W Stanach Zjednoczonych Sąd Najwyższy orzekł, że prawo do aborcji nie jest prawem federalnym. Na skutek tego werdyktu w niektórych stanach zakazana będzie aborcja nawet w przypadku gwałtu, zagrożenia dla życia matki i kazirodztwa.
Czyli zakaz będzie dużo ostrzejszy niż obowiązujący w Polsce, a ten już jest przecież jednym z najostrzejszych w Europie. W Polsce, podobnie jak w USA, zakaz aborcji wszedł w życie nie na skutek przegłosowania ustawy przez parlament, czy wyników przeprowadzonego referendum, ale „orzecznictwa” sądów, które uzurpują sobie prawo do decydowania o konstytucjonalności praw człowieka. Instytucje te nie są wybierane w sposób demokratyczny i reprezentują dużo bardziej konserwatywną wizję świata niż większość wyborców. Zarówno Amerykanie jak i Polacy są w większości za legalną aborcją. Jednak wybrani przez polityków sędziowie ograniczają dzisiaj prawa, którymi kobiety mogły się cieszyć przez większość okresu powojennego. Jeśli parlament oddaje władze nad życiem ludzi instytucjom niewybieralnym demokratycznie i nieodpowiedzialnym przed publiką to świadczy to o rosnącej oligarchizacji systemów politycznych.
Po II Wojnie Światowej
ruch praw człowieka z jednej strony walczył z biedą i wykluczeniem społecznym, a z drugiej strony walczył z dyskryminacją rasową i płciową. Prawo do mieszkania, opieki zdrowotnej, darmowej edukacji szło w parze do prawa do aborcji i równości rasowej. Jednak po 1989 roku liberałowie zaatakowali idee uniwersalnych praw człowieka, sprowadzając je tylko do bardzo wąsko rozumianej wolności negatywnej – ochrony przed przymusem zewnętrznym.
Ich zdaniem prawa człowieka najlepiej gwarantuje wolny rynek i własność prywatna. Chcesz mieszkanie? To sobie je kup. Chcesz aborcje? To zapłać za nią. Prawa człowieka ma wedle liberałów ten, kto kogo na nie stać. Nic dziwnego, że “wolne” rządy III RP po 1989 roku najpierw wbrew opinii większości Polaków ograniczyły prawo do aborcji, skryminalizowały miękkie narkotyki, a następnie zaczęły systematycznie prywatyzować mieszkalnictwo, zdrowie i edukację.
Analogiczny proces trwał w USA. Demokraci wraz z Republikanami od czasów Reagana atakowali kolejne prawa obywatelskie, prywatyzując usługi publiczne, niszcząc związki zawodowe, czy ograniczając prawo zwykłych ludzi do głosowania. Oczywiście największymi ofiarami tej ofensywy liberalizmu stały się kobiety, które są najsłabszym ogniwem w kapitalistycznym systemie. To one przez lata są “nieproduktywne”, bo zajmują się rodzeniem i wychowywaniem dzieci. Dzieci nie da się łatwo zamienić na pieniądze i PKB. W związku z tym kobiety – nie tylko matki – są powszechnie dyskryminowane na rynku pracy, na rynku mieszkaniowym, w debacie i przestrzeni publicznej.
Ograniczaniu praw kobiet i praw obywatelskich
towarzyszy niemal całkowita bezsilność środowisk progresywnych, które mimo sporej mobilizacji nie są w stanie utrzymać presji, wpływać na polityków i debatę publiczną. Czemu się tak dzieje? Bo stały się ruchami elitarnymi i liberalnymi, które zawiązały sojusz z elitami, które nas tych praw pozbawiają. Najlepiej pokazuje to ostatnia Parada Równości w Warszawie, która chwaliła się współpracą z korporacjami, które znane są z łamania prawa pracy, prania brudnych pieniędzy czy, co już zakrawa o żart historii, inwestycji w krajach, gdzie homoseksualizm jest karany śmiercią. Walka o prawa człowieka będzie tylko skuteczna jeśli w tej walce na pokładzie będą również mieszkańcy miasteczek i wsi, klasa średnia i ludowa, ateiści i ludzie wierzący. Walka o prawa człowieka pod rękę z korporacjami jest przegrana już na starcie.