opisywano istniejącą rzeczywistość; tak wyrażano swoje, ludzkie lęki i obawy o siebie i rodzinę, o najbliższe dni? Może zechcą Państwo „zajrzeć” do tekstów „Groźni”, gdzie pisałem, że Polacy stali się „groźni sami dla siebie”, że „rośnie strach wśród mas członkowskich Solidarności, dokąd to wszystko może doprowadzić” – cytuję to z „Notatki” STASI z września 1981 r., napisanej zapewne w oparciu o spostrzeżenia dziennikarzy NRD.

Drugi

„Wojsko stanie po stronie Narodu” – takie było poczucie bezpieczeństwa, wprost nadzieja „zwyczajnych ludzi”! Że to nasze Wojsko, nasi synowie, ojcowie i bracia! Dziś, po 40 latach należy zauważyć pewien szczegół – Naród. Odwoływanie się do Narodu ma kilka znaczeń. Wtedy wyrażało „ogół obywateli”, Polaków. Kierownictwo Solidarności mówiąc o Narodzie, stawało się wyrazicielem jego aspiracji, potrzeb i woli. Dawano do zrozumienia, że władza (czytaj – rząd, partia) tego nie czyni, jest „obca”, wprost „narzucona z Moskwy”. Stąd proste wnioski- trzeba to zmienić i tylko Solidarność może i potrafi to zrobić! Bo tylko ona „służy Narodowi” i ją należy słuchać i wspierać. Takie myślenie, rozumowanie reprezentował w Solidarności m.in. prof. Karol Modzelewski i doradcy KOR. To głównie oni, nazywani ekstremistami byli przeciwnikami porozumienia z władzą, zwolennikami, promotorami walki o władzę. Nie ograniczano się z tym do Kierownictwa, „góry” Solidarności, a wpajano je członkom. Nie ukrywajmy- zyskiwało to ich poklask, poparcie a działacze terenowi „rośli w siłę”. Przypomnę słowa Generała -„można nie wybić szyby, a podpalić dom”. Nie trudno się w tym pogubić, dostrzec tzw. mętlik pojęciowy. Choćby taki 10-cio milionowy Związek jako „jądro” Narodu Polskiego. A pozostali – 26 mln obywateli, to kto -„odpadki”, może „gorszy sort”? Stąd niektórych Czytelników oburzają pytania o odpowiedzialność Solidarności za swoich członków, ich życie i rodzin; za Polskę, jaka wtedy ustrojowo była i być mogła! Jak korzystała z wielu rad i sugestii Prymasa Tysiąclecia i Papieża- pytałem i pisałem kilka razy. Proszę się nie oburzać, a pomyśleć o odpowiedzialności.

Władysław Frasyniuk – w relacji z 1 czerwca 1982 roku, stwierdza: „Nikt nie liczył, że ta rzekomo słaba władza okaże się na tyle mocna, by rzucić na nas milicjantów (zakładających przecież niezależny związek funkcjonariuszy MO) i żołnierzy (naszych kolegów z pracy, sąsiadów z osiedla). Bardziej obawialiśmy się interwencji zewnętrznej; wiadomo mi, że zostały nawet wydrukowane po rosyjsku ulotki do żołnierzy radzieckich”. Co Państwo o tym myślą?

Proszę zwrócić uwagę, co dziś mówią o Ludowym Wojsku „piaskowi znawcy”, dlaczego milczeniem przyjmujemy ich obelgi? I najważniejsze – poczucie zagrożenia od sowietów. Czyżby wiedza z poznanych przez lata dokumentów, pozwalała historykom dowolnie tłumaczyć fakty i mącić w głowach Polakom III RP 30 lat po stanie wojennym? A gdzie wiedza, naukowy warsztat o podejmowaniu decyzji politycznych, wojskowych o znaczeniu dla całego Państwa, Narodu?

Trzeci

sąsiedzi rodziny Generała nie ulegli głoszonej nienawiści do „czerwonych”, skoro – mając doświadczenia wojenne, chcieli pomóc dziecku „przez dziurę w płocie”, ukryć na wypadek napaści. Czy nie skłania to do „ludzkiej refleksji”?

Zapytam Państwa – jak z dystansu czasu ocenić te „słuchy” – uwierzyć, pominąć, wyśmiać? A przecież wiele z nich to fakty, choćby zapowiedzi do „fizycznej rozprawy z czerwonymi” (cytowałem w poprzednich tekstach np. Jana Rulewskiego, Andrzeja Rozpłochowskiego). A „słuchy” o groźbie interwencji? – pisałem poprzednio, wyżej cytuję Pana Frasyniuka.

Czy były podstawy do strachu?

Uprzedzając Państwa wątpliwości, przedstawiam kilka charakterystycznych przykładów.

List Solidarności z Zakładów Mechanicznych „Ponar” w Tarnowie (listopad 1981) – „Wzywamy wszystkie ogniwa Solidarności w Polsce, aby przy najbliższej potyczce z komunistami niezwłocznie przystąpić do likwidacji, obojętnie jakimi środkami, wszystkich sędziów, prokuratorów, sekretarzy partii, funkcjonariuszy SB, bez względu na płeć, łącznie z rodzinami”… Zwracam uwagę – „łącznie z rodzinami”. Dlaczego karać dzieci za grzechy rodziców – pytam? Mam na myśli pielgrzymkę Papieża w 1979 r. i wezwanie z Placu Zwycięstwa – „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi, tej Ziemi”. Uwaga – to nie złośliwość a przypomnienie, że Solidarność te słowa uznała za „natchnienie” jej powstania i „argument” działania. Państwo je znacie i pamiętacie. Proszę, zechciejcie się zastanowić nad Solidarności rozumieniem „odnowy oblicza tej Ziemi” – socjalistycznej Polski! Zwracam uwagę na słowo – „odnowa”, czyli poprawa, ulepszenie, odczyszczenie, ale NIE ZMIANA – to ważny szczegół. Proszę tę chrześcijańską „filozofię” wyjaśnić młodemu pokoleniu. Byłbym wielce rad, mogąc poznać ówczesne i dzisiejsze – z dystansu 40 lat – myślenie pracowników „Ponaru”, mieszkańców Tarnowa, członków Solidarności – Państwo chyba też!

Andrzej Rozpłochowski (Śląsk) „Nie ustąpimy. Niech rżną, mordują. Za każdego solidarnościowca trzech milicjantów w łeb”… Przypominam dość głośne wezwanie – „Trzeba tak przyp…żeby kremlowskie kuranty zagrały Mazurka Dąbrowskiego” (jako jeden z przykładów, podał to Generał przed Sądem w 2008 r.)

Bogdan Krakowski, przewodniczący Solidarności w Fabryce Obrabiarek Zawiercie, wołał na zebraniu – „Powiesić na szubienicach miliony partyjniaków”.

Ludwik Dorn – tygodnik „Polityka” z 12 grudnia 2005 r. zamieścił rozmowę z ówczesnym szefem MSW, panem Ludwikiem, gdzie m.in. mówi – „Powrót do pomysłów dekomunizacyjnych teraz jest niemożliwy, bo wymagałoby to rewolucji, ale było ją przeprowadzić bardzo łatwo … Komuniści by się cieszyli, że darowano im życie. Całowaliby nas po rękach za to, by nie wieszać ich na latarniach, ale środowiska skupione wokół„Gazety Wyborczej” okrzyknęły nas jakobinami i dekomunizacji nie było”. Generał przypomniał ten wywód przed Sądem i skomentował krótko – „Pan Dorn nie powiedział tylko, jak wiele latarń należałoby zarezerwować”. Nie zaprzeczycie Państwo, że wielkie „miłosierdzie” promieniuje, wprost bije z tego przykładu.

W poprzednim tekście zaproponowałem, by na 40 rocznicę zniesienia stanu wojennego – Ministerstwo Oświaty i IPN zorganizowały wystawę ulotek, plakatów Solidarności z tamtego okresu. „Polska wielka księga historii”, ze słowem wstępnym prof. Andrzeja Nowaka, wydana w 2018 r., przez Firmę Księgarską Olesiejuk, na str. 832 zamieszcza zdjęcie Generała w mundurze, gdzie na lewym przedramieniu widnieje swastyka SS – nie przecierajcie Państwo okularów ani nie rozlewajcie kawy. Tak, swastyka SS! Napis nad zdjęciem brzmi – „Generał Wojciech Jaruzelski na plakacie z drugiego obiegu”. Natomiast pod zdjęciem – „GENERAŁ HERBU WRONA”.

Niezwykła ciekawostka

Proszę o zastanowienie – znacie Państwo zdjęcie Polaka z hitlerowską swastyką? Macie tu odpowiedź na pytanie – jaka nienawiść, wściekłość, wrogość była propagowana wśród Polaków. Czy to nie rozwiewa u myślących Czytelników (proszę się nie obrażać!) wątpliwości, że groziła nam „bratobójcza walka, wojna domowa” pod „solidarnościowym sztandarem nienawiści”? Skąd u nich aż takie zatracenie rozumu, człowieczeństwa wobec Generała, Wojska, „zwykłych ludzi”? (poprzednio cytowałem ulotkę z Sosnowca, jaką Generał przekazał Panu Wałęsie).

Nadal macie Państwo zastrzeżenia do prawdziwości wspomnień Pani Barbary i Moniki czy innych, przywoływanych w poprzednich i tym tekście? „Naukowe odkrycia” w tej „księdze historii” odnośnie stanu wojennego wymagają dobrego zdrowia do opisania w osobnym tekście.

Ocena z „wysokiej trybuny”

Generał 13 grudnia – „Przez każdy zakład pracy, przez wiele polskich domów, przebiegają linie bolesnych podziałów. Atmosfera niekończących się konfliktów, nieporozumień, nienawiści – sieje spustoszenie psychiczne, kaleczy tradycje tolerancji. Strajki, gotowość strajkowa, akcje protestacyjne stały się normą. Wciąga się do nich nawet szkolną młodzież. Wczoraj wieczorem wiele budynków publicznych było okupowanych. Padają wezwania do fizycznej rozprawy z „czerwonymi”, z ludźmi o odmiennych poglądach. Mnożą się wypadki terroru, pogróżek i samosądów moralnych, a także bezpośredniej przemocy. Szeroko rozlewa się po kraju fala zuchwałych przestępstw, napadów i włamań… Chaos i demoralizacja przybrały rozmiary klęski. Naród osiągnął granice wytrzymałości psychicznej. Wielu ludzi ogarnia rozpacz. Już nie dni, lecz godziny przybliżają ogólnonarodową katastrofę. Uczciwość wymaga, aby postawić pytanie: czy musiało do tego dojść? Dalsze trwanie obecnego stanu prowadziłoby nieuchronnie do katastrofy, do zupełnego chaosu, do nędzy i głodu. Surowa zima mogłaby pomnożyć straty, pochłonąć liczne ofiary. Szczególnie wśród najsłabszych – tych, których chcemy chronić najbardziej… W tej sytuacji bezczynność byłaby wobec narodu przestępstwem. Trzeba powiedzieć: dość!…

Trzeba zapobiec, zagrodzić drogę konfrontacji, którą zapowiedzieli otwarcie przywódcy Solidarności. Musimy to oznajmić właśnie dziś, kiedy znana jest bliska data masowych politycznych demonstracji, w tym również w centrum Warszawy, zwołanych w związku z rocznicą wydarzeń grudniowych. Tamta tragedia powtórzyć się nie może. Nie wolno, nie mamy prawa dopuścić, aby zapowiedziane demonstracje stały się iskrą, od której zapłonąć może cały kraj. Instynkt samozachowawczy musi dojść do głosu. Awanturnikom trzeba skrępować ręce, zanim wtrącą Ojczyznę w otchłań bratobójczej walki”. Pytam – Generał mylił się, fałszował rzeczywistość, a może zbyt poważnie potraktował różne „słuchy”, nadając im formę oficjalną?

Szok pierwszych dni…

Miliony Polaków, także członków Solidarności zostały zaskoczone wprowadzeniem stanu wojennego. Czym konkretnie? Datą – niedziela, czas wolny. Wprowadzonymi ograniczeniami – brak teleranka, co głównie odczuły dzieci; wyłączeniem telefonów oraz ostrzeżeniem, że każda rozmowa jest kontrolowana; wprowadzeniem godziny milicyjnej 6-22 i przepustek dla osób pracujących na zmiany; wymaganiem uzyskania pisemnej zgody władz administracyjnych na wyjazd poza miejsce zamieszkania. Przeprowadzeniem internowania działaczy Solidarności, co sprawiło „paraliż” jej działania poza znanymi wyjątkami, np. kopalnia Wujek, Manifest Lipcowy czy Piast (strajkowano pod ziemią do 28 grudnia). Ponadto szybkie pojawienie się Wojska, wozów bojowych i patroli na ulicach wszystkich większych miast, żołnierzy przy koksownikach i początkowo „ostrożnie” podchodzących do nich ludzi, a potem udzielających im „ciepła” – szczerym słowem, nie tylko kawą i herbatą. Pododdziały ZOMO zajęły wyznaczone rejony, głównie w pobliżu zakładów pracy i obiektów administracyjnych. Patrole MO przystąpiły do akcji internowania oraz patrolowania ulic i kontroli samochodów.

Andrzej Micewski pisał, że zaskoczenie Solidarności stanem wojennym „Jest wprost nie do pojęcia, ale jest realnym faktem. Myślę, że wytłumaczenie go jest w pełni możliwe. Aktyw Solidarności trafnie oceniał słabość systemu społeczno-gospodarczego panującego w kraju. Nie rozumiał jednak, że system ten ma swoje poważne zaplecze w szeroko rozumianym aparacie władzy… Solidarność dała się ponieść własnemu entuzjazmowi i uległa przedstawicielom kilku politycznych grup nacisku w Związku. O realiach wszyscy wiedzieli, ale woleli zapomnieć. Klęski i tragedie narodowe nie raz już w dziejach Polski prowadziły do erupcji absolutnego irracjonalizmu. Szlachetna idea – solidarności całego społeczeństwa – przesłoniła krajowy i międzynarodowy układ sił”.

Jaki był „wymierny efekt” tego, oczywistego zaskoczenia, co wielu nazywa szokiem? Na pierwszym miejscu minimalizacja liczby ofiar w ludziach – zginęło 9 górników i sierżant MO, zastrzelony w warszawskim tramwaju – o nim nikt nie pamięta. W sumie stan wojenny pochłonął 16 ofiar, choć „uczeni” wydłużają jego trwanie do końca 1989 r. i liczbę ofiar do 100-120 osób (Generał mówił w Sądzie). Choć już pisałem, spełnię Państwa sugestię i opiszę kompleksowo.

Jeszcze wspomnienia…

Pani Monika Jaruzelska, udzielając „Vivie” wywiadu na pytanie – „Twój tata jest nieustannie atakowany, rozliczany. Jesteś w stanie stępić emocje, powiedzieć sobie: tak już być musi?” – odpowiada: „Nie. Nie potrafię patrzeć z dystansem na cierpienie, szczególnie kiedy dotyka ono najbliższych. Boli mnie to i boję się o ojca, który ma już 83 lata. Paradoksalnie jednak, im głośniej i gorzej jest o ojcu w mediach, tym częściej spotykam się z ludzką życzliwością. Nieznajomi zaczepiają mnie w sklepie, na ulicy czy w taksówce. Pozdrawiają ojca, dodają otuchy i dają wsparcie. I nie są to bynajmniej jedynie zwolennicy jego decyzji, często ci, którzy mają zwykłe współczucie dla starego, schorowanego człowieka. Bardzo mnie to wzrusza”.

Profesor Aleksander Krawczuk na pytanie – „dlaczego ludzie bali się obcej interwencji wojskowej?” odpowiada – „Bo na własnej skórze zaznali tragedii czasów wojny, okupacji. Byli w obozach koncentracyjnych oraz przymusowej pracy, łagrach, hitlerowskich więzieniach, byli swego rodzaju „zwierzyną łowną”. Zaś okres stalinowski, to często także więzienia, dla niektórych nawet cele śmierci. To własne, rodzinne i historyczne doświadczenie nakazywało im rozsądne podchodzenie do wszelkich „bojowych okrzyków i zachowań” opozycji oraz – co szczególnie ważne – troskę o życie własne i rodziny. Tu, co bardziej krewcy krytycy tej myśli (oceny) mogą dopatrywać się nowej formy kiedyś wyszydzanego dekownictwa. Nic bardziej złudnego i mylnego. Chcę jeszcze raz przez to powiedzieć, że ci ludzie mieli realne poczucie wartości życia, nade wszystko wiedzieli, że jego utrata jest nieodwracalna”.

Waldemar Kuczyński w artykule „Piętnuję PRL, bronię Jaruzelskiego” min. stwierdza: „Gdy zaś chodzi o stan wojenny, to żaden naukowiec ani sędzia nie może odrzucić hipotezy, że uratował nas od wielkiej katastrofy. Od śmierci tysięcy Polaków. Przemawia za tym ogromna ilość faktów, a odrzuca się ją, cytując niemal wyłącznie fragmenty stenogramu posiedzenia Biura Politycznego KPZR na trzy dni przed wprowadzeniem stanu wojennego”.

Proszę o odpowiedź…

Gdzie leżała przyczyna zbrojnej interwencji, zarówno w 1980 jak i 1981 r. – w Moskwie, Pradze czy Berlinie? Odpowiadam – w żadnym z tych miast i państw! A gdzie – w Polsce! Wyrażało ją postępowanie Kierownictwa i terenowych działaczy Solidarności. Przecież Państwo macie świadomość, że„słuchy”, pogłoski, plakaty, rozmowy, wywiady np. o Generale, postawie Wojska – pisałem poprzednio, „studiowali” i oceniali ich przedstawiciele (agenci) – nie bądźmy naiwni! Od tego, co „zrobią”, jaką decyzję podejmą nasze władze wobec Solidarności, zależała decyzja o ich interwencji. Podkreślam i powtarzam do znudzenia – Solidarność „źródło grozy”. Wstyd mi tak pisać. Nie wiem kto uwierzy w moją szczerość. Po gen. Wojciecha Jaruzelskiego, Jego rząd i BP PZPR mieli „wchodzić”? Czy nie znali innych „łatwiejszych” sposobów, by zmienić rządzącą ekipę? (od listopada „montowali” w Warszawie swoją). Mało jest przykładów w Europie, na świecie? Niektórzy może nie są w stanie powstrzymać złości, zacietrzewienia i przekleństw na moje słowa – to po ludzku rozumiem, że tak szczerze kochają Solidarność. Ale fakty, dowody są inne. Wymagają wyobraźni i odpowiedzialności, by ich treść właściwie zrozumieć – inaczej grozi utratą życia. A ta jest nieodwracalna. Choć wszyscy to wiemy, niewielu rozumie w praktyce.

Pytanie do Państwa

„Jest sobota, 12 grudnia, minęła kolejna ciężka noc. Trudno ją nazwać nocą snu i odpoczynku. Cały ten okres – zwłaszcza ostatnie tygodnie i dni- były udręką, koszmarem. Może jako żołnierz nie powinienem ujawniać stanu swego ducha, ludzkiej słabości, która prowadziła do desperackich myśli. Nieraz kładłem dłoń na chłodnej rękojeści pistoletu, ale to wspomnienie osobiste”…

Kto z Państwa chciałby być na miejscu, na stanowiskach, jakie zajmował Generał w 1981 roku i wiedząc choćby tylko to, co sygnalnie, skrótowo przedstawiałem w dotychczasowych publikacjach, na co zwracałem uwagę, zachęcałem do namysłu i refleksji – stanąć 11-12 grudnia 1981 r. przed wyborem? Jaka Państwa, „widzących” siebie, „jestem gen. Jaruzelskim” – decyzja: wystąpić z wnioskiem do Rady Państwa o decyzję na „operację polityczną”, zabezpieczaną przez Wojsko (mając przeczucie, że będę przeklinany za wszystko); może czekać na bratobójczą walkę i interwencję, a wtedy (wiedząc od dłuższego czasu, że będę internowany niczym Dubczek, z rodziną w ZSRR i „kiedyś” wrócić upokorzony pod sąd, by „gryzło mnie sumienie” do końca … co myślą o mnie Polacy i co napisze historia); czy sięgnąć po pistolet … Chciałbym bardzo poznać Państwa wybór decyzji…żałuję, że nie jest to możliwe.

Ocena Sejmowej Komisji…

„Cokolwiek zrobiliby w sytuacji niepewności, zawierało w sobie element ryzyka. Uznali, że trzeba działać w postaci stanu wojennego. To doprowadziło ich do kontaktu z naszą Komisją jako obwinionych. Ale gdyby nie podjęli tej decyzji, a interwencja radziecka miałaby miejsce, to jaka byłaby odpowiedzialność historyczna Wojciecha Jaruzelskiego i Jego współpracowników? Jaka Komisja, jaki Sejm mógłby wymierzyć karę proporcjonalną do winy zaniechania, którą wzięliby na siebie, gdyby stanu wojennego nie wprowadzili, a interwencja nastąpiła?” – zakończył takim podsumowaniem 5-letnią pracę Komisji, jej przewodniczący prof. Jerzy J. Wiatr.

Szczere słowa podziękowania za niezwykłą „pracę badawczą” i pouczający obiektywizm, z głębokim pokłonem Panu Profesorowi i Członkom Komisji.

Generał ocenia…

Dzisiejsze oceny stanu wojennego są często obciążone doraźnością aktualnej polityki, wykorzystywaniem historii w imię politycznego interesu. A przecież to było wielkie zwycięstwo rozsądku, poczucia odpowiedzialności. Polska, Polacy mają w tym swój walny, doniosły udział. Co okazało się szczególnie ważne? Podziały polityczne wśród nas były głębokie. Ale w sprawach najważniejszych kluczowych – byliśmy razem. Słowa te adresuję do tych wszystkich osób, polityków z Solidarności, którzy potrafili wznieść się ponad osobiste urazy w imię nadrzędnych narodowych celów. Mam poczucie wielkiej satysfakcji, że w tym przełomowym momencie Wojsko Polskie po raz kolejny zdało swój historyczny egzamin. w owych latach przełomu swą postawą, zdyscyplinowaniem, dawało na wewnątrz i na zewnątrz gwarancję swej sterowności i odpowiedzialności – w myśl zasady: „ważne jakiej Polsce służysz, ale nie mniej ważne jak jej służysz”. Służyło dobrze, Państwo możecie być dumni ze swoich synów, ojców, krewnych…

Stan wojenny – czym był?

Był swego rodzaju klęską idei, myśli i nadziei Generała, że jako Osoba wojskowa i szef rządu, doprowadzi do porozumienia rozdarte waśniami społeczeństwo. To się nie powiodło. To była klęska. Każda klęska w rozumieniu wojskowym, w odczuciu żołnierza jest szczególnym upokorzeniem. Ale stan wojenny to „zwycięska klęska”. Skąd ten neologizm, niewiarygodny paradoks, brzmiący nawet kłamliwie – nie trudno zapytać. Powtórzę – ta „chwilowa klęska” okazała się zwycięstwem rozumu i rozsądku nad emocjami, więcej, nad nienawiścią i wrogością. Generał ma odwagę przyznać się do klęski jako zmarnowanej szansy porozumienia. Ma też tę subtelność charakteru, że o zwycięstwie nie mówi we własnej osobie, ale wszystkich – tych z prawej i lewej strony ówczesnej barykady, akcentując umiarkowanych działaczy Solidarności.

Gabriel Zmarzliński

Poprzedni

Tu nie chce się żyć

Następny

Aborcja, ideologia, katolicyzm