W 2022 roku w Polsce odnotowano rekord prób samobójczych wśród młodzieży. Ich liczba wzrosła do ponad 2 tysięcy i jest to 150 proc. wzrost w stosunku do 2020 roku. Stan psychiczny ludzi młodych w naszym kraju jest w ogóle fatalny i wciąż się pogarsza.
W raporcie Fundacji Szkoła z Klasą nauczyciele wskazali, że 40 proc. ich uczniów cierpi na depresję. I choć debata na temat śmierci polskiej psychiatrii dziecięcej i braku dostępu do specjalistycznej pomocy powoli przebija się już do głównego nurtu refleksji społecznej, trudno dostrzec szersze próby diagnozowania źródeł tego stanu rzeczy. Negatywna diagnoza skupia się na osobach chorych uznawanych za źródło problemu, a nie na kompletnie dysfunkcyjnym i opresyjnym systemie społecznym, który stworzyli nam ci, według których i dla których doskonale on działa. A tymczasem skokowy wzrost liczby prób samobójczych wskazuje właśnie jednoznacznie na społeczne przyczyny tego zjawiska inne bowiem okoliczności – przykładowo biologiczne – nie podlegają takiej dynamice.
System psychicznej opresji
Kondycja psychiczna polskiego społeczeństwa pogarsza się w drastycznym tempie. Już 72,8 proc. Polek i Polaków wykazuje objawy pogorszenia się stanu psychicznego i liczba ta przez rok wzrosła o 10 proc. . Problemem nie jest więc jedynie brak specjalistów, brak łóżek w szpitalach, czy niedofinansowanie systemu opieki zdrowotnej. Problemy psychiczne nie są też skutkiem kolejnej pandemii wywoływanej przez wirusa i czynniki względnie niezależne od człowieka. Źródła problemu tkwią głębiej i należy szukać ich tam, gdzie bije źródło społecznie nadzorowanej i usankcjonowanej przez system psychicznej opresji.
Przede wszystkim obecny system cechuje totalna bezwzględność. Selekcja ludzi rozpoczyna się bardzo wcześnie. Zniesienie rejonizacji i podział szkół na lepsze i gorsze sprawił, że młodzież od wczesnych lat żyje pod nieustanną presją wyników. Jest uczona jedynie po to, aby wypełniać testy i dowodzić swej wartości poprzez podporządkowanie systemowym rygorom, oceniana na punkty, przygniatana ogromną liczbą zadań domowych. Uczenie się dla wiedzy, rozwoju i satysfakcji zastąpiono wyścigiem szczurów o punkty. Wyścigiem, który panuje dziś tak samo w szkole, jak i na uniwersytetach. Ta mordercza presja na wyniki sprawia, że okres faktycznej beztroski dzieciństwa został skrócony do czasu wczesnej szkoły podstawowej lub w ogóle przestał już istnieć.
W kapitalizmie dominujące uczucie to uczucie bycia zbytecznym. Ludzie będący istotami niedochodowymi (nie mówiąc już o tych kosztochłonnych) nie są pożądani i nie czują się potrzebni. Stąd przytłaczająca presja, by zwyciężyć i być ponad innymi. Masz być najlepsza, bogaty, sławna, i tak dalej, lub znikasz w szarym tłumie ludzi zawalonych pracą, a może toniesz na marginesie… Masz być zajebiście cennym kapitałem ludzkim albo jesteś przegrywem i obiektem drwin, a nawet prześladowań. Taka jest panująca narracja i opowieść społeczna. I w niej nie chce się żyć.
Młodość związana jest z życiem w skrajnym lęku. O pracę, o przyszłe zarobki, o spełnienie oczekiwań rodziny, nauczycieli i otoczenia. W praktyce spokojniejsze i mniej nerwowe są już nawet późniejsze etapy życia, kiedy odurzeni propagandą sukcesu bliscy nie oczekują już od nas przynajmniej, że staniemy się głównymi zwycięzcami w loterii życia i wypełnimy wszystkie ich fantazje.
Sprzeczność, która staje się decydująca to sprzeczność pomiędzy systemowymi oczekiwaniami a rzeczywistością społeczną zawładniętą przez monopole i posiadającą antyinkluzywny charakter. Ten sam system, który karmi nas opowieściami o kolejnych młodocianych milionerach i gwiazdach, jednocześnie ukrywa fakt, że absolutna większość musi stać się i stanie się armią zwykłych pracowników najemnych o chudych portfelach. Propaganda skupia się na losach zwycięzców kapitalistycznej ruletki i przedstawia ich jako uniwersalne wzory, uznając zarazem życie normalnego pracownika za przynajmniej obciachowe, godne pożałowania i niewarte wspominania (w kinie i telewizji o wiele częściej bohaterami są szpiedzy, mordercy i złodzieje). Nad wszystkim krąży też – przypisane przez Ericha Fromma mieszczaństwu – ogromne poczucie bezradności. Poza wrzuceniem swojego ciała i zdolności na rynek nikt z nas nie panuje bowiem nad rezultatami rynkowych wyroków.
Pod butem fatum
Cała edukacja podporządkowana rynkowi jest iście operetkowym przedsięwzięciem – fluktuacje i zmiany zapotrzebowania na pracowników o określonych kwalifikacjach następują szybciej niż usiłujący nadążać za nimi długoletni proces kształcenia. Wymagania rynku są nieprzewidywalne. Tymczasem życie w uzależnieniu od decyzji pogrążonego w kapitalistycznej anarchii rynku jest życiem osoby żyjącej pod butem rynkowego fatum, życiem neurotyka. Skrajnie niepewny wyboru, którego musi dokonać, wciąż obwiniany i obwiniający się za to, że wybrał źle, niepewny siebie i własnej wartości. Podstawowym marzeniem w tych warunkach staje się ucieczka. Jakże powszechne jest pragnienie młodzieży, aby możliwie szybko dużo zarobić i uniezależnić się od przemocowego systemu. Marzenie to jest jednak najczęściej niemożliwe do spełnienia. Rodzice i szkoły tępią większość przejawów niezależności i krytycznej postawy swoich pociech, bo sam system głosi święte przekonanie, że działa dobrze i jednocześnie zwalcza i piętnuje złe samopoczucie uznawane za dysfunkcję i patologię, nie zaś normalną reakcję na systemową opresję. System nie zajmuje się terapeutyzowaniem siebie, nie widzi takiej potrzeby. Źródłem problemu mają być dzieci i młodzież, która nie chce z uśmiechem realizować systemowych celów.
Duch kapitalizmu nie unosi się jednak wyłącznie w przestrzeni społecznych oczekiwań, nie przybywa z zewnątrz. Zasadnicza idea „kapitalistycznego bycia” zakorzeniła się już w nas samych i toczy jak rak od środka. Kapitalizm od dawna na masową skalę generuje nerwice oraz narcyzm. O tych pierwszych w wyczerpujący sposób pisała już Karen Horney i mówili jej kontynuatorzy. Wydaje się jednak, że „neurotyczną osobowość tamtych czasów” zastąpiła „narcystyczna osobowość naszych czasów”, co wręcz prosi się o poszerzenie badań psychologicznych o społeczne charakterystyki, analizy i krytykę. „Bądź lepszy od wszystkich innych!” – krzyczy do nas system. Kulturę zalewa narcystyczne widzenie rzeczywistości. Mnóstwo utworów niesie czysto narcystyczne przesłanie. Śpiewa się o byciu lepszym od innych. Marzy się o byciu lepszym od innych. Swoją wartość określa się i dostrzega dopiero wtedy, kiedy jest się lepszym od innych. To kompletnie spaczona wizja życia i rzeczywistości. Wizja będąca pokłosiem kapitalistycznego totalitaryzmu. To świat śmiertelnej rywalizacji z garstką zwycięzców w morzu przegranych, nasz świat, który za ideologami nazywamy „demokratyczną gospodarką” i liberalną kulturą.
Wmówiona własna wina
Atmosfera kapitalizmu nieuchronnie wytwarza osoby neurotyczne, których egzystencję przenika dojmująca niepewność. Takie osoby w pełni uzależniają swoje poczucie bezpieczeństwa od otoczenia i osób bliskich. Kiedy one ich zawodzą lub kiedy one same czują, że je zawodzą – sypie się cały ich świat. To osoby, które nie chcą nikogo martwić i ukrywają swoje uczucia, a ich lęk przed utratą miłości i akceptacji nakazuje im dalsze udawanie, że wszystko jest w porządku. Osoby neurotyczne z każdej strony otacza lęk, którego źródłem jest poczucie niespełnienia zewnętrznych (społecznych) oczekiwań. Ten lęk przeistacza się w trwałe poczucie krzywdy, którego osoba neurotyczna nie potrafi jednak wyrazić. Poczucie bycia skrzywdzonym trwa w zawieszeniu, bo osoba ta nigdy nie wie do końca, czy jest to poczucie uzasadnione, czy też jej własna wina – jak wmawia to cały system, zbudowany wokół zasady szukania winy w samym sobie.
Nagromadzenie lęku i poczucia krzywdy prowadzi często do najtragiczniejszych scenariuszy. Szczególnie młodzi ludzie nie są uzbrojeni w możliwość i zdolność skrytykowania czy przezwyciężenia swego otoczenia, ponieważ wciąż brakuje im ku temu narzędzi oraz wsparcia. A otaczają ich dorosłe i patriarchalnie zorientowane autorytety, które z zasady negują istotność i prawdę ich doświadczeń. Będąc młodą osobą z poczuciem krzywdy, najczęściej nie znajdziesz nikogo, kto zechce cię wysłuchać. Otoczenie będzie usiłowało wmówić ci, że źródłem twych problemów są twoje wady, emocje, twe błędne rozumienie świata, ewentualnie twoja rodzina. Społeczeństwo, instytucje, proces kształcenia i system, któremu grozi zagłada klimatyczna… To wszystko istnieje w doskonałym porządku i nie stanowi przedmiotu namysłu. Przecież rzeczywistość, w której nikt z młodego pokolenia nie wierzy w dotrwanie do bezpiecznej emerytury, usankcjonowano i uznano za normalną i akceptowalną.
Uzasadniona złość nie znajduje swego ujścia. Jedyną szansą dla neurotyka i ofiary życia w ciągłej niepewności jest więc dryf w kierunku osobowości narcystycznej: cynika korzystającego z ludzi i systemu według swoich egoistycznych potrzeb. Nie wszyscy jednak są zdolni i gotowi przejść tę ewolucję i nie dla wszystkich kończy się ona dobrze. Osoby o wspólnotowym, społecznym i kooperacyjnym podejściu są eliminowane lub zostają skazane na tłumienie swojego charakteru. Ostatecznie liczą się jedynie ci, którzy zdolni są do dominacji nad innymi. A wszystkich innych albo się zapomina albo za nijakość w następstwie społecznego ostracyzmu skazuje na kulturowy niebyt. Hegemonów jest bardzo mało. I zwycięzców nie ma zbyt wielu.
Sama bowiem rzeczywistość nie sprzyja społecznie narzucanemu masowemu narcyzowi. Bo w systemie, gdzie wyhodowano nas do wygrywania i dominacji nad innymi, tylko nieliczni mają możliwość realizacji tych – toksycznych skądinąd – fantazji. Z tego powodu i wobec ideowej próżni i braku innych modeli oraz ideałów życiowych przeciętny, kapitalistyczny Polak jest raczej niespełnionym i pogrążonym w depresji niedoszłym narcyzem. Większość już w młodości czuje, że nijak nie pasuje do tego ideału „bycia Królem”. Nie pasuje wygląd (co dla młodych ludzi niezwykle istotne), wrażliwość czy odmienne talenty. I tak rodzi się ogromne poczucie wyobcowania. Stąd bierze swe źródło uczucie istnienia w obcym i niesprzyjającym otoczeniu. Zwłaszcza że z natury głęboko klasistowski polski kapitalizm nie przedstawia żadnych alternatywnych wzorców, które mogłyby służyć szerokiemu społeczeństwu.
Pracownik, to kpina
W czasach Polski Ludowej takim wentylem, który chronił pracowników przed poczuciem klęski, był ogromny, dominujący wręcz kult klasy pracującej. To kult proletariusza, człowieka pracy nadawał sens życiu i sprawiał, że każdy pracownik czuł się potrzebny i sprawczy zarazem. Obecnie bycie po prostu pracownikiem jest przedmiotem kpin lub powodem do wstydu. Istnieć i chwalić się swoim istnieniem prawo mają jedynie milionerzy, zdobywcy oraz celebryci. Bycie wzorowym a choćby i przyzwoitym nauczycielem, konduktorką, fizjoterapeutą, czy kierowczynią nie tylko nie stanowi realizacji żadnego pozytywnego wzorca, ale wręcz rozumiane jest w kategorii życiowej porażki. Na tapecie liberalnych mediów istnieją i występują głównie bogacze i ci, którzy wznieśli się ponad innych. Inni zaś są jedynie bezjakościową masą i materiałem dla demonicznego populizmu. Prawo do istnienia – od czasu do czasu – otrzymuje jedynie wyłącznie mityczna „klasa średnia”. Fantom, który w praktyce żyje dokładnie tak, jak klasa pracująca i zazwyczaj dysponuje też równie przeciętnymi zarobkami. Lecz zamiast identyfikacji pracowniczej otrzymuje przedsionek nieba w postaci identyfikacji nibyburżuazyjnej, która skutecznie odcina ją od solidarności z większością społeczeństwa. Swoją drogą, nic w tym dziwnego i osobliwego, że taka deprecjacja dotyka ludzi pracy jako całej społecznej klasy. Jest to doskonały i sprawdzony sposób pozbawiania tej klasy jedności, sprawczości i w ogóle dziejowej energii i woli zmian. Panujący nauczeni doświadczeniem sprzed kilku dekad zadanie odpodmiotowienia klasy pracującej uznali za fundamentalne i realizują je nad wyraz skutecznie.
Nie ma innych nadziei. W kapitalistycznym życiu, gdy staje się już oczywiste, że nie zostaniesz miliarderem, jedyną możliwością na horyzoncie perspektyw okazuje się tyranie po 50 godzin tygodniowo aż do śmierci. Będzie to praca bez żadnego szacunku (a często i znaczenia) i z ledwością nastarczająca na opłacenie coraz ciaśniejszego miejsca do życia oraz podstawowego pożywienia. Odkrycie przepaści pomiędzy obiecanym i niedostępnym rajem milionerów-szczęśliwców, których (będąca w istocie koszmarem) gra rynkowa już nie dotyczy, a światem pozbawionych czasu i tylko formalnie wolnych robotów samo w sobie jest już przeżyciem skrajnie wręcz traumatycznym. I jeśli niczego nie dziedziczysz i nie jesteś dobrze urodzony, to żadnych alternatyw, niczego pośrodku zwyczajnie nie ma. Albo zwycięstwo i wynikające z niego prawdziwe życie, albo porażka i eliminacja takiego życia. Klęska wyraża się zresztą dokładnie poprzez odebranie jednostce jej czasu wolnego oraz przestrzeni – co według słów Marksa stanowi wręcz esencję i definicję kapitalistycznego wyzysku.
Wbrew ministerialnej manii prześladowczej to właśnie teoria krytyczna (ów neomarksizm z propagandowego horroru) może wyposażyć jednostkę w coś więcej niż tylko w wiarę w sukces na rynkowej loterii. To marksizm uczy, że każdy pracownik jest przede wszystkim człowiekiem, nie kapitałem ludzkim. I że nie musimy spędzać życia w wyzysku bez nadziei na czas dla siebie. Że utrzymywanie ludzi w poczuciu ciągłego zagrożenia ze strony innych ludzi i wyścig szczurów to systemowa, kapitalistyczna przemoc. Że od dawna powinniśmy pracować krócej i zarabiać znacznie więcej, bo z winy klas panujących za wzrostem wydajności naszej pracy wcale nie podąża wzrost płac. Że inflacja nie jest magiczną właściwością rzeczy martwych, ale celowym obniżeniem ceny pracy i środkiem do wpędzenia ludzi w biedę. I że w ogóle można żyć inaczej – nie wedle handlowych ofert supermarketów, ale własnych możliwości, zdolności i chęci.
Prawdziwe życie?
Polska bez krytyki tego całego systemu to Polska bez jakichkolwiek perspektyw na poprawę. Religijny papizm w wydaniu prawicy uczy jedynie rezygnacji i uległości wobec potężniejszych, bogatszych i posłuszeństwa względem hierarchii. Uczeni jesteśmy rezygnacji z niereligijnej wspólnotowości i rezygnacji z nadziei na życie poza pracą. Kobiety uczy się wręcz rezygnacji z praw do własnego ciała i podporządkowania się klerowi, ewentualnie oddania „emancypacyjnej” sekspracy. Konserwatyzm nie udziela zresztą żadnych recept na świat, którego konserwatyści od dawna w ogóle już nie rozumieją. Społeczna nauka kościoła to zlepek mętnego umoralniania, którym żadni realni kapitaliści w najmniejszym stopniu się nie przejmują, co codziennie potwierdzają tabloidy. Mimo wszystko jednak prawdziwe życie daje inną perspektywę. Jest nią walka przeciwko wyzyskowi, walka klas i szukanie oraz tworzenie możliwej wspólnoty ludzi pracy. Nie zastąpią jej antypracownicze marzenia o zmyślonej wspólnocie wiernych, w której zakazana jest własna tożsamość, zakazane są wszelkie przejawy niesubordynacji wobec reliktów średniowiecznego myślenia. Wspólnoty ludzi pracy nie zastąpi też żaden liberalny kult zwycięzców, ludzi, którzy wygrali z innymi oraz postawa pogardy wobec wszystkich, którzy szukają oparcia w państwie.
Każda młoda osoba wcześnie zaczyna zdawać sobie sprawę, że będą poważne trudności na drodze do szczęścia (takiego, w jakie nauczono ją wierzyć), inaczej mówiąc, że obietnice dostatniego życia spędzanego na realizacji wolności zakupowej, czyli konsumpcji to mrzonka. Zakupy nie są dla wszystkich. Możliwości uzależnione są od stanu posiadania i pozycji społecznej, a wezwanie systemu do konsumowania mogą zrealizować tylko ci, których wyposażono w odpowiednie środki. I w ogóle kapitalistyczne niebo z jego aniołami i bohaterami jest i pozostanie poza zasięgiem.
Bezradność w obliczu opresyjnego systemu generuje konflikty wewnętrzne, które przeradzają się w problemy psychiczne. Samobójstwo nie jest jednak ucieczką przed życiem, ale przed życiem konkretnym. Jest żądaniem lepszego, bardziej czułego, bardziej wspólnotowego i bardziej sprawiedliwego świata. Dla osób, które nie widzą rzeczywistych dróg do realizacji tych postulatów, staje się jednak jedynym wyjściem z ich niedoli. Choć zabijając siebie rzadko – tak naprawdę – chcemy zabić siebie. Najczęściej unicestwić chcemy to, co odczuwamy w związku z życiem w zaistniałych warunkach. Żądanie własnej śmierci jest żądaniem śmierci określonych stosunków społecznych, oskarżeniem. Tymczasem kapitalizm jedynie pozoruje sprzeciwianie się samobójstwu. Znacznie prędzej skłonny jest zaakceptować falę samobójstw niż falę żądań o zmianę warunków życia. Bo ludzie wymagający dodatkowych inwestycji to dla kapitalizmu bardzo często ludzie zbędni. Jednakże przeciwko wymuszanemu przez złe okoliczności samobójstwu zawsze możemy przeciwstawić żądanie zmiany i samobójstwa systemu.
W tej sytuacji potrzebujemy o wiele więcej niż tylko większej liczby dostępnych terapeutów. Potrzebny jest plan ratunkowy, który ocali zdrowie i życie. Nie tylko tych, którzy potrzebują najpilniejszej pomocy, ale także wszystkich pozostałych, którzy dzięki większej wytrzymałości przeżywają obecny chów i pełni traum idą dalej przez życie. Taki plan na początek wymaga gruntownej reformy szkolnictwa i przeorientowania go z konkurowania na współpracę. Niezbędny jest też powrót do rejonizacji nauczania i wyrównanie jakości nauczania w poszczególnych szkołach. Programy muszą zaś zostać przeorientowane z punktów i wyników na wszechstronny i zróżnicowany rozwój osób. Punkty i oceny powinny w znacznej mierze zostać zastąpione przez oceny opisowe i niewykluczające. Szkoła powinna zajmować także zdecydowanie mniej czasu, a zadania domowe powinny odejść do lamusa. Dzieci i młodzież powinny mieć bezpłatną możliwość rozwijania zainteresowań artystycznych i sportowych.
Chwile, gdy potrzeba wsparcia
Potrzebna jest też rewolucja kadrowa. Psycholog i pedagog muszą być w każdej szkole i to na pełen etat. Z młodzieżą przez długi okres nauczania powinni pracować także nauczyciele od kształcenia i kompetencji zawodowych, a zamiast przedsiębiorczości potrzebujemy lekcji dotyczących praw pracowniczych, dotyczących życia pracownika. Potrzeba też zmian szerszych. Poszczególne regiony powinny stworzyć rzeczywiste plany zawodowe i przygotowywać bezpieczne miejsca pracy dla absolwentów swych szkół i to w miejscu, gdzie się wykształcili. Fundamentalną częścią planu naprawczego są też eliminacja umów śmieciowych, skrócenie czasu pracy przy zachowaniu wysokości płac i naprawa systemu zdrowia. Kondycja psychiczna społeczeństwa nie ulegnie jednak zmianie bez nowej opowieści społecznej, bez innej narracji niż ta dotycząca wyłącznie samych zwycięzców. Opowieści o innym świecie.
Kończę pisać ten tekst w wygodnym otoczeniu. W pobliżu ludzi podobnie i empatycznie patrzących na świat. W okolicznościach, które dają mi poczucie wspólnoty i sensu, pozwalają czuć się bezpiecznie w sytuacji choroby czy nagłego kryzysu. Wiem, że mogę nie być maksymalnie wydajny każdego dnia. Wiem, że są chwile, kiedy człowiek potrzebuje wsparcia i wiem, gdzie je otrzymać. Umiem odpoczywać. I nauczono mnie zachowywać dystans wobec przemocowych wizji, które narzuca nam systemowe otoczenie. Ile osób może powiedzieć to samo o sobie? I w jaki sposób sama rozmowa o emocjach i podróż w głąb siebie bez zmiany otoczenia ma im pomóc?