Rzeczą jasną wydaje się, że nade wszystko zasada „pecunia non olet” („pieniądze nie śmierdzą”) kierowała Małgorzatą Sadurską, gdy zdecydowała się porzucić posadę u Adriana. Kilkanaście tysięcy miesięcznie co prawda piechotą nie chodzi, ale co dziewięćdziesiąt tysięcy miesięcznie, to nie kilkanaście.
Jednak z kręgów mających wgląd w to, co dzieje się w Pałacu Adriana, coraz częściej dochodzą wieści o dekompozycji tamtejszego kręgu. Najpierw został przesunięty wewnątrz niejaki Kwiatkowski, na inne, mniej eksponowane stanowisko, potem zmył się rzecznik Adriana Marek Magierowski, a teraz ta Sadurska. Podobno w Pałacu narasta poczucie obciachu z powodu służby u jegomościa dyspozycyjnego wobec woli wodza PiS, z powodu jego komicznej megalomanii, z tym ciągłym przypominaniem „ja jako prezydent Rzeczypospolitej” („jajakobyły”), z tymi groteskowymi, marsowymi minami a la „warga imperialna” Mussoliniego, z powodu służby u człowieka, który rozpoczął prezydenturę od kabotyńskiej deklaracji, że jest „człowiekiem niezłomnym” (nie rozśmieszajcie mnie, bo mam zajady). Taki n.p. Magierowski, odchodząc do MSZ, finansowo nic nie zyskał, ale przynajmniej uwolnił się od bezpośredniej strefy obciachu. Magierowski najwyraźniej nie mógł dłużej znosić hańby służby u Adriana, jeśli miał odrobinę szacunku dla siebie, co życzliwie zakładam. Poza tym Magierowski jest profesjonalnym dziennikarzem i nie można wykluczyć, że będzie chciał wrócić kiedyś do zawodu. Ponadto, jako ojcu rodziny obarczonemu potomstwem nie będzie mu tak łatwo zafundować sobie operacji plastycznej, jak zarabiającej kilka razy więcej bezdzietnej pannie Sadurskiej. Żeby nie było nieporozumienia. Nie mam na myśli operacji plastycznej dla poprawienia urody. Magierowski jest prawdziwie przystojnym mężczyzną, a i panna Sadurska jest niczego sobie. Chodzi mi o operację plastyczną z powodu niemożności spojrzenia sobie w przyszłości we własne oblicze w lustrze. Dodatkowym spirytus movens tych odejść jest, jak się mówi, Krzysztof Szczerski, pisowski Metternich, który od dawna rozpycha się w pałacu, nie znosi konkurencji i chce zostać jedynym kierownikiem Pałacu Adriana. Tym bardziej, że Sadurska miała opinię wtyczki wodza w tymże Pałacu i była Szczerskiemu od dawna belką w oku. Wokół Adriana robi się więc pusto, do tego opona nie pęka codziennie a i hostie nie fruwają co niedziela. Gdy więc poleciał na konferencję do Taorminy na Sycylię, to nie mogąc robić marsowych min z wydymaniem warg wobec prawdziwych możnych tego świata, odreagowywał zakłopotanie figlikami. Zachowywał się więc jak Jaś Fasola na przyjęciu, dokazując jak pijany zając i robiąc nad głowami prawdziwych głów państw, Angeli Merkel i Emmanuela Macron nic nie znaczące dla nich gesty. I albo odezwał się w nim figlarny zuch z katolickiego harcerstwa sprzed lat albo przypalił jakiś niezły towar.