Rok 1939 w literaturze i filmie.
Władza PiS rozpoczęła już Kampanię Wrześniową 2 – Reaktywacja. Wojna z Niemcami rozpoczęta. Tym razem zaczęła się w Brukseli. I jak Sanacja w 1939 jesteśmy „silni, zwarci, gotowi”. Obu nie skończyło się podobnie. Póki jednak co, PiS broniący honoru Polski jest u szczytu swej wielkości i chwały.
Z Wrześniem 1939 roku jest trochę tak jak z Powstaniem Warszawskim: z jednej strony mit odwagi a nawet bohaterstwa zwykłych żołnierzy, a z drugiej piętno na głupocie, nieudolności czy nieodpowiedzialności wodzów. Podobnie było zresztą z Powstaniem Listopadowym, choć Konstanty Ildefons Gałczyński napisał przekornie w wierszu „Noc listopadowa” o „ludzie jak morze głupim i wodzów tragedii”.
O ile jednak w przypadku Powstania Warszawskiego krytyce a nawet potępieniu poddana została decyzja o jego wywołaniu, o tyle w przypadku Września 1939 podobny zarzut paść nie mógł, bo ani prezydent Mościcki, ani minister spraw zagranicznych Beck, ani Naczelny Wódz Rydz Śmigły wojny nie wywołali. Spadły na nich natomiast gromy, że Polski do niej nie przygotowali, co było w dużym stopniu prawdą, aczkolwiek do dyskusji pozostaje, czy istotnie mogli uczynić dużo więcej, czy też Polska nie była w sytuacji bez wyjścia. To, że prowadzili fatalną politykę wewnętrzną i co najmniej dziwną politykę zagraniczną – nie ulega wątpliwości.
Literatura – patos, gorycz, satyra
Pierwsze głosy krytyki ekipy przedwrześniowej padły na emigracji ze strony kręgów związanych z rządem emigracyjnym Władysława Sikorskiego i były bardzo brutalne. „Winowajców klęski wrześniowej” nie wymyślono bynajmniej w Polsce Ludowej. Dystans był jednak zbyt krótki, a obolałość po klęsce zbyt duża, a też i dostęp do wiedzy faktograficznej jeszcze zbyt ograniczony, aby zarówno w kraju jak i na emigracji powstało wtedy dzieło rekapitulujące Wrzesień. Nawet tak szybki w reagowaniu na wydarzenia mistrz polskiego reportażu Melchior Wańkowicz napisał o tym dopiero dwadzieścia lat później, w 1959 roku, aczkolwiek zarówno „Westerplatte” jak i „Hubalczycy” dotyczą tylko – co prawda emblematycznych – fragmentów panoramy Września. Wańkowicz, mistrz pióra, oddał je dziełu tworzenia legendy tego czasu. Jego klasyczne już „Westerplatte” jest hołdem dla odwagi i determinacji żołnierskiej. Nie ma tam nawet w tle wielkiej polityki z jej błędami, jest skupiony wysiłek szarej piechoty. Wańkowicz nie chciał być w tym przypadku obrazoburcą – zostawił to innym. Bohaterską legendę Września podtrzymywał też Wojciech Żukrowski, żołnierz kampanii wrześniowej, (w opowiadaniach „Z kraju milczenia”, z którego pochodzi głośne opowiadanie „Lotna”), ale też tylko w odniesieniu do szarego żołnierza. W nagrodzonej w 1953 roku powieści „Dni klęski”, realistyczny obraz żołnierskiego trudu zawiera w tle gorzką ocenę tych, którzy rządzili Polską do Września. W powieści Jerzego Putramenta „Wrzesień” (1951), jest gorycz klęski, ale jeszcze więcej tzw. gryzącej satyry. Plebejskie szeregi żołnierskie przeciwstawione zostały zdemoralizowanej klice sanacyjnych polityków i generalicji, ukazanej w poetyce politycznego kabaretu. Jednak pisarze żyjący w zgodzie z Polską Ludową nie mieli monopolu na krytykę Polski przedwrześniowej i przebieg kampanii 1939 roku. Znamieniem tamtych czasów i ówczesnego języka jest też n.p. oceniająca klęskę wrześniową broszura Wiktora Grosza. Stefan Kisielewski, w napisanej podczas okupacji, a wydanej po wojnie powieści „Sprzysiężenie” zawarł kilka rozdziałów poświęconych wrześniowym tygodniom, które przeżył osobiście jako szary podchorąży bez przydziału. Obraz kompletnego chaosu, bezhołowia, bezradności, błąkających się jak we mgle oddziałów polskich pokazał Kisielewski z nieskrywanym sarkazmem. Podobny ponury obraz jawi się też w wydanej po 1956 roku powieści Jana Józefa Szczepańskiego „Polska jesień”. W podtekście obu tych antyheroicznych obrazów czai się gorzka pretensja do ludzi, którzy buńczucznie wołali, że „nie oddamy ani guzika”, a oddali cały naród i uciekli przez Zaleszczyki. Szczepański napisał, że nie można było „w gnojówce, w czerwonych twarzach kolegów ani w huku granatów doszukać się owego patosu, którym grać winien spiętrzony nurt dziejów”.
Ostry sarkazm i poetykę groteski zastosował w obrazie elity przedwrześniowej Emil Zegadłowicz w „Domku z kart”, zekranizowanym przez Erwina Axera w 1953 roku.
Próbę obiektywizacji oceny Września dał w prozie Ryszard Zieliński w powieści „Wejście w mrok”, skonstruowanej wokół losów generałów Sikorskiego i Stachiewicza, lekarza i byłego legionisty Zielenieckiego oraz kaprala Kwoki, czyli przez pryzmat losu wyższych wojskowych, cywila oraz żołnierza z ludu.
Typowo żołnierski, okopowy, opisowy, pozbawiony politycznych akcentów obraz kampanii wrześniowej przedstawił w swojej książce „Bateria została” Apoloniusz Zawilski.
Poza prozą literacką ukazało się na temat Września wiele dziesiątków, a może nawet setek monografii, opracowań, przyczynków, wspomnień dotyczących zarówno działań militarnych jak i tła politycznego tamtych dni. Do najwcześniej wydanych należą m.in. „Pamiętniki” pułkownika Jerzego Kirchmayera. Ceniona jest też n.p. obszerna monografia „Wojna polska 1939”, przy czym w tym przypadku warto porównać wydanie z 1972 roku z najnowszym, by zobaczyć jak polityka i ideologia determinują opis historii. Jedną z ciekawszych pozycji sąwydane na początku lat. 70 „Komentarze do historii polskich działań obronnych 1939” autorstwa pułkownika Mariana Porwita, jednego z dowódców obrony Warszawy, w których bardzo krytycznie ocenił on polski plan wojenny i słabość założeń przyjętych przez Rydza-Śmigłego. Zdaniem Porwita, w pierwszych dniach wojny można było dokonań zmian w tym planie i lepiej wykorzystać polskie siły.
Ciekawą i niespodziewaną w pewnym momencie próbą obrony tzw. racji honoru narodowego była głośna książka pułkownika Zbigniewa Załuskiego „Siedem polskich grzechów głównych”, w której jest m.in. passus poświęcony kampanii wrześniowej. Było to zdarzenie o tyle znamienne, że podjął się tego zadania pisarz partyjny, ściśle związany z Polską Ludową, oficer LWP. Była to odpowiedź na szyderczą kampanię przeciw tzw. „bohaterszczyźnie” prowadzoną od drugiej połowy lat 50-tych i zmierzając do kompromitacji do „bezsensownego straceńczego polskiego bohaterstwa”, kampanii, w którą wpisali się m.in. reżyser Andrzej Munk i Sławomir Mrożek.
Najnowszy głos
Nie sposób przy tej okazji pominąć najnowszej syntetycznej publikację o Wrześniu, czyli eseju „1939. Zaczęło się we wrześniu” Tomasza Łubieńskiego, błyskotliwego eseisty od lat rozważającego ważne fragmenty polskich losów od schyłku XVIII wieku po powstanie warszawskie („Bić się czy nie bić”, „Norwid wraca do Paryża”, „Czerwonobiały”, „Ani triumf ani zgon” – polemika z wizją powstania warszawskiego w „Warszawa 44” Normana Davisa). Łubieński zadaje niby stare pytania: czy była możliwość uniknięcia klęski wrześniowej, czy słuszne było stwierdzenie Becka, że „Polska nie zna pojęcia pokoju za wszelką cenę”, czy sojusznicy Polski rzeczywiście nas zdradzili, czy armia polska była do wojny nieprzygotowana, czy zawiedli dowódcy? Jednak próby odpowiedzi są ujęte w sposób nowy, świeży, przez pryzmat także obecnej polskiej i europejskiej wrażliwości i w sposób fragmentami paradoksalny, zaskakujący, z dodatkiem wspomnień o kapitalnym, impresyjnym obrazie sierpniowego schyłku pięknego polskiego lata 1939, które z odrobiną cieniutkiej ironii pokazuje Łubieński między innymi przez pryzmat ostatnich wakacji lepszego towarzystwa w Juracie, tej Rivierze sanacyjnej Polski i przez pryzmat niepokojów poetów.
Film – od szyderstwa do patriotycznego paroksyzmu
W nasyconej tematem wojennym, batalistycznym polskiej kinematografii powojennej Wrzesień by¸ tematem zbyt kluczowym i zbyt spektakularnym, by nie znaleźć w niej miejsca.
Zaczęło się od wspomnianego „Domku z kart” (1953) według Emila Zegadłowicza, w której jedynym pozytywnym bohaterem jest redaktor komunistycznej gazety. Wydarzeniem jesieni filmowej 1959 roku była „Lotna” Andrzeja Wajdy, prawdziwa wariacja malarska na temat Września. Ten barwny, bardzo plastyczny film o ułanach i pięknej kawaleryjskiej klaczy ma nastrój elegii na śmierć tamtego, przedwrześniowego świata. Emocje wzbudził jednak nie koloryt filmu, skąpany w barwach złotej polskiej jesieni, lecz sekwencja szarży ułanów z szablami na niemiecki czołgi. Na Wajdę spadły gromy, bo w scenie tej odczytano kpinę z „bohaterszczyzny” i „polskiej szaleńczej głupoty”. Do dziś Wajda do końca nie wyjaśnił, jaka była jego intencja – metaforyczna czy realistyczna, szydercza czy sentymentalna. Rok wcześniej pojawia się „Eroica” Andrzeja Munka, a w 1959 roku „Zezowate szczęście”, szydercze manifesty antybohaterszczyzny, jawnie godzące w polskie mity narodowe, w tym w mit Września.
W „Pamiętniku pani Hanki” (1963), zrealizowanym według napisanej przed Wrześniem powieści-satyrze na stosunki wyższych sferach społeczeństwa przedwrześniowego, reżyser Stanisław Lenartowicz doda¸ na zakończenie sceny panicznej ucieczki ludności cywilnej, wystawionej na niemieckie bombardowania oraz uzupełnił scenariusz o śmierć – od ułamka bomby niemieckiej – głównej bohaterki, damy z warszawskiego towarzystwa. W „Don Gabrielu” (1966) Ewy i Czesława Petelskich początek kampanii wrześniowej jest poniekąd pretekstem do pokazania krachu złudzeń części elit intelektualnych w stosunku do Niemiec z ich wysoką tradycją kulturalną, a dwaj profesorowie, antagoniści w tym względzie, pospołu ginąod niemieckich bomb. Surowe, ascetyczne, do dziś sugestywne „Westerplatte” (1967) Stanisława Różewicza ukazuje ten niezwykły epizod wojny z godności i szacunkiem dla obrońców placówki oraz z całkowitym pominięciem jakiegokolwiek kontekstu politycznego, a przy tym niemal jak tragedię grecką. Wcześniejsze o dekadę „Wolne miasto” (1958) , o obronie Poczty Polskiej w Gdańsku ma podobny ton. Różewicza nie interesuje wielka historia polityka, lecz losy poszczególnych bohaterów, pokazywanych w zbliżeniu dosłownie i w przenośni, w kategoriach bardziej ludzkich niż militarnych. „Hubal” (1973) Bogdana Poręby był już w chwili swojej premiery wpisany w trwaj ciągle, choć z wolna gasnące dyskusje o „bohaterszczyźnie”. By¸ to już co prawda okres zasadniczo pomoczarowski, ale przy wszystkich swoich filmowych walorach – ten film to wielki manifest patetycznego patriotyzmu ocierającego się momentami o endecki nacjonalizm. Był to bowiem czas kiedy kierownicy Polski Ludowej już bardzo jednoznacznie szukali dla socjalizmu narodowej legitymizacji .
Sucharski z twarzą Żebrowskiego czyli ideał sięgnął bruku
Wrzesień 39 znalazł się jeszcze w kilku filmach, n.p. ostatnio w „Jutro pójdziemy do kina” Michała Kwiecińskiego, ale widać na ekranie, że oddalenie historyczne sprawia, iż młodzi aktorzy, grający swoich rówieśników sprzed 70 lat aż bijąw oczy Polską początku XXI wieku. Niewiele brakowało a mielibyśmy być może awanturę nie mniejszą niż ta, jaką Wajdzie urządzono po „Lotnej”.
Ostatni jak do tej pory film o Wrześniu 1939 poszedł w klimaty skandaliczne. Bliżej nieznany reżyser o nazwisku Paweł Chochlew zrealizował film o obronie Westerplatte, w którym żołnierze, w akcie krytyki rządów sanacyjnych, oddają mocz na portret marszałka Rydza Śmigłego, tęgo popijają, biegają nago i nie grzeszą odwagą, a majora Sucharskiego zagrał Michał Żebrowski, co już samo przez się było prowokacją.
Czyli w obrazie filmowym ideał Września – mówiąc Norwidem – sięgnął … bruku.