28 stycznia 1991 odnotowałem fragmenty wywiadu udzielonego dziennikowi „Życie Warszawy” (był taki i miał nawet regionalne mutacje, n.p. „Życie Częstochowy”) przez szefa Kancelarii Prezydenta RP Lecha Wałęsy, ministra Jarosława Kaczyńskiego. Mówi on o Tadeuszu Mazowieckim: „Mazowiecki przegrał, bo prowadził złą politykę, nastawioną na zaspokojenie swoich – powiedziałbym – osobowościowych potrzeb”. Święte słowa. Wywiad określiłem jako „przedni”. Istotnie. Przedni był i jest do dziś polityk, który go udzielił. Cytuję też artykuł „Dzwonek alarmowy” Wiesława Walendziaka (kto pamięta tego tuza ówczesnej prawicy?). Oskarża on obóz Mazowieckiego o kunktatorstwo i ukazuje zagrożenie ze strony ZSRR, a wydarzenia na Litwie określa jako „nowy mróz od Wschodu” i jako „ostatni dzwonek alarmowy dla Polski”. Takich „ostatnich dzwonków alarmowych” odnotowałem w ciągu tego ćwierćwiecza na kopy.
19 lutego 1991: „Sławna Nina Andrejewa oświadczyła, że Gorbaczow i jego grupa w KC KPZR solidnie wykonali zamówienie imperialistów na zniesienie dorobku Rewolucji Październikowej i bolszewizmu”. Nina Andrejewa była często wtedy cytowaną działaczka radziecką, która była dyżurnym, personalnym emblematem antygorbaczowskiego betonu.
Poza tym odnotowuję, że „ludzie mają różne podejścia do życia” i cytuję Stanisława Jankowskiego, ps. „Agaton”, szefa wydziału legalizacji w AK, czyli szefa wydziału tworzenia fałszywych dokumentów, który powiedział, że „lata okupacji i 63 dni powstania, to najszczęśliwszy i najbogatszy okres w jego życiu”. Nie dziwota. Nigdy później już się tyle nie fałszowało. A wiadomo: fałszowanie to przyjemna rzecz.
15 lutego 1991 cytuję Aleksandra J. Wieczorkowskiego z tygodnika „Po prostu” (tak, wznowiono to słynne październikowe pismo z lat 1956-1957, zamknięte przez Władysława Gomułkę, ale nie wytrzymało długo zbyt skomplikowanej, nowej polskiej rzeczywistości po 1989 roku). Wieczorkowski napisał: „Nie należę do niechętnych ZChN-owi, należę do ciężko przestraszonych. Znam bowiem na tyle dobrze historię Polski i Europy, aby lękać się organizacji, która umieszcza w swojej nazwie przymiotnik „narodowy”. Hm, dziś wrażliwość na to mocno została stępiona i hordy ONR-owców maszerują regularnie po kraju jak gdyby nigdy nic, a władza temu przyklaskuje. Czyli w tym zakresie jest postęp. „Polska jest współcześnie jedynym krajem Europy, w którym przywódca nacjonalistów jest w rządzie” – dodawał publicysta. Chodzi o ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego Wiesława Chrzanowskiego, prezesa ZChN. Kudy tamtym czasom do naszych. Dziś cały rząd składa się z nacjonalistów, a takimi też są czołowi prezenterzy TVP. I co? Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi? Nawiasem mówiąc, nacjonalista Chrzanowski nie wiedział chyba, że kończy się jego nieskazitelna, nacjonalistyczna mołojecka sława i za kilka miesięcy Jan Parys nazwie go „kapusiem komunistycznej bezpieki”.
Cytuję z „Dziennika Lubelskiego” z 19 marca 1991: „Niedzielna demonstracja zawiedzionych młodych ludzi, którzy nie doczekali się koncertu rockowej grupy „Inkwizycja” (ciekawe czy jeszcze istnieje? – przyp.mój, Klub) wzburzyła mieszkańców Lublina. Podpalenie Pisma Świętego i przekreślenie portretów Jana Pawła II poruszyło uczucia religijne obserwatorów tego wydarzenia”.
Szybko jednak pojawili się katoliccy dziarscy chłopcy: „Nastąpił bezpośredni atak grupy młodych katolików przeciw manifestującym fanom „Inkwizycji”. Pomimo regularnej bitwy, do jakiej doszło na placu Katedralnym, w której użyto pałek, kołków i podkutych butów, nikt nie powiadomił policji”. Już wtedy państwo było teoretyczne? Już wtedy „chuj, dupa i kamieni kupa”?