Izabela szolc 16×9
„Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz?” W tym rzecz – nic.
Nie mamy pani skóry i co nam pani zrobisz? Nic, leziesz bez tej skóry… Leziesz. Jeszcze gorsza rzecz – zobaczyć kogoś obcego w twoim płaszczu. Twojej skórze.
W końcu się „łamiesz” – w sumie, lepiej abyś się „złamała” szybciej niż wolniej; za świecenie gołymi ścięgnami, mięśniami, tłuszczem nikt cię nie wpuści do nieba – i liziesz, bo nawet już nie leziesz, po koc NRC, ratunkowy. Okryć się złotą stroną, okryć się srebrną, byle się nie pomerdało… Byle wiosna za oknem. Jest, jest – prawie.
Dobra, to łykamy piguły! Oczy świecą jak latarnie, a łazienka, hmmmm, łazienka twoim królestwem. Jeszcze trochę i staniesz się Królową Rzygania, a nawet, nawet nie jesteś w ciąży… Po prostu „spędzasz” doła.
Są dni, kiedy jestem w stanie zrozumieć młodych Amerykanów pochłaniających tranq. Są dni, kiedy jestem w stanie zrozumieć młodych (południowych) Koreańczyków odmawiających opuszczania własnego pokoju…
Są dni, kiedy bardzo dobrze rozumiem słowa Chruszczowa (tego, tego Chruszczowa) – „Gdy nadejdzie czas, by powiesić kapitalistyczny Zachód, amerykański biznesmen sprzeda mu sznur”.
Przynajmniej konsument zawsze był ze mnie lichy, od dziecka, proszę tego nie uważać za objaw depresji! A jednak… Mam dwa płaszcze. Jeden – napisałoby się taki „do kościoła”. Napisałoby się, gdyby się do kościoła chodziło… Drugi, drugi ukochany Płaszcz Obdartusa, Płaszcz Menela, Płaszcz Zużyta O! Moja Dusza, Płaszcz Idealny do Straszenia Krychy Pawłowicz. Brąz, wielkie cztery kieszenie, zacieki, pośmierduje jakby go nie wyprać… Do tego czapeczka bejsbolówka, koniecznie granatowa, bo granat wicie rozumicie najlepiej żre się z brązem i cały Szolc Bebok, Szolc Bidul, Szolc A La Lump gotowy! Uwielbiam ten płaszcz, bo staję się w nim kompletnie niewidzialna – w końcu w Łodzi nie mieszka znerwicowana Kryśka… Uwielbiam go, ale, ale nie wiem czy nie będę musiała się przeprosić z jego zamiennikiem „na klasę średnią”, przynajmniej, kiedy idę głębiej, bardziej w ludzi. Ja mam depresję, inni mają wścieklicę – kasjerka w Kauflandzie prawie mnie zabiła słoikiem z przecierem ogórkowym (bez szczegółów)… Mało by na mnie twarzy nie wydarła, gdyby za moimi plecami z odsieczą nie ruszyła, nie stała – mama. Całkiem przyzwoicie ubrana, w płaszczu w pepitkę…
Tak jak mówili średniowieczni Holendrzy: „Jak jesteś źle ubrany, to cię usadzą plecami do wiatru”.
Jak do dzisiaj wiadomo parias szuka większego pariasa. Kogoś, kogo można bezpiecznie skopać…
Ja do kopania nie za bardzo się nadaję, ja na kopanie jestem za delikatna, kopiąc mnie można zrobić mi krzywdę, a nawet sobie – jak mniemam. I już mam tę wizję jak łażę – bez skóry, ale w tzw. niedzielnym płaszczu… Ścięgna, mięśnie, tłuszcz przylegają na styk, przylepiają się do podszewki.
W sumie może to powszechny obraz człowieka współczesnego – tego z FB, Twittera, Insta, tego z felietonu – bez skóry, a w niedzielnym płaszczu. I byleby sobie wełnianego torsu nie obrzygać! A w powietrzu już wiosna, lato – tiszert upiorę w umywalce, uwalony płaszcz, to jednak wizyta w pralni chemicznej… Zresztą, do wiosny będzie już po ptokach…
…„Prasłowiańska grusza, chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera”… – Mówią o kocie w płaszczu z zająca.