Przez tydzień towarzyszyłem Pipowi Uttonowi w tournée po kraju. Angielski mistrz monodramu odwiedził Toruń, Warszawę i Lublin. Wszędzie przyjmowany był entuzjastycznie.
Towarzyszyłem Uttonowi nie tylko dlatego, że cenię jego twórczość, ale także dlatego, że właśnie ukazała się książka „Pip Utton i jego maski/ Pip Utton and His Masks” mojego współautorstwa (napisaliśmy ją wspólnie z Nickiem Awde’em, krytykiem brytyjskim). To już osiemnasta z rzędu pozycja w serii „Czarna książeczka z Hamletem”, która od 2007 roku ukazuje się z inicjatywy Wiesława Gerasa, twórcy festiwali teatrów jednego aktora. Seria poświęcona jest analizie fenomenu tego teatru i mistrzom monodramu. Do tej pory ukazały się monografie teatru jednoosobowego (w kolejności druku): Wojciecha Siemiona, Ireny Jun, Danuty Michałowskiej, Birute Mar, Milki Zimkovej, Larysy Kadyrowej, Bogusława Kierca, Wiesława Komasy, Lidii Danylczyk, Tadeusza Malaka, Piotra Kondrata. Książka o Pipie Uttonie wpisuje się więc w doborowe towarzystwo, choć nietrudno wskazać na niezapisane stronice tej powstającej latami historii teatru jednego aktora. Nie sposób uznać serię za spełnioną bez monografii poświęconych Krystynie Jandzie, Janowi Peszkowi, Bronisławowi Wrocławskiemu, by wskazać najbardziej dotkliwe luki.
Kim jest Pip Utton?
Posłużę się w odpowiedzi fragmentem mojego tekstu „Przebieranki Pipa Uttona”, zamieszczonego we wspomnianej książce: „Pip Utton to naprawdę ktoś na wyspach brytyjskich. O własnych siłach osiągnął mistrzostwo, nazywany dzisiaj bywa geniuszem i chwalony za zegarmistrzowską precyzję swoich kreacji w teatrze jednego aktora. Recenzenci piszą o nim z najwyższym uznaniem. Dość zacytować kilka charakterystycznych opinii: „Utton jak żaden inny aktor, potrafi ożywiać na scenie wielkie postaci z historii świata. W przeciwieństwie do Thatcher, Anglia jest jednomyślna co do tego aktora – postrzegany jest jako narodowy skarb” („Impact Entertainment”, Holandia); „Spektakle Pipa Uttona stały się czymś w rodzaju instytucji festiwalu Fringe w Edynburgu: Utton, przekraczając granice naśladownictwa, odnajduje istotę postaci historycznych od Casanovy do Churchilla” („The List”); „Pip Utton jest gawędziarzem, który może zachwycić publiczność swoimi umiejętnościami” (One4review.com); „To chłodny i genialny kawałek mistrzostwa” (BritishTheatreGuide.info); „Utton to charyzmatyczny wykonawca, który urzeka publiczność. Pod koniec występu czujesz, że spotkałeś (…) utalentowanego aktora, który jest w stanie zmienić się w dowolną postać” (FESTMag).
Jak widać, Pip Utton zdobył odrębne, wyróżniające się terytorium w teatrze jednoosobowym. W dużej mierze za sprawą jakości swego rzemiosła, ale także dlatego, że wyspecjalizował się w tworzeniu scenicznych portretów sławnych postaci, znanych z podręczników historii: artystów, polityków, czasem postaci fikcyjnych. Nie zawsze są to postacie pozytywne, zdarzają się w firmie portretowej Uttona zdecydowani antybohaterowie albo postacie nader kontrowersyjne. W portfelu swojego jednoosobowego teatru aktor oferuje do wyboru m.in. portrety: Francisa Bacona, Charliego Chaplina, Winstona Churchilla, Giacoma Casanovy, Charlesa Dickensa, a także Margaret Thatcher”.
Trzeba koniecznie dodać, że scenariusze do większości swoich spektakli Pip pisze sam. Jest więc rzeczywiście autorem-aktorem, a także menadżerem i producentem swojej twórczości, w pewnym sensie ideałem twórcy monodramów.
Kim naprawdę jest Pip
Utton, miało się okazać podczas jego ostatniego tournée po Polsce. Nie był to jego pierwszy pobyt w Polsce. Pip nieustannie jest w rozjazdach. Jego gotowość docierania wszędzie, gdzie jest publiczność, która go chce oglądać, budzi szacunek. Ślady jego pobytów, niezliczone recenzje jego spektakli, wywiady, zapowiedzi występów znaleźć można w prasie amerykańskiej i australijskiej, polskiej i litewskiej, o brytyjskiej nie wspominając, dosłownie wszędzie. Zawsze towarzyszy mu zainteresowanie krytyków i więcej niż życzliwe recenzje.
Drugim domem, poza Wielką Brytanią, stała się dla niego Holandia, gdzie już od wielu lat poddaje pierwszym konfrontacjom z publicznością swoje kolejne monodramy. Holendrzy kochają jego teatr. W Polsce i innych sąsiedzkich krajach także zdobył swoich widzów. Bywa u nas festiwalach, zdobywa nagrody i wdzięczną publiczność. Trudno dokładnie powiedzieć, ile razy stawał przed polską publicznością – na pewno dwukrotnie gościł na festiwalach wrocławskich, występował w Gdańsku, Lublinie.
Tym razem zawitał do Torunia, aby wziąć udział w 34. podczas Toruńskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora. Zaprezentował tam dwa monodramy, „Adolf” i „Grając Masggie”. Pierwszy z ich to spektakl, grany już ponad 20 lat (premiera odbyłą się w roku 1997), który otworzył Pipowi drzwi do wielkiej kariery na małej scenie. Obsypany nagrodami w Edynburgu, Holandii, Niemczech (Festiwal Tespis), Republice Południowej Afryki, uznany został za jedno z najwybitniejszych osiągnięć teatru jednego aktora. Utton sportretował w nim Hitlera, odrażającego dyktatora, który przed popełnieniem samobójstwa przekazuje swoim poplecznikom testament polityczny. Adolf od początku był zamierzonym autoportretem, opartym przede wszystkim na programie politycznym konstruktora partii nazistowskiej, wyłożonym na kartach Mein Kampf, a także na skompilowanych przez Martina Bormanna rozmowach z Hitlerem w berlińskim bunkrze, w latach 1940-44, opublikowanych jako Hitler’s Table Talks.
Dyktator w obliczu klęski
która zbliża się nieuchronnie, żegna się z najbliższymi współpracownikami. Nie wyciąga jednak żadnych wniosków ani z przegranej, ani też nie koryguje ludobójczego programu, który ma prowadzić Niemców do wielkości. Podtrzymuje swoje obsesje antysemickie, nienawiść do Cyganów, Słowian i wszelkich „odmieńców” w imię krzewienia czystości rasowej. Przegraną przypisuje nieudolności dowódców wojskowych. „Wiele z tego, co mówi Utton jako Hitler – komentował Robert Trussell po występach artysty w Kansas City (2018) – brzęczy w uchu nieprzyjemnie znajomo. Na przykład: często powtarzaj kłamstwo i większość ludzi w to uwierzy. Albo: demokracja jest tylko środkiem do zdobycia władzy; kiedy ją weźmiesz, można zlikwidować demokratyczne instytucje”.
Adolf Hitler w monodramie Uttona – zgodnie z metrykalną prawdą historyczną – do końca swego życia pozostaje odstręczającym, zbrodniczym potworem. Bywało to niekiedy powodem kłopotów aktora, którego czasem wyzywano od nazistów i antysemitów. Nie było do końca wiadomo, jak zareaguje polska publiczność. Ale zareagowała świetnie, rozumiejąc intencje artysty, który doskonale wyczuł odradzanie się idei nazistowskich, czające się nadal brunatne niebezpieczeństwo, tęsknotę za rządami silnej ręki. „Chciałem coś zrobić z uprzedzeniami i nietolerancją – wyjaśniał swoje intencje Pip. – A jeśli zamierzasz spróbować czegoś na temat uprzedzeń i nietolerancji, dlaczego nie wybrać najbardziej zajadłego, nietolerancyjnego rasisty wszech czasów?”.
Podobnie znakomicie widzowie przyjęli jego następny monodram „Grając Maggie”, będący brawurowym portretem Żelaznej Lady, Margaret Thatcher. Świetnym pomysłem dyrektora festiwalu, Wiesława Gerasa była prezentacja tego monodramu w sali klubowej Teatru Baj, gdzie kilka godzin wcześniej odbywała się promocja naszej książki. Na spotkanie z Pipem przyszli wszyscy uczestniczący w festiwalu aktorzy, szefowie festiwali monodramatycznych, teatrolodzy. To najlepszy dowód uznanie, jakim się cieszy. A wieczorny spektakl w pełni to potwierdził. Na spotkanie z panią Thatcher znowu przyszli „wszyscy” i zabrakło miejsc.
Pip powtórzył sukces w Warszawie, kiedy prezentował Maggie w Instytucie Teatralnym.
Kropkę nad „i”
postawił w Lublinie, gdzie już z od ośmiu lat w Domu Kultury Węglin Mateusz Nowak aranżuje spotkania teatrów jednego aktora. Przyjeżdżają artyści z rozmaitych stron Europy i z Polski. Prawdziwa czołówka. Tym razem przybyli: Lidia Danylczuk z Ukrainy, Peter Cizmar ze Słowacji, Despina Sarafeidou z Grecji i Pip Utton. Rok temu był tu z monodramem o Thatcher. Teraz przedstawił najbardziej osobisty dramat, historię ludzi niszczonych przez chorobę Alzheimera, „Zanim zapomnę, że cię kocham”. Był przekonujący, przejmujący, bardzo ludzki. Na przekór tytułowi książki – bez maski.
Po tym, czego już Pip Utton dokonał, łatwo sobie wyobrazić, że na scenie może stać się każdym: Pinokiem, Kaczorem Donaldem, Ojcem Chrzestnym albo Josephine Baker. Wyobrażam sobie, że mógłby także zagrać siebie, przymierzającego rozmaite maski, a monodram. jaki napisałby wówczas, mógłby nosić tytuł: „Przebieranki Pipa Uttona”.