2 maja 2024

loader

Urojenia dziecięcej wspólnoty

Szolc 3D

Na pewno, w przeciwieństwie do innych kryminałów, „Zemsta to za mało” i „Kara to nie wszystko” nie należą do produktów jednorazowych. Dzięki kolejnym lekturom tylko zyskują. I to kolejny plus na rzecz tych książek, w dodatku ekonomiczne wspieranie pisarki, aby czyjąś niewolnica się nie stała… Nie wiadomo czy trzeci tom utrzyma poziom, jak na razie tom drugi jest powieścią znacznie lepszą niż tom pierwszy, bo… Mniej w nim gniewu. Na pewno jak już zauważyłem mamy tu do czynienia z nowym zjawiskiem, ale jest to żadna argumentacja na komercyjnym – było nie było – rynku. Seks, drugs and Maneskin.

Szolc na miejscu „miłosnego trójkąta” ustawia „trójkąt siostrzany”. Wychowywane razem, nieomal rówieśniczki psycholożka Ewa Wilk- Szewińska i nadkomisarz Anna Wilk są jak stare małżeństwo. W gorsze dni się nienawidzą, w lepsze- akceptują.
Od czasu do czasu wspominając dzieciństwo, sentymentalnie pochylają się nad dziecięca wspólnotą, która w gruncie rzeczy była tylko urojeniem. Kiedy w ich uporządkowane życia wkracza dużo młodsza przyrodnia siostra Kasia Wilk, obie dostają emocjonalną szprycę, jakie zastałemu małżeństwu może zapewnić nieodgadniona kochanka.
A Kasia jako narkomanka, z życiorysem, którego można się przerazić, rzeczywiście zdaje się być enigmą. Jednak pomieszkując u jednej siostry, u drugiej, z obojętnością pasożyta, który robi przecież tylko to, do czego przyroda go stworzyła, eksplorując traumy i kompleksy sióstr, staje się języczkiem u wagi w tym rodzinnym konflikcie. Nie byłoby jednak dobrze gdyby Państwo odnieśli wrażenie, że „Brudna trylogia” Izabeli Szolc, której dwa pierwsze tomy są obecne na rynku („Zemsta to za mało” oraz „Kara to nie wszystko”) to saga rodzinna. Mamy tu do czynienia z powieściami kryminalnymi.
O tyle Szolc wydaje się być przedstawicielem new wave w polskim kryminale, że zdaje się na potrzeby rodzimego czytelnika gwizdać, a nawet prowokować go i wyciągać z egzystencjalnego ciepełka wbijając mu palec w oko; jednocześnie pokazując, że wszelkie brudy w jakich są unurzane jej postacie, on sam pozamykał w własnej szafie.
Przemoc w rodzinie, gnojenie pariasów przez pariasów, zmowa milczenia, tchórzostwo, chciwość i histeria oraz kompletny brak odpowiedzialności wespół z skomplikowaną historią pokazuje, że Polska nie jest dumnym krajem, a durnym. Inna sprawa, że Szolc zdaje się sugerować, że głupota jest stanem pozanarodowym i pozaspołecznym. A głupota połączona z tchórzostwem staje się największym grzechem ludzkości w świecie gdzie jedynym bogiem jest mamona. Należy wyrazić nadzieję, że Szolc nie skończy jak pewien feralny posłaniec, któremu sułtan przybił turban do głowy. Szkoda by było, bo mamy tu do czynienia z głową nielichą.
Umysłem pisarza, który rozpoczynając drugi tom prześmiewczo umieszcz cytat z przeboju „Zitti e buoni” włoskiego zespołu Maneskin- „Nie wiedzą o czym mówię/ Brachu, ciuchy brudne od błota/ Palce żółte od fajek (…)” Choć zostaje tutaj dodane anarchistyczne pozdrowienie, w to jedno- w anarchizm Szolc- trudno uwierzyć. Ona po prostu za bardzo przejmuje się losem swoich postaci i stwarza zbyt rygorystyczną analizę społeczną, abyśmy uwierzyli, że zło w ludziach pisarce po prostu zwisa. Szolc wydziera się próbując przebudzić swoich czytelników. Czy jednak w ogóle to jest możliwe?
Literatura kryminalna, a szczególnie literatura kryminalna w Polsce jak zarazy unika angażujących tematów, co najwyżej używa ich jako sztafażu mającego dodać powagi autorom. „Brudna trylogia” w wersji stylistycznej odchodzi od pisania gatunkowego i pędzi w stronę głównego nurtu. Lata temu pisano o Szolc jako o spadkobierczyni Simenona, polecając jej zwięzłość, krótką a trafną charakterystykę psychologiczna oraz celne dialogi oparte na metakomunikatach. Powracająca po latach do kryminału Szolc nadal jest wyraźnie Simenonem zafascynowana, ale już nie jego cyklem o komisarzu Maigretcie co książkami, które sam Simenon nazywał swoimi „powieściami dur”.
Twardymi, poszukującymi „nagiego człowieka”, które po równo wybebeszały pisarza, czytelnika i bohaterów literackich. Stąd mój wniosek, że ta trylogia Szolc, to powieści głównonurtowe przebrane w szaty kryminału. Szaty, a nie szatki. Niemal dekadę temu „Polityka” pisała o dwóch polskich pisarkach – Bondzie i Szolc- jako twórczyniach polskiego kryminału policyjnego. Przez te dziesięć lat Bonda gwałtownie promowana przez „minione literackie” wydawnictwo Muza zmiękła i zapadła na głęboki kompleks celebrycki, który zarżnął w niej pisarkę po równi z dziennikarką, którą była, a jednak – do kupy – zaowocował rzeszą fanów, tymczasem Szolc po nominacji do prestiżowej nagrody Angelus i doskonale przyjętych zachodnich tłumaczeniach- zniknęła. Wyłoniła się całkiem niedawno, znacznie bardziej dojrzała warsztatowo, ale i paradoksalnie także znacznie bardziej delikatna…
Dobrze się stało, że jej pisanie przywraca rynkowi wydawnictwo Harde, bo bardziej hardej bohaterki niż nadkomisarz Anna Wilk dzisiaj tutaj nie ma. Szolc głośno jak niegdyś Stieg Larsson w trylogii „Millenium” mówi o tym jak wiele zła spotyka kobiety, a Anna Wilk, choć znacznie starsza od Lisbeth Salander, podejmuje równie straczeńcze misje jak tamta- jak choćby bronienie ewidentnej dzieciobójczyni. Widząc zaś niewydolność systemu prawnego choćby w kwestii gwałtów jasno mówi, że sprawiedliwość jest narzędziem wyłącznie w naszych rękach i tylko my sami możemy użyć go z pełną satysfakcją i zalecaną skutecznością. Jeśli jasno nie namawia także do vendetty, która jest zawsze zbrodnią rozszerzoną, to- Anna Wilk, córka komunistycznego sędziego- pragmatycznie nawołuje do „wyrwania chwastu”. Szolc będąc kobietą paradoksalnie może pozwolić sobie na mniej i więcej niż Larsson.
Mniej- bo jej opisy gwałtów, porno sceny i wyzwiska zdają się bardziej ranić czytelnika, na co zapewne wpływa nasza socjalizacja (oczekujemy od kobiety, nawet pisarski „odpowiedniego zachowania”). Więcej- bo nie ukrywa rywalizacyjnych kobiecych zagrywek, kobiecej interesowności, postawy kobiet jako usłużnych niewolnic patriarchatu, a przede wszystkim tego, że hasło „nigdy nie będziesz szła sama” jest cóż…
Tylko hasłem. Powszechna odwaga obecna na wiecach i marszach, nie ma zaś nic wspólnego z odwagą cywilną. Larsson gdyby podzielił się takimi spostrzeżeniami natychmiast dorobiłby się etykietki antyfeministy. Szolc zaś pisze powieści feministyczne i gniewne, ostatecznie przekonujące nas, że narządy płciowe są tylko narządami płciowymi, jak i że cygaro od czasu do czasu bywa tylko cygarem…
Mamy więc w dostępnych tomach trylogii i dzieciobójstwo i gwałty. Korupcję w policji i układy, których nawet Anna Wilk nie potrafi uniknąć. Oszałamiający boveryzm jej starszej siostry i autodestrukcjonizm młodszej, bardziej śmiertelny dla otoczenia niż dla niej samej. Morderstwo studentki przypomina, że polskie cichodajki mają się dobrze, choć już nie są „cichodajkami”, tak jak i sprzątaczki są teraz jednoosobowymi serwisami porządkowymi.
Stalking zaś jest zarazą prowadzącą do samobójstwa. Na oszczerstwo nie ma mocnych, a kobiety wciąż traktuje się jako dupy albo skórki. Te co mądrzejsze potrafią coś może na tym ugrać, te głupsze stają się ilustracją do kilku linijek George’a Bernarda Shaw, którego cytuje Kasia Wilk (jak i w innym miejscu cytuje Różę Luksemburg): „W systemie kapitalistycznym kobiety znalazły się w sytuacji gorszej niż mężczyźni, ponieważ kapitalizm zmienia mężczyznę w niewolnika, a następnie, płacąc kobietom za pośrednictwem mężczyzny, zmienia kobietę w jego niewolnicę. Kobieta staje się niewolnicą niewolnika i jest to najgorszy rodzaj niewolnictwa”.

Izabela Szolc „Zemsta to za mało”, Wydawnictwo Harde, Warszawa 2021
Izabela Szolc „Kara to nie wszystko”, Wydawnictwo Harde, Warszawa 2021

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Wojownik polski z dewocyjną skazą

Następny

48 godzin sport

Zostaw komentarz