100 mln zł na rozbudowę Muzeum Powstania Warszawskiego przekaże rząd. Zapowiedział to dzisiaj premier Donald Tusk.
Wiadomo, kult infantylnej martyrologii trzeba w Polsce rozwijać. Niczego innego prawica z POPiS-u nie potrafi w kwestii historycznej. Tutaj też zmiany żadnej nie widać. POPiS buduje pomniki wyklętym (jak ostatnio we Wrocławiu), kontynuuje „dzieło Lecha Kaczyńskiego” w kwestii Muzeum PW.
Muzeum rozpoczęło proces popkulturyzacji Powstania i oderwania go od rzeczywistego zdarzenia historycznego. Pamiętam, jak byłem tam pierwszy raz, uderzyły mnie bawiące się roześmiane dzieci w… czyściutkim i pachnącym tunelu, który miał symbolizować kanały. Te same potworne kanały, o których czytałem we wspomnieniach realnych, a nie malowanych Powstańców, tutaj zamieniły się w jakiś plac zabaw.
Te dzieci potem wyrastają niejednokrotnie na tych Prawdziwych Polaków, którym się wydaje, że umieranie, strzelanie i uciekanie kanałami, to była wspaniała zabawa.
To jest pedagogika śmierci. Taką nam zresztą rolę przydzielono w UE i takież mamy mieć tu tresowanie. Mamy być Marchią Wschodnią, rubieżą, na której ma się rozbić ewentualny atak ze wschodu. Więc ludzie mają tu być trochę „dzicy”, nieco agresywni i prymitywni, ale jednocześnie gotowi do umierania i wojowania.
Prawica doskonale wpisuje się w ten układ i tak też przygotowuje nowe pokolenia. Wbrew intencjom autorów i autorek większości wspomnień powstańczych. W ich opowieści Powstanie miało być przestrogą przed tym, że nie warto pochopnie decydować się na biologiczne wytracenie tylu ludzi w imię jakichś ideologicznych fantasmagorii.
Władze centralne narzuciły całemu krajowi konieczność uruchamiania o 17.00 syren. Wbrew lokalnej historii. Przykładowo w Krakowie powinny zagrać fanfary na cześć lokalnego dowództwa, które nie zgodziło się na dołączenie do powstania w celu odciągniecia uwagi okupanta od Warszawy. Gdyby nie ta roztropna decyzja, dzisiaj Wawelu z Rynkiem byście zapewne nie oglądali (ewentualnie jakąś atrapę). Sytuacja Krakowa przeczy zresztą opowieści, że los Warszawy i tak był przesądzony i że bez Powstania też byłaby zniszczona.
Parę lat temu zorganizowaliśmy w Muzeum Powstania Warszawskiego konferencję naukową na temat uczestnictwa syndykalistów i anarchosyndykalistów w Powstaniu. Nie było wychwalania bohaterszczyzny, ale były opowieści o tym jak zróżnicowane grono stanowili sami powstańcy. Także politycznie. I jak różną postawę prezentowali (słynna niemal zbrojna awantura syndykalistów z żandarmerią AK o opaski – syndykaliści nie chcieli nosić biało-czerwonych, tylko swoje, klasowo motywowane czarno-czerwone). Jednak w odbiorze popkulturowym Powstańcy to jakaś jedna narodowo-katolicka masa, która ze śpiewem na ustach szła ginąć na barykadach.
O wiele bardziej odpowiadały mi dawne obchody powstania. Z czasów, kiedy jeszcze wielu byłych powstańców i powstanek żyło. Dominowała zaduma i smutek po utraconych przyjaciołach, czy członkach rodziny. Kotwica otoczona dymem z morza zniczy. Tak wspominam tamte obchody. Bez wściekłego ryku wyglansowanych „prawdziwych Polaków”, którzy potrafią gonić każdego, kto by chciał upamiętnić realnych Powstańców. Z symboliką i barwami 104 Kompanii Syndykalistów lepiej się tam nie pojawiać. Kiedyś pewna grupa próbowała, to doszło do awantury.
Na koniec polecam wyszukać na jutubie kanał Wolnelewo i moją tam rozmowę ze Zbigniewem Kruszewskim. Powstańcem, który miał odwagę parę lat temu sprzeciwić się nacjonalistycznym obchodom Powstania. Przeciwstawił się nacjonalistom czynnie i na ulicy, jak za dawnych lat, bo i przedwojenne czasy wspominał.
Wolnelewo.pl