10 grudnia 2024

loader

Spacer po literaturze

Z Januszem Termerem mam częsty kontakt. Niestety, nie bezpośredni – a byłoby to z wielką dla mnie intelektualną satysfakcją – ale za to bardzo pożyteczny, za pośrednictwem dwóch jego niezmiernie cennych edycji: „Leksykonu pisarzy” i „Leksykonu dramatopisarzy”, do których zaglądam w poszukiwaniu czy dla przypomnienia cennych informacji i ujęć. Tym razem przydarzyła się możliwość frapującego kontaktu ze zbiorem jego esejów, szkiców, zatytułowanego „Myślenie literaturą”. Przystąpiłem do lektury tego zbioru z tym większym przekonaniem, że formuła „myślenia literaturą” jest mi wyjątkowo bliska i to od dziesięcioleci. Ujmę to nieco filuternie – ja też na to „choruję”. Lekturę zacząłem od dwóch tekstów, od otwierającego zbiór szkicu „Powracająca fala krytyki społecznej w literaturze” oraz od „Zawiści w „Zawiści” Tadeusza Brezy”.
W pierwszym przypadku chciałem się dowiedzieć, co myśli Janusz Termer o obecności (względnie nieobecności) we współczesnej literaturze nurtu krytyki społecznej, który był przecież w XIX i XX wieku jednym z najważniejszych nurtów tematycznych, i to nie tylko w prozie powieściowej, ale także w dramaturgii i poezji. Termer przywołał najpierw najbardziej klasyczne tradycje takiej literatury poprzez sięgnięcie do ojców europejskiego realizmu krytycznego z Balzakiem na czele, ale także do Juliusza Słowackiego czy Zygmunta Krasińskiego, którzy – każdy z innej pozycji ideowej – podejmowali, także profetycznie, wielkie zagadnienia społeczne, pierwszy choćby w „Śnie srebrnym Salomei”, a drugi w „Nieboskiej komedii”. Sięgnął Termer także do wielkiego nurtu tematyki społeczno-politycznej, obecnego w literaturze polskiej II Rzeczypospolitej, od „Przedwiośnia” i „Generała Barcza” do „Kariery Nikodema Dyzmy”.
Termer zwraca uwagę na ciekawy paradoks charakterystyczny dla literatury Polski Ludowej. Po niefortunnym eksperymencie socrealistycznym (1949-1955), bardzo wielu najwybitniejszych pisarzy odwróciło się od problematyki społecznej, powracając do swoich zainteresowań problematyką psychologiczną, zagadnieniami indywidualnej jaźni i literackimi eksperymentami. Nie znaczy to, że w literaturze po 1956 roku problematyka społeczna była nieobecna, ale biorąc pod uwagę ideologiczne podstawy PRL, było jej relatywnie – i paradoksalnie – niewiele. Nie powstrzymując się od retrospektywnej złośliwości można by rzec, że tym mniej chętnie problematykę stricte społeczną podejmowali pisarze, im bardziej intensywnie zajmowała się nią propaganda i im bardziej przypatrywała się jej cenzura.
Na koniec szkicu Termer z satysfakcją konstatuje, że po następnej ucieczce od problematyki społecznej w literaturze, jaka nastąpiła po 1989 roku, tym razem wiążącej się z kolejnym „zrzuceniem z ramion płaszczu Konrada”, złudną wiarą w „koniec historii” czy fascynacją procesami transformacji ekonomicznej – na przełomie wieków XX i XXI nastąpił – prawda, że nie zmasowany – powrót do krytyki społeczno-politycznej w prozie. Podjął ją zarówno stary literacki wyga Edward Redliński („Transformejszen”), jak i debiutanci, n.p. Dawid Bieńkowski („Nic”), Daniel Odija („Martwe miasto”) czy Sławomir Shuty („Zwał”). Nigdy nie zachwyciłem się tą akurat prozą (to kwestia gustu), ale nie sposób nie zauważyć, że jej pojawienie się było jednak znakiem powrotu problematyki społecznej po czasowej absencji w polskiej literaturze.
Drugi z kolei szkic, z którym się zapoznałem, poświęcony jest w znaczącej części „Zawiści” Tadeusza Brezy, jednego z najwybitniejszych powojennych prozaików, choć z przedwojennym rodowodem („Zawiść”, „Adam Grywałd”, „Mury Jerycha”), twórcy „Urzędu” i „Spiżowej bramy”, znakomitej prozy, która po przeszło pół wieku nabiera dziś nowej aktualności – jednego z moich ulubionych pisarzy. To od niego (dokładnie pamiętam) w 1970 roku rozpocząłem czytelniczą przygodę z polską literaturą współczesną, jako że do tej pory zanurzony byłem głownie w obcej klasyce i literaturze przygodowej. I właśnie przypomnienie, w szeregu szkiców, literatury okresu PRL, dziś niewydawanej, na ogół zepchniętej do lamusa, jest dla mnie równie ważne jak przypomnienie subtelnych walorów psychologicznej powieści Brezy, opartej na podłożu filozoficznym, jak również przypomnienie, w krótkich analizach, także „Murów Jerycha”, także wspomnianego, kafkowskiego „Urzędu”. Breza, pisarz prawdziwie wybitny, a do tego w jakimś sensie „wykwintny”, należy do tych najbardziej zepchniętych poza margines, a przecież był to prozaik, któremu należałoby się wydanie krytyczne dzieł zebranych (łącznie ze znakomitą eseistyką, n.p. „Nelly. O kolegach i o sobie” i „Notatnik literacki”), a nawet takich rzeczy naznaczonych doktryną realizmu socjalistycznego, jak powieść kryminalna „Uczta Baltazara”. „Urząd” z całą pewnością zasługuje na edycję krytyczną w serii „Biblioteki Narodowej” Ossolineum.
Poza tym, swoje szkice poświęcił Termer prozie Juliana Tuwima (właśnie jego prozie, nie poezji), Stanisława Rembeka, Kazimierza Truchanowskiego, Zofii Posmysz, Kornela Filipowicza, Józefa Hena, Tadeusza Konwickiego, Wiesława Myśliwskiego, Jarosława Iwaszkiewicza, Janusza Krasińskiego, prozie jakże często analizowanej w piśmiennictwie krytycznym, którą jednak Termer naświetla po swojemu, za każdym razem odnajdując jakiś własny, nowy punkt widzenia.
Pobyt w nałęczowskim sanatorium i kontakt z tamtejszą biblioteką zaowocował u niego przypadkowo ponowną, po wieloletniej przerwie, lekturą prozy Jacka Londona, którą Termer syntetycznie przypomniał, niespodziewanie acz płynnie i z nowym sensem przechodząc do filozofii Stanisława Brzozowskiego. Za tym poszło obszerniej już mu poświęcone „Czytanie Brzozowskiego”, a następnie spojrzenie na twórcę „Legendy Młodej Polski” przez pryzmat ciekawego prozatorskiego eksperymentu, jakim jest znakomita, „apokryficzna” opowieść o Brzozowskim Eugeniusza Kabatca, czyli „Ostatnie wzgórze Florencji”. Poza tym w „Myśleniu” – o literaturze pacyfistycznej czyli o „Soli ziemi” Józefa Wittlina, a także innych pisarzach emigracyjnych jak Andrzej Bobkowski, twórca rewelacyjnych „Szkiców piórkiem”, tu dotknięty w mini szkicu jako autor zbioru „Coco de Oro”. Pojedyncze rodzynki poświęcił Termer poezji (szkic o „Spełnionym nieistnieniu” Leśmiana) i najdawniejszej tradycji literackiej (Janowi Kochanowskiemu w „Głowie Mistrza Jana”), a także wspomnieniom m.in. o Jerzym Krzysztoniu, Janie Dżeżdżonie (cóż za polskie, niewymawialne przez cudzoziemców, nazwisko!), relacjom z podróży, m.in. na Sycylię, szlakiem księcia Saliny i króla Rogera, do Collodi, „ojczyzny” Pinokia i wędrówkom przez Paryż z „bywszym”, wytrawnym paryżaninem, Andrzejem Kuśniewiczem.
Na koniec odnotuję wspomnienie najbardziej autobiograficzne, „Z wrześniowych dni”, które Janusz Termer rozpoczyna od opisu własnych narodzin, które odbyły się w okolicznościach niezwykle dramatycznych, bo pod niemieckimi bombami u schyłku września 1939 roku, w kamienicy przy Chłodnej 40. Wspomina w nim też o wrześniowej epopei własnej rodziny, w tym podanym nie bez akcentów gorzkiego humoru perypetiom ojca i jego „Chevroleta”, zarekwirowanego na ostatek przez czerwonoarmiejców i nigdy do końca nie spłaconego, a trzeba dodać, że od spłacenia wszystkich rat uwolniła go historia, co było poniekąd szczęściem z nieszczęściu. Z tego szkicu wynika jeszcze jeden wniosek: u schyłku września Janusz Termer skończy 80 lat, a ja już teraz, awansem, składam Mu serdeczne powinszowania i podziękowanie, i za to interesujące i pożywne intelektualnie „Myślenie literaturą” i za inne prace.

Janusz Termer – „Myślenie literaturą. Eseje, szkice, wspomnienia…”, wyd. Res Humana, Warszawa 2019, str. 238, ISBN 978-83-941094-7-9.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Prowincja jak szachownica

Następny

Matury są zagrożone

Zostaw komentarz