8 listopada 2024

loader

(Socjal)demokracja na rozdrożu

Unsplash

We współczesnej polityce przestaje funkcjonować podział na lewicę i prawicę. Część środowisk politycznych to zrozumiała, czego efektem jest chociażby ugrupowanie En Marche Emmanuela Macrona, partia Pirati w Czechach, czy przeróżne, inne europejskie partie, reprezentujące nurt zielonej polityki. Nietrudno jest to zrozumieć, wszak zmienia się nasze życie, technologia idzie do przodu, a tradycyjne elektoraty zmieniają wektor swojego poparcia, jak i swoje oczekiwania. Zdaje się, że tylko jeden nurt polityczny w Europie nie jest w stanie odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Jest to socjaldemokracja.

Piszę to ze smutkiem, ponieważ sam uznaję się za socjaldemokratę. Gnuśnienie partii spod znaku róży i czerwieni, widoczne jest od czasów, kiedy bawiłem się pluszowymi misiami w kołysce. I to właśnie wtedy, odnosiła też swoje największe sukcesy. Przełom XX i XXI wieku był szczęśliwy dla wielu partii centrolewicy. W Niemczech SPD kanclerza Schrödera współtworzyło koalicję z Zielonymi, Tony Blair i Labour Party doszczętnie skopali Konserwatystów w wyborach roku 1997, a nad Wisłą jasno świecił blask Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Era dominacji socjaldemokracji skończyła się szybko, a po kryzysie 2008 roku, jest dla niej tylko gorzej.

I żeby odnaleźć się w tym wszystkim, trzeba zadać sobie pytanie, czemu jest tylko gorzej? Politolodzy tłumaczą tąpnięcie tradycyjnej centrolewicy odpływem robotniczego elektoratu do partii konserwatywnych, prawicowych, a nawet skrajnie prawicowych. Populizm Viktora Orbana, Jarosława Kaczyńskiego, Marine Le Pen, Matteo Salviniego, a nawet Borisa Johnsona, trafia na podatny grunt. Koronnym dowodem tego były wydarzenia dziejące się za Oceanem. Wybory prezydenckie w 2016 roku solidnie udowodniły, jak wiele znaczy frustracja i gniew społeczeństwa. Faworyzowana, mogłoby się wydawać nawet, że pewna zwycięstwa Hillary Clinton, przegrała w znaczący sposób z populistycznym kandydatem Republikanów – Donaldem Trumpem. Przegrała nie tylko w stanach, które są tradycyjnie republikańskie, ale także w stanach tzw. Pasu Stali (obecnie Pasu Rdzy), uchodzących za głosujące raczej na kandydatów Demokratów. Co poszło nie tak?

Liderzy światowej centrolewicy z okresu kryzysu 2008 roku nie znaleźli żadnej skutecznej odpowiedzi, żeby ludzie nie poczuli skutków krachu na giełdzie i zamętu z nim wywołanego. Koszty kryzysu, przerzucone na barki ludzi, zaowocowały przy urnach głosami na ugrupowania, które dały proste odpowiedzi na trudne zagadnienia. Tak narodził się Trump, tak do władzy doszedł Kaczyński, tak w siłę urósł Salvini. Niestety, straciła na tym socjaldemokracja, nieporadna, niemająca już kogo reprezentować. Przy dzisiejszej lewicy jest coraz mniej robotników bądź górników. W Polsce znaczna większość tych grup zawodowych popiera obecną partię rządzącą. W Wielkiej Brytanii, elektorat tzw. regionu Red Wall, przeszedł już w większości na niebieską stronę. We Francji nie ma powietrza dla lewicy, podzielonej między dwa ugrupowania: liberałowie i klasa średnia popierający ugrupowanie prezydenta Macrona, robotnicy i ludność wiejska stojąca po stronie eurosceptycznej prawicy.

(Socjal)demokracja znalazła się na rozdrożu. Pełzający autorytaryzm, mizianie się noskami z Moskwą bądź Pekinem, brudne interesy populistów opierających swoją potęgę na fake newsach i dezinformacji. Obraz, jaki wyłania się z XXI wieku, nie jest dobrym znakiem dla przyszłości. Tym bardziej że mierzymy się z wyzwaniami, jakim wolnorynkowa prawica nie stawi czoła, bo jej się to politycznie nie opłaca. Wątpię też, że liberałowie będą w stanie sprostać kryzysowi klimatycznemu, np. nakładając ograniczenia na korporacje i ukrócając ich politykę greenwashingu. Ale musimy sobie w tym wszystkim zadać pytanie: czy socjaldemokracja może być znowu atrakcyjna dla społeczeństw?

Myślę, że tak. Pisząc to zdanie, wchodzę w polemikę z wieloma ekspertami w dziedzinach polityki krajowej, zagranicznej, gospodarczej, ale też i ze sporą częścią tzw. komentariatu internetowego. Światowa lewica skręca jeszcze bardziej w lewo, radykalizując swoje postulaty. Ma to swoje plusy i minusy, ale nie uważam, że to powinna być droga, którą powinniśmy, jako socjaldemokraci i socjaldemokratki, podążać.

Drogą do El Dorado może być zrozumienie przez kadry polityczne socjaldemokracji, jak i przez strategów partyjnych, że dzisiejszy spór polityczny zaczyna się bardziej opierać na osiach indywidualizm – komunitaryzm, globalizm – antyglobalizm, a w przypadku państw byłego bloku wschodniego również i progresywizm – konserwatyzm. Tutaj kolejne pytanie się nasuwa: jak na to odpowiedzieć?

Nie ma jasnej i klarownej odpowiedzi na to, jak powinna europejska, oraz światowa socjaldemokracja, usadowić się w sporze. Istnieją oczywiście drogi, ale jak to na lewicy bywa, zapewne pokłócimy się o nie jeszcze z dziesięć razy. Pewną podpowiedzią może być sukces wyborczy duńskiej centrolewicy, na czele z premierką Mette Frederiksen, ale dyskwalifikacją dla mnie jest zaostrzanie polityki rządu duńskiego wobec cudzoziemców, których będzie przybywać, a których Europa potrzebuje. Człowiek lewicy nie powinien nikogo wykluczać, jak mówiła niegdyś wicepremierka Izabela Jaruga-Nowacka.

Co zatem można zrobić, by ponownie spoić podzielone społeczeństwo i sprawić, by chórem gromadnym wybierali polityczki i polityków nurtu socjaldemokratycznego? Użyję dowodu anegdotycznego, by zobrazować możliwą wizję. Ponad dwa lata temu, wraz z dyrektorem ds. legislacji Klubu Parlamentarnego Lewicy, Dariuszem Standerskim, odwiedziliśmy wieś Maksymilianowo, w gminie Kamieniec, leżącej przy drodze wojewódzkiej nr 308 z Grodziska Wielkopolskiego do Kościana. Spotkanie z sołtysem poświęciliśmy rozmowom na temat wsparcia starań sołectwa, które pragnie zbudować salę wiejską, by mieszkanki i mieszkańcy, mogli spotykać się i dyskutować o wsi w nowoczesnym budynku. Od tego momentu, temat świetlicy wiejskiej w Maksymilianowie wielokrotnie przewinął się przez biurka wojewody wielkopolskiego, trafił na sejmową komisję finansów, aż w końcu wylądował na biurko premiera Morawieckiego. I wiecie co? Udało się. Pieniądze się znalazły, stara świetlica została rozebrana i za niedługo zostanie otwarty nowy budynek.

Parę tygodni po tym spotkaniu przyjechałem na radę sołecką do budynku starej świetlicy, wołającego o pomoc. Temat świetlicy i zagospodarowania środków funduszu sołeckiego na projekt dokumentacji był numerem jeden rozmów rady, a ja siedziałem tam i przysłuchiwałem się różnym opiniom strony społecznej, jako reprezentant jedynej siły politycznej, która wyszła naprzeciw społeczności maksymilianowskiej i zaprezentowała ich marzenie oraz aspiracje światu. Zrobiliśmy to jako Lewica. Dzisiaj jesteśmy niemal pewni, że wystawimy w okręgu Maksymilianowa kandydata do rady gminy, z dużą szansą na zostanie wybranym.

Socjaldemokracja wróci na należne jej miejsce tylko wtedy, kiedy zrozumie, że politykę buduje się od dołu, nie od góry. Wspólnotowość, poczucie więzi społecznych, bycie głosem lokalnych społeczności, przedstawianie ich żądań oraz potrzeb jest tym, co zawsze budowało siłę ugrupowań lewicowych. Kiedyś gromadziliśmy się dookoła klubów sportowych kolejarzy, hutników, górników, stoczniowców, świetlic, czytelni lewicowych, klubów myśli, PGRów, spółdzielni, to wszystko nas łączyło. W dobie intelektualizmu, czas upomnieć się o powrót do naturalnego dla człowieka stylu życia: we wspólnocie.

Gays and Lesbians support the miners udowodnili, że solidarność wydawałoby się sprzecznych ze sobą grup, jest możliwa. Środowiska LGBT wsparły górników w najgorszym dla nich momencie, w środku szalejącej ideologii neoliberalizmu, więc po strajkach 1984 roku, wdzięczni za wsparcie górnicy stanęli murem za środowiskami LGBT. Tak Labour Party wpisało postulaty emancypacji mniejszości seksualnych do swojego programu. Zasada solidarności jest aktualna do dzisiaj. Socjaldemokracja, która oprze swoje plany, marzenia, wartości, na zasadach solidaryzmu społecznego, rozległego komunitaryzmu, głębokiego wrośnięcia w lokalne, przyziemne problemy, ma szansę na powodzenie. Po drodze czeka nas wiele zagrożeń, wiele kryzysów, wiele nieprzewidzianych sytuacji, kilka porażek, parę rozczarowań, ale jeśli ludzie socjaldemokracji chcą wyjść spomiędzy młota i kowadła, trzeba działać już teraz.

Idea spajająca spore grupy wyborców, musi być inkluzywna i oparta na tym co nas łączy – nasz kraj. Nie jestem internacjonalistą, widzę w tym zagrożenie, które sprawia, że zaczynamy błędnie rozumieć globalizm i tymi globalistami niestety zostajemy. Oczywiście stworzenie ze świata globalnej wioski ma swoje plusy, ale ostatnie lata dzikiego kapitalizmu, pokazują też spore minusy. To właśnie neoliberalny charakter globalizacji prowadzi do sytuacji degradujących nasze społeczeństwo w znaczeniu niematerialnym. Odpowiedzią zdaje się być alterglobalizm, wyjmujący pozytywne aspekty globalizmu i wrzucający je na lewicowy społecznie grunt. Joe Biden to zrozumiał, wielokrotnie podkreślając przymiotnik american w swoich wystąpieniach. Odbił Pas Rdzy, mówiąc o amerykańskich miejscach pracy w amerykańskiej gospodarce, dla amerykańskich rodzin, w amerykańskim zielonym, nowoczesnym przemyśle. To właśnie kraj łączy ludzi, to pełna gama powiązań kulturowych, historycznych, społecznych. Patriotyzm, tak naprawdę jest dzisiaj zagospodarowany przez prawicę, i trudno się temu dziwić, skoro oddaliśmy to pole bez walki. Można nadać słowu patriotyzm piękne znaczenie, budować je dookoła idei Folkhemmet, domu wszystkich ludzi, bez względu na ich kolor skóry, zasobność portfela, niepełnosprawność, płeć, pochodzenie etniczne, narodowe, wiejskie czy orientację seksualną.

Nie boję się mówić o swoim progresywizmie. Równość małżeńska, prawo do aborcji czy eutanazji, świeckie państwo bez religii w szkołach: te postulaty znajdują coraz większą akceptację w społeczeństwie, również w małych miejscowościach. Właśnie lewicowość w rozumieniu socjaldemokratycznym, to cały pakiet propozycji dla różnych grup społecznych, które się nie wykluczają. Dwa silne filary, prawnoczłowiecze i socjalne, wyrażane w sposób konsekwentny, wiarygodny, oparty na wartościach, to socjaldemokracja w czystej postaci. Ludzie to doceniają coraz bardziej, bo to wizja zarówno dla górnika z Rudy Śląskiej, jak i geja z Warszawy, emerytki z Piły, jak i pracowniczki gastronomii z Sanoka.

To wszystko składa się na teoretyczne rozwiązanie, na kierunek, jaki może powinna spróbować obrać dzisiejsza, zagubiona, bezbronna socjaldemokracja. Potrzebna jest polityczna wola i zaangażowanie w budowę czegoś od zera. Można czymś dyrygować z warszawskiego biura, ale prawdziwym czynem jest przyjazd do remizy OSP 70 km na północ od stolicy, rozmowa ze strażakami i wsparcie przy zakupie nowego sprzętu, albo spotkanie z Kołem Gospodyń Wiejskich w jednej z lubelskich wsi, albo pójście na debatę Klubu Czytelników w Wągrowcu.

Dzisiaj jesteśmy na rozdrożu, ale jeśli wybierzemy ten jeden tor, możemy pojechać w dobrą stronę. Wagon będzie się miotać w różne strony, szyny mogą próbować nas wyrzucić, ale jedno jest pewne: ta droga, wiodąca przez Maksymilianowo i tysiące spotkań z ludźmi, może być grą wartą świeczki. Trafi się wiele rozwidleń, ale najważniejsze, to obrać kierunek.

Redakcja

Poprzedni

„Żelazna Dama” zatonęła

Następny

Suma polskich strachów