6 listopada 2024

loader

Ukraiński sen

fot. donkey hotey / flickr

W ubiegłym tygodniu na szczycie Unii Europejskiej jednogłośnie zadecydowano o przyznaniu Ukrainie, a przy okazji także Mołdawii, statusu kandydackiego. Jednak droga do uzyskania unijnego członkostwa nie będzie ani szybka, ani prosta. 

Unia Europejska bowiem to nie NATO, gdzie hop siup i już sobie przyjmujemy Czarnogórę. Aby dostać się do Unii należy spełnić określone wymogi oraz przejść przez całą procedurę akcesyjną. A to może potrwać na tyle długo, że dzisiejsza wojna będzie już tylko przyćmionym przez inne wydarzenia ponurym wspomnieniem – prognozuje szewc Fabisiak. 

Każdy kraj kandydujący do Unii musi spełnić wymagania zawarte w 35 rozdziałach obejmujących około 80 tys. różnych zasad, reguł i norm. Nad każdym rozdziałem prowadzi się oddzielne negocjacje a na to potrzebny jest czas. Najkrócej bo „tylko” trzy lata trwała ta procedura w przypadku Finlandii. Po zakończeniu negocjacji, gdy Unia uzna, że dany kraj spełnił wszystkie wymagane warunki, wówczas podpisuje on z Radą Europy umowę akcesyjną. Jednak nie od razu wchodzi on w życie, musi bowiem zostać ratyfikowana przez parlamenty wszystkich państw członkowskich. Na dziś co do ewentualnego członkostwa Ukrainy panuje w UE jednomyślność, pomimo sceptycznego podejścia ze strony m .in. Danii i Portugalii twierdzących, że Ukraina nie spełniałaby nawet w najmniejszym stopniu warunków do rozpoczęcia rozmów o członkostwie, gdyby nie była ofiarą wojny.

Zakładając jednak, że żadne państwo członkowskie łącznie z Węgrami, które mają lepsze stosunki z Moskwą niż z Kijowem, nie będą oponować przed przyjęciem Ukrainy do swojego grona, to i tak droga do Unii jest dla Ukrainy trudna i zawiła. Ukraińskie realia są bowiem bardzo odległe od unijnych standardów. Mówiła o tym przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Początkowo wspomniała o potrzebie zaostrzenia ukraińskiego ustawodawstwa przeciwdziałającego korupcji. Następnie listę tę poszerzyła m.in. o kwestie praworządności i wpływu oligarchów. Zdaniem szewca Fabisiaka, ten ostatni temat może się okazać dość śliski w ukraińsko-unijnych negocjacjach. Dotyczyłby bowiem czołowego oligarchy Ihora Kołomyjskiego, z którym mocno jest powiązany prezydent Wołodymir Zełenskyj a ten z kolei jest szczególnie uwielbiany w Unii Europejskiej. 

Jak podkreśliła pani von der Leyen, postęp w zakresie dostosowania się do unijnych wymogów zależy wyłącznie od Ukrainy, co może stanowić nie lada zgryz zarówno dla wpływowego oligarchy, jak i jego protegowanego na stanowisku prezydenta. 

Ponadto UE wymaga rozstrzygnięcia sporów terytorialnych 

co nie tylko w obliczu konfliktu zbrojnego z Rosją, lecz także biorąc pod uwagę wcześniejszą niemożność porozumienia się co do statusu Donbasu, praktycznie nie pozwala na rozpoczęcie przedakcesyjnej procedury. Albański premier Edi Rama powiedział wprost, że Ukraińcy nie powinni póki co żywić zbyt wielu iluzji związanych z ewentualnym członkostwem.

Z kolei przestrzeganie przez Ukrainę praworządności i zasad demokracji powinno wywoływać niemałe wątpliwości. . Wyrazistym przykładem może być chociażby stosowanie aresztów domowych w stosunku do deputowanych, jak to miało miejsce w przypadku Wiktora Medwedczuka. Co prawda usiłował on uciec z aresztu, jednak został pojmany przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy i zakuty w kajdanki. Ponadto ukraińska agencja Interfax podała informację o wydanym przez sąd zakazie działalności czyli praktycznie delegalizacji prorosyjskiej i mającej znaczące poparcie w kontrolowanych przez Ukrainę obszarach Donbasu partii Blok Opozycyjny oraz partii Nasi nakazując równocześnie przejecie przez skarb państwa całego ich majątku i środków finansowych. Posunięcie to nie jest bynajmniej jednorazowym ewenementem. W 2015 r. Komunistycznej Partii Ukrainy zakazano udziału w wyborach na podstawie ustawy dekomunizacyjnej zakazującej m.in. propagowanie komunistycznych symboli. 

Kolejnym przejawem jest totalna i nachalna ukrainizacja mniejszości narodowych i obcojęzycznych. Choć dotyczy to przede wszystkim języka rosyjskiego, którym na co dzień posługują się miliony obywateli Ukrainy w tym większość mieszkańców Kijowa, to uderza to rykoszetem w inne narodowości w tym również polską, co – w odróżnieniu od Węgier starających się przeciwdziałać dyskryminacji swoich zamieszkałych na Ukrainie rodaków – nie budzi szczególnego zainteresowania ze strony polskich władz. 

Szewc Fabisiak ma jednak wątpliwości czy aby na pewno wspomniane tu przypadki są sprzeczne z unijnymi wartościami i standardami. Organy UE nie protestują bowiem wobec sądowego ścigania oraz więzienia katalońskich parlamentarzystów, choć nie popełnili oni żadnego przestępstwa a jedynie zorganizowali referendum w sprawie niepodległości swojego regionu. 

Katalończycy mają jednak ten niefart, że nie są Szkotami,

którym Londyn pozwolił na przeprowadzenie takiego samego referendum bez żadnych następstw prawnych. Jednak Wielka Brytanii już nie jest w Unii, w związku z czym Bruksela nie musi główkować nad tym czy zezwalać poszczególnym narodom do głosowania na rzecz samostanowienia. Unia nie reaguje również na dyskryminację rosyjskiej mniejszości na Łotwie i w Estonii. 

Szewc Fabisiak zauważa, że ze sprawą unijnej perspektywy dla Ukrainy sprzęgnięta jest otoczka w postaci pompatycznej retoryki mającej bardziej wymiar propagandowy niż realny. Czołowi europejscy politycy uważają, że Ukraina powinna zostać przyjęta do Unii, ponieważ jest ofiarą agresji. Według Ursuli von der Leyen dołączenie Ukrainy do Unii Europejskiej jest nie tylko strategicznym interesem UE, lecz także obowiązkiem moralnym. 

W podobnym stylu wypowiedział się minister spraw zagranicznych Irlandii Micheal Martin oświadczając, że wraz z decyzją co do statusu kandydackiego Unia wysłała sygnał solidarności z narodem Ukrainy. Również cytowany w Trybunie Frans Timmermans podczas zorganizowanej we Wrocławiu konwencji Lewicy perorował, iż 

wojna na Ukrainie toczy się o wartości europejskie, 

równość, wolność i solidarność. Z wypowiedzi tej wynikałoby, że Rosja napadła na Ukrainę nie dlatego, że chciała w ten sposób zapewnić sobie kontrolę nad Donbasem i lądową drogą prowadząca na Krym, ale dlatego, że nie podoba się jej krzewienie europejskich wartości na Ukrainie. 

Przy okazji szewc Fabisiak zwraca uwagę na to, że Rosja, pomimo krytycznego stosunku do Unii określanej niekiedy jako przystawka do NATO, nie jest bynajmniej przeciwna przystąpieniu Ukrainy. Otwarcie mówił o tym Władimir Putin podczas niedawnego Forum Ekonomicznego w Sankt-Petersburgu. Oświadczył wówczas, że Rosja nie wyraża sprzeciwu wobec wejścia Ukrainy do Unii, ponieważ UE nie jest blokiem militarnym.

Rosja nie jest przeciw za to Polska zdecydowanie za przyjęciem Ukrainy do Unii. I, jak twierdzi Aleksander Kwaśniewski, powinna wykazywać się tu wręcz nadaktywnością. Z kolei Robert Biedroń twierdzi, iż nasz kraj powinien być ambasadorem Ukrainy w Unii nazywając to polską racją stanu. Szewc Fabisiak uważa, że raczej ukraińską i tym się różni od Biedronia. Jeszcze głębiej sięgają pomysły płynące ze strony siły rządzącej. Jarosław Kaczyński wysunął ideę utworzenia Osi Warszawa-Kijów, którą Piotr Gadzinowski nazwał sojuszem Orła i Tryzuba. Napomyka się też o tworzeniu trójstronnego porozumienia Polski, Ukrainy i na dodatek jeszcze Wielkiej Brytanii. Szewc Fabisiak dostrzega tu przejaw megalomańskiego chciejstwa nie odzwierciedlającego własnych możliwości. Biorąc pod uwagę niezbyt wysokie, delikatnie mówiąc, notowania Polski w Unii Europejskiej dla samej Ukrainy byłby lepiej aby szukała sobie gdzie indziej realnego wsparcia dla swoich dążeń niż liczyła na gołosłowne deklaracje samozwańczych polskich adwokatów.

Bolesław K. Jaszczuk

Poprzedni

I poodpadały…

Następny

Legia legła z mistrzem ligi austriackiej