Pan premier Mateusz Morawiecki bat na francuskiego prezydenta ukręcił.
I zapowiedział, że od tej chwili każdy dumny Polak będzie nim chłostał każdego francuskiego polityka. Nawet prezydenta Macrona, jeśli znów zarzuci panu premierowi i wszystkim innym kaczystom, że demolują w Polsce instytucje państwa prawa. Demolują od dwóch lat. A ostatnio wyrzucają niezawisłych sędziów, by zastąpić ich kaczystowskimi nominatami.
– Hola, hola – odpowie mu wtedy dumny premier Morawicki. I przypomni, że polscy kaczyści robią tylko to samo, co czyniła w 1950 roku francuska prawica. Wtedy Francuzi wyrzucali sędziów związanych z władzami kolaboracyjnego państewka „Francja Vichy”. Dzisiaj kaczyści odsuwają sędziów z okresu „polskiego Vichy”, czyli Polski Ludowej. Takie porównanie ma ostatecznie zamknąć buzię francuskiego prezydenta i innych światowych polityków.
A jeśli po tym wyniosły Francuzik mruknie coś jeszcze, to wtedy przypomni mu się, że Francuzi w XVI wieku srali do śmierdzących kominków i nie poznali sztuki jedzenia widelcem. A ówczesna polska szlachta po zjedzeniu widelcem schabowego z tura, szła kulturalnie wypróżniać się do wychodków, czyli tam gdzie polski król piechotą chadzał. Zatem miarkuj się dekadencka, lewacka Europo. Więcej szacunku i pokory dla polskiej racji stanu, dla wkładu w naszą cywilizację europejską, wy zafajdane żabojady.
Przypomnienie Francuzom okresu Francji Vichy, czasu przegranej wojny z Niemcami i kolaboracji z reżimem hitlerowskim idealnie pasuje do kaczystowskiej polityki historycznej i niebieskich pasków w TVP Info. Ot złośliwość zakompleksiałych narodowo-katolickich Polaków.
Jeśli jednak poważnie potraktujemy porównanie okresu „Francji Vichy” do czasów Polski Ludowej, to kompromituje ono pana premiera. Zwłaszcza jako formalnego absolwenta wydziału historii na Wrocławskim Uniwersytecie.
Nie tylko dlatego, że Francja Vichy trwała niecałe 4 lata, a Polska Ludowa 44 lata. Francja Vichy nigdy nie była uznawana przez wszystkie mocarstwa tego świata. Zakres jej suwerenności jej władz i wolności obywatelskich jej mieszkańców z miesięcy na miesiące kurczył się. Francja Vichy upadła jako kolaborant upadających hitlerowskich Niemiec.
Polska Ludowa była państwem uznawanych przez wszystkie światowe mocarstwa, aktywnym członkiem ONZ. Z biegiem lat zakres suwerenności państwa i wolności jej obywateli wzrastał. Polska Ludowa nie została zdobyta, czy wyzwolona przez demokratyczne siły. Sama zmieniła się w III Rzeczpospolitą w efekcie porozumienia trzech sił politycznych: władz Polski Ludowej, ówczesnych ugrupowań opozycyjnych i hierarchii kościoła katolickiego. W efekcie późniejszych zdemokratyzowanych wyborów parlamentarnych.
Zatem owe porównanie może być efektowne dla nieznających dobrze historii Polski polityków francuskich, ale prawdziwe nie jest. Oparte jest na fałszywych przesłankach, na zakłamaniu historii, jak cała polityka historyczna i wiele propozycji programowych PiS.
Porównywanie Polski Ludowej do kolaboracyjnej Francji Vichy przez premiera polskiego rządu może też mieć poważne konsekwencje dla milionów obywateli naszego kraju. We Francji roku 1950 usunięto ze stanowisk grupę najaktywniej kolaborujących z hitlerowcami sędziów, bo zostali oni zbiorowo uznani za zdrajców.
Teraz podobny znak równości pan premier Morawicki stawia przy polskich sędziach aktywnych zawodowo w czasie Polski Ludowej. I wysyła ich na przedwczesną emeryturę.
Następnym etapem rozliczania z „kolaborantami okresu Polski Ludowej” będzie zapewne obniżanie im posiadanych i przyszłych emerytur. Tak jak to już uczyniono ze zweryfikowanymi w III RP pracownikami służb specjalnych.
Sędziom z okresu Polski Ludowej też będzie można dorobić hańbiące ich gęby „sługusów, zbrodniczego komunistycznego reżimu”. Uzasadnienia dla takich oskarżeń dostarczy usłużny IPN. A TVP, Polskie Radio i sieć prawicowych tygodników wpompuje je w obieg opinii publicznej.
Skoro Polska Ludowa była taką „Francją Vichy” to nie ma powodów aby nie „zdekomunizować” innych, zasłużonych w tym okresie grup zawodowych. Zwłaszcza ówczesnych elit. Pan minister Macierewicz po raz kolejny zapowiedział degradację generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka. Po ich zdegradowaniu nie będzie powodów aby nie degradować innych generałów. Potem pułkowników i kapitanów. Degradować im – i wdowom po nich – posiadane mundurowe emerytury.
Warto przypomnieć, że każdy z wojskowych, który brał udział w zagranicznych misjach, musiał przejść przeszkolenie w wówczas tajnej, tak zwanej Jednostce Wojskowej 2000. W Sejmie czeka na uchwalenie projekt ustawy podpisanej przez byłą premier Beatę Szydło obniżającej emerytury wszystkim, którzy byli przeszkoleni przez ową Jednostkę, bo została ona uznana przez IPN jako część „komunistycznego aparatu represji”.
Dekomunizacji emerytur mogą się spodziewać inni „kolaboranci z Polski Ludowej”. Nie jest tajemnicą, że większość emerytowanych środowisk inteligenckich, reprezentanci świata nauki, kultury, mediów popierają obecną opozycję. Co oznacza, że nie będą głosować na PiS. Zatem kaczyści nie muszą zabiegać o ich głosy.
Ci ludzie, wedle obowiązującej już wykładni najnowszej historii, wspierali lub kolaborowali z „zbrodniczym komunistycznym reżimem”. Humanitarna władza PiS nie rozstrzela ich za to. Oprócz infamii jaką im zaaplikują prorządowe media, doczekają się oni jedynie „aktów sprawiedliwości dziejowej”. Czyli przeniesienia w stan emerytalny połączony ze „zdekomunizowaniem im emerytur”.
Oczywiście spod zarzutu kolaboracji zwolnieni będą byli funkcjonariusze Polski Ludowej, jak znani z mediów Stanisław Piotrowicz, Krzysztof Czabański, Marcin Wolski, Jan Pietrzak, którzy już wcześniej postanowili służyć „Dobrej Zmianie”. Dlatego zostali oczyszczeni z zarzutów kolaboracji, niczym Żydzi z Luftwaffe, uznani przez marszałka Hermanna Göringa za Aryjczyków.
O tym, kto będzie panem losu emerytur ludzi zasłużonych w Polsce Ludowej dowiemy się niebawem. Ale powszechna „dekomunizacja emerytur kolaborantów z Polski Ludowej” być musi.
Ktoś przecież musi dołożyć do deficytowego programu 500+.