Na ostatnim posiedzeniu Parlamentu Europejskiego słowa „Węgry” i „Orbán” rozbrzmiewały donośnie. Polscy komentatorzy skupiali się głównie na konflikcie premiera węgierskiego rządu z Georgem Sorosem i finansowanym przez niego budapeszteńskim Uniwersytecie Środkowoeuropejskim, ale przecież to nie był jedyny powód „węgierskiej” debaty.
Problemy nabrzmiewały od pewnego czasu i wynikają wprost z prowadzonej przez węgierski rząd polityki „suwerenności”, która w wielu punktach dość istotnie odbiega od przyjętych przez to państwo unijnych zobowiązań traktatowych. Ale faktycznie zapalnikiem dla debaty był ów CEU, czyli Uniwersytet Środkowoeuropejski, który w duchu wartości liberalnych – wolności, demokracji i praw człowieka – wykształcił już kilkanaście tysięcy młodych ludzi. Także z Polski i z innych krajów Europy Środkowowschodniej.
Antyunijna kampania
W powszechnej opinii Orbán chce utrudnić jego funkcjonowanie. Przyjęta niedawno ustawa zakazuje działalności zagranicznym uniwersytetom, których jedyną siedzibą są Węgry. Uniwersytet Środkowoeuropejski zaś jest uczelnią amerykańską i nadaje tytuły naukowe zarówno amerykańskie jak i węgierskie, ale swą działalność prowadzi wyłącznie na Węgrzech.
Co prawda komentatorzy traktują wojnę o ten uniwersytet jako przejaw osobistej niechęć Orbána do Sorosa, ale na celowniku Orbána znalazły się również działające na Węgrzech organizacje pozarządowe, a także sama Unia Europejska. Krytycy Orbána wskazują tu na swoistą „kampanię antyunijną” – „Zatrzymać Brukselę” – prowadzoną w państwie członkowskim Unii, było nie było. Węgrzy znajdowali w kwietniu w swych skrzynkach pocztowych ankietę do wypełnienia zawierającą kilka pytań. Jednak każde z nich zawierało najpierw sugestię, a potem wskazywało na kilka odpowiedzi w świetle owej sugestii oczywistych. Portal TVN24 przytacza taki przykład owego zabiegu: „W ciągu ostatnich kilku lat odnieśliśmy sukcesy w tworzeniu miejsc pracy. Bruksela atakuje instrumenty, którymi się posłużyliśmy. Co Węgry powinny zrobić? a) My, Węgrzy, musimy dalej sami decydować o przyszłości swojej gospodarki lub b) Bruksela powinna o tym decydować”. Jest to więc ankieta z tezą i to w ogóle nieskrywaną. Unię traktuje się w niej niczym wroga, dybiącego na węgierskie prawa i wolności.
Takich spraw nazbierało się więcej i choć formalnie, co się podkreśla, Orbán może i konkretnych przepisów unijnych nie łamie wprost, ale poszczególne nuty nowej „węgierskiej rapsodii” jego autorstwa, tworzą wyrazistą, antyeuropejską melodię.
Sam Orbán podczas debaty wił się jak piskorz, nie ustępował, ale też nie zatrzaskiwał wszystkich drzwi, dawał do zrozumienia, że jest gotowy do dialogu, a więc także i do jakichś ustępstw. Wszystko to podlane oczywiście było gęstym sosem węgierskiej „suwerenności” i „prawa do samostanowienia”.
O komentarz do „węgierskiej” debaty w PE poprosiliśmy europosła SLD, wiceprzewodniczącego Parlamentu, prof. Bogusława Liberadzkiego:
– Debata na temat stanu praworządności na Węgrzech dowodzi, że sprawa nie dotyczy wyłącznie Polski, jak u nas się sądzi. Polska nie jest na żadnym unijnym celowniku, nikt się na Polskę nie uwziął. Po prostu Unia bardzo skrupulatnie śledzi sytuację we wszystkich państwach członkowskich i, jeśli stwierdzi jakieś nieprawidłowości, reaguje zawsze proporcjonalnie i wedle rzeczywistego stanu rzeczy. A na Węgrzech, jak to się mówi, „jest coś na rzeczy” i to od jakiegoś czasu. Nawet bowiem Europejska Partia Ludowa, frakcja w Parlamencie Europejskim, do której należy Fidesz – partia na Węgrzech rządząca – rozważa, czy Węgry wypełniają wszystkie wymogi, jakie spoczywają na każdym państwie członkowskim Unii, a wręcz, czy Fidesz nadal powinien pozostawać w Europejskiej Partii Ludowej. To nigdy przedtem nie miało miejsca, nie zdarzyło się.
Przewodniczący tej frakcji Manfred Weber, który dotąd zawsze bronił Orbána, tym razem także nie ukrywał swojego zdziwienia jego ostatnimi posunięciami. Również tymi dotyczącymi Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego.
– O co wam chodzi, pytał. – Jeśli jedna uczelnia wydaje dwa dyplomy, amerykański i węgierski, to należy to traktować pozytywnie. Jeżeli mówicie o pełnej jasności co do finansowania tego uniwersytetu, pokażcie wszystkie pieniądze, jakie płyną na Węgry – nie tylko pieniądze amerykańskie, ale także środki, które bierzecie z Rosji. Sukcesy, które stały się waszym udziałem w ciągu ostatnich lat są niewątpliwie waszymi sukcesami… ale są też sukcesami całej Unii Europejskiej. Nie można porażek europeizować, a sukcesów nacjonalizować. W Unii działa nie prawo siły, ale siła prawa.
Podburzanie społeczeństwa
Nawiązując do przeprowadzanej na Węgrzech ankiety na temat zasad węgierskiego członkostwa w Unii Weber powiedział, że nie chodzi w niej wcale o zbieranie opinii wśród społeczeństwa, „tylko podburzanie przeciwko Europie”.
Już więc choćby z tego, co mówił przewodniczący „macierzystej” frakcji parlamentarnej Węgrów wynika, że problemy z rządem Orbána są głębsze niż tylko jego osobisty konflikt z multimilionerem, węgierskim emigrantem, Georgem Sorosem, do czego rzecz próbuje się sprowadzić.
O sytuacji Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego po wprowadzeniu przez rząd węgierski kontrowersyjnych przepisów bardzo zdecydowanie wypowiadał się Gianni Pitella z frakcji Europejskich Socjalistów, naszej, SLD-owskiej – frakcji.
– My nie bronimy tylko Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego, ale bronimy nauki, szkoły, kultury, techniki, wszystkich wyższych uczelni, wszystkiego tego, co jest podstawą demokracji. Jego zdaniem Europejska Partia Ludowa powinna wykluczyć Fidesz ze swoich szeregów. Zresztą krytykował rząd Orbána nie tylko za stosunek do uniwersytetu. Dyskusja koncentrowała się bowiem wokół wielu problemów, które narastały od miesięcy. Także wokół tego najbardziej ostatnimi czasy gorąco i publicznie podnoszonego, problemu emigrantów. Węgrzy ciągle mówią „nie” unijnym planom jego rozwiązania. Orbán po prostu odmawia uczestniczenia w tych planach. Guy Verhofstadt pytał: Czego wy się spodziewacie?
– Że, kiedy problemy dotyczą całej rodziny wy tylko będziecie brać pieniądze? W rodzinie dzielimy się nie tylko przychodami, ale także kosztami…
Długa lista spraw
Kolejna rzecz, która była tematem dyskusji – nieprzestrzeganie w pełni Karty Praw Podstawowych. W kwestiach wolności i zasad demokratycznych wypowiadał się ostro jak zwykle Frans Timmermans, który jest krytykiem Orbána. W Unii Europejskiej – podkreślał – obowiązuje zasada czterech wolności. Omijanie ich, lekceważenie, to są przyczyny wszczęcia procedury przeciwko rządowi węgierskiemu – przecież nie przeciwko państwu węgierskiemu! Zastrzeżeń uzbierało się sporo: węgierska procedura azylowa nie jest zgodna z regulacjami europejskimi, budzi wątpliwości projekt ustawy o ochronie kobiet ciężarnych, rasizm i ksenofobia występują w węgierskiej praktyce prawnej. To są sprawy – mimo zgłaszanych zastrzeżeń – nierozwiązane. Tymczasem Węgry też odpowiadają za Unię Europejską, za jej oblicze. Unia wspiera Węgry w odsyłaniu nielegalnych emigrantów, ale oczekuje, że problemy tych, którzy przybyli na jej teren legalnie, będą rozwiązywane wspólnie. Holenderski polityk w sposób dla siebie charakterystyczny – zadziorny, nieuciekający od ostrych spięć, odniósł się też do twierdzenia Orbána o tym, że Unia narzuca Węgrom swoje rozwiązania. Nawiązał tym samym do zarzutów, że Unia jest sprawczynią wysokich podatków na Węgrzech, co jest w tam upowszechniane przez rządową propagandę. Timmermans mówił, że Unia do niczego nie zmusza. Na przykład 26 proc. VAT, obowiązujący w tym kraju, to jest rozwiązanie węgierskie, a nie unijne. – My się do tego nie wtrącamy. Nam chodzi o wolność. Bronimy wolności na Węgrzech, bronimy demokracji, bronimy praw człowieka i zasad państwa demokratycznego. Tylko bowiem państwa demokratyczne mogą tworzyć Unię Europejską…
Do przemyślenia?
Zdaniem profesora Liberadzkiego, „debata węgierska” niewątpliwe powinna skłonić także polityków sprawujących obecnie władzę w Polsce do głębokiego zastanowienia.
Pierwsza refleksja, która się nasuwa, jest taka, że wszelkie sugestie o jakimś dyskryminowaniu Polski na arenie unijnej są nieuprawnione. O każdym państwie, w stosunku do którego są podobne zastrzeżenia, dyskutuje się lub będzie się dyskutować. Polska nie jest żadnym wyjątkiem. Unia Europejska – mimo, że pomniejszona – chce być Unią Europejską silniejszą, czyli silniej wspartą na wartościach i na zachowaniach państw członkowskich, a nie na lekceważeniu europejskich zasad. Wartości demokratyczne nie tylko przyjmujemy, ale też ściśle je stosujemy. Z tego punktu widzenia będzie się oceniać i ocenia się wszystkie państwa członkowskie. Jeśli ten fundament jest naruszany, to naruszana jest istotą Unii. Potwierdziły to wszystkie wypowiedzi przedstawicieli poszczególnych frakcji reprezentowanych w Parlamencie Europejskim, w tym także przedstawicieli frakcji ludowej, do której należy Fidesz. Orbána bronił w zasadzie tylko prof. Zdzisław Krasnodębski z PiS, jako reprezentant Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, frakcji, do której należy PiS. Profesor Krasnodębski powtórzył znaną PiS-owską tezę, że o istocie Unii powinny stanowić silne i suwerenne państwa. Doszło więc do tego, że konserwatyści, do których należy PiS, wspierali Orbána, zaś jego własna frakcja ludowa, do której należy z kolei Fidesz, krytykuje go i to zdecydowanie, mimo, że we frakcji tej żelazną zasadą jest wzajemna lojalność członków.