Zdaniem innego użytkownika drogi jechałem za wolno. Wahałem się gdzie mam skręcić, a on trąbił, dawał znaki światłami. Słowem wściekał się. W końcu zatrzymałem samochód. Nie chciałem o niczym decydować pod taką presją. Wtedy łatwo o wypadek.
On jednak nie pohamował furii. Uderzył w mój samochód. To niewielkie zderzenie było umyślne. Jechaliśmy bowiem już dość wolno i mógł spokojnie wyhamować. Nie mógł jednak wyhamować swych emocji. Wkrótce jednak ochłonął na tyle, aby dać nogę. Na szczęście ślad na zderzaku był niewielki. Kiedy wsiadam za kierownicę relaksuję się. Lubię prowadzić. W korkach słucham radia albo audiobooków. Nie tracę czasu. Nie umiem zrozumieć skąd w kierowcach tyle pasji. Dlaczego trzeba koniecznie przekraczać ograniczenie prędkości, wyprzedzać slalomem inne auta, pędzić na łeb na szyję, by zaraz gwałtownie hamować przed światłami?
Nie tylko samochodziarze
Myślałem, że to samochód wyzwala w ludziach takie mordercze instynkty. Ale niekoniecznie. Pamiętam jak biegłem przez most towarzysząc mojej kilkuletniej córeczce, która jechała na rowerze. Upadła i stłukła sobie kolano. Za nami jechali jacyś goście na rowerach. Konieczności przystanięcia i poczekania, aż tatuś pocieszy płaczącą małą rowerzystkę, była dla nich nie do zniesienia. Nie mieli klaksonu, więc po prostu się darli.
Za to we Włoszech byłem świadkiem cudownej sceny. Na światłach, w małym Fiacie siedziała para i się całowała. Zmieniło się kilka świateł, ale Włosi stali cierpliwie. Nie poganiali. W końcu tu chodziło o coś ważnego: „Amore”.
Po co się śpieszyć?
Wciąż trawi mnie ciekawość, dlaczego oni tak pędzą. Czy chodzi o sam pęd – czy o to, aby szybciej dotrzeć do celu? Każdy, kto stał na ulicy i coś od przechodniów chciał (np. ankieter), słyszał, że się spieszą. Pośpiech jest nowym sposobem bycia. Ktoś, kto idzie wolno i rozgląda się wokół, jest dziwolągiem odstającym od ogółu. Albo bezdomnym, włóczęgą lub kieszonkowcem wypatrującym ofiary. Dokładnie tak głosi komunikat policyjny przed dniem Wszystkich Świętych. Jeżeli ktoś taką osobę zobaczy ma od razu dzwonić na policję. Już sam brak pośpiechu stał się podejrzany.
Jadę z ojcem na groby. Stoimy sobie spokojnie w korkach i gawędzimy. Wreszcie, kiedy dojeżdżamy do cmentarza, GPS oznajmia: „Miejsce docelowe jest po prawej stronie”. Mówię wam. Nie ma się co spieszyć.