4 grudnia 2024

loader

Żołnierz polski

w opinii generałów Wehrmachtu.

Żołnierz polski dał w kampanii wrześniowej liczne dowody męstwa. Nawet Goebbels musiał mitygować prasę, by nie zapominała, że „mężnie” walczy ć może tylko Wehrmacht. Jeszcze w pierwszych dniach kampanii wrześniowej wyrażano zgodę, by w komunikatach prasy i radia nie ukrywać bohaterstwa także polskiego żołnierza. Jednak szybko powiały z ministerstwa Goebbelsa inne wiatry.
W poufnym instruktażu prasowym znalazły się zalecenia: „Nie wolno publikować zdjęcia dowódcy obrony Westerplatte, któremu w uznaniu za dzielność pozwolono zatrzymać szablę. Słowa dzielny nie należy więcej używać w stosunku do Polaków. Odnosić się ma ono jedynie do żołnierzy niemieckich. Zamiast tego można pisać i mówić o „twardej” lub „zaciętej” obronie”.
W zachodnioniemieckim archiwum wojskowym we Freiburgu przechowały się m.in. dziennik i listy generała brygady Hansa Felbera, szefa sztabu 8 Armii Niemieckiej. Dotarli do tego materiału pracownicy tygodnika „Der Spiegel” i opublikowali go w numerze z 1 września 1969 r.
Warto zwrócić uwagę na dziennik Felbera nie tylko dlatego, że do tematu męstwa polskiego wojska nawiązuje on bardzo często, lecz również ze względu na wiarygodność i autentyzm notatek, które często były sporządzane przez dowódców na użytek wyłącznie wewnętrzny, więc górowały nad oficjalną dokumentacją Wehrmachtu. Ten bowiem zainteresowany był ukrywaniem własnych niepowodzeń w starciu z Polakami. Jednocześnie, wbrew linii propagandowej Goebbelsa, wojskowi nie byli zainteresowani lekceważącymi opiniami o bitności polskiego wojska. Poniższy wybór wewnętrznych notatek Felbera ilustruje ten problem.
6.09.: Z naszych sukcesów jesteśmy bardzo zadowoleni. Jak dotychczas, wojsko w pełni spełniło pokładane oczekiwania. Niemniej dają się nam obecnie we znaki także większe straty. Polacy bronią się jak należy. Największe sukcesy odnoszą obecnie czołgi. Miejmy nadzieję, że tak będzie dalej.
10-11.09.: To były dwa dni prawdziwej walki. Należał do nich szczególnie dzień wczorajszy. Poprzedniej nocy spaliśmy zaledwie półtorej godziny. Gdy odjeżdżaliśmy, trwały właśnie silne ataki nieprzyjaciela. Przez cały dzień dochodziły nas następnie ponure wieści. Zmagania były stosunkowo twarde. Szczególnie w godzinach wieczornych jedno wydarzenie goniło drugie. Wróg zaatakował nas pod wieczór. Miał także pewne sukcesy. Rzuciliśmy do walki pokaźne siły. Trzeba było dużego opanowania i spokojnych nerwów, aby w sztabie dodać otuchy ogarniętym niepewnością. Około północy wypadło podejmować poważne decyzje. Najwidoczniej był to w tej bitwie o Warszawę dzień kryzysowy. Dzisiaj było już lżej. Tylko pod wieczór łobuz znów zaatakował. Spotkał się jednak z odprawą. Siedzi w swym worku, który z dnia na dzień staje się węższy. Siłą rzeczy musi go rozerwać albo się poddać.
12.09.: Noc minęła spokojnie, natomiast już wczesnym rankiem paskudztwo znów się zaczęło. O siódmej rano, gdy kończyłem właśnie się ubierać, otrzymałem sygnał z jednego z korpusów. Sytuacja bardzo krytyczna: wróg przełamał nasze linie w pewnym, dość czułym miejscu. Nie mieliśmy nic pod ręką, by zatkać dziurę. Sytuacja była fatalna. Poza tym uderzenie wroga skierowane było na naszą kwaterę. Dopiero po kilku godzinach w pewnym stopniu wyjaśniło się, że nasze posunięcia zastopowały wypad wroga. Poza tym koło zostało obecnie zamknięte i liczymy na wielki łup.
15.09.: Dzień wczorajszy był znów dniem wielkiej bitwy. Wróg zaatakował ponownie, jednakże myśmy się tego spodziewali i byliśmy znowu radzi, ponieważ w takiej sytuacji nadarzy się okazja, by wziąć łup i jeńców. Polski przywódca, którego mamy naprzeciwko, to wspaniała głowa. Ma to być ich najlepszy i najmłodszy dowódca. Facet broni się z największą brawurą. [Najprawdopodobniej autor ma na myśli generała Tadeusza Kutrzebę, chociaż ten najmłodszym wówczas nie był – E.G.]. Sytuacja zamkniętej w kotle masy z pewnością nie jest wesoła. Mimo wszelkich trudności z zaopatrzeniem, Polak ustawicznie naciera. Obecnie mamy nadzieję, że w najbliższych dniach będziemy mogli położyć go na obie łopatki. „Cudu nad Wisłą”, o którym tyle mówi zagranica, nie będzie.
16.09.: Sądzę, że dziś lub jutro wielka bitwa o Łódź zbliży się do zwycięskiego końca. Generał Halder, który był u nas wczoraj, stwierdził, że była to dotychczas największa bitwa w polskiej kampanii. Polacy walczą doskonale.
20.09.: Pierwszą wielką bitwę w tej wojnie mamy za sobą. Jej wynik dalece przeszedł nasze oczekiwania. Do dzisiaj rano sama nasza 8 Armia wzięła do niewoli 90 tysięcy jeńców. Bywały godziny, kiedy dramatyczne napięcie sięgało szczytu. Jedna hiobowa wieść goniła drugą, spadała na nas jak ciosy maczugi. Ciekawe jest obserwować, jak reaguje w takich sytuacjach pojedynczy człowiek. Był to zarazem pierwszorzędny egzamin psychotechniczny. Gdy teraz ogłoszone zostaną dane o olbrzymiej liczbie jeńców, fachowcy całego świata uznają wielkość tej „bitwy nad Bzurą” (chętnie ochrzcilibyśmy ją „bitwą pod Łodzią”).
28.09.: Zwycięstwo jest nasze. Duża bomba! Casus Warszawa, świetnie rozegrany, już za nami. Zaoszczędzona w walce krew jest naszym największym triumfem. Można sobie wyobrazić, jak bardzo odetchnęliśmy, gdy wczoraj wieczorem doniesiono nam, że na pierwszej linii frontu zameldował się polski parlamentariusz. Skrywaną w głębi duszy nadzieję [na zakończenie działań wojennych – E.G.] maskowaliśmy następnej nocy wzmożoną aktywnością bojową naszej artylerii. Tylko bowiem w ten sposób można było zmiękczyć postawę Polaków.
Męstwo polskiego żołnierza musiało dać się wrogowi nieźle we znaki, skoro w prywatnej korespondencji tak często o tym pisze hitlerowski generał, który poza tym znajduje w swym dzienniku jedynie słowa pogardy dla Polski i Polaków.
Opinie gen. Hansa Felbera nie były zresztą przypadkiem odosobnionym. Warto przypomnieć chociażby identyczne uwagi, wypowiedziane przez jeszcze bardziej kompetentnego generała, jakim był Heinz Guderian, zawarte w jego książce „Wspomnienia żołnierza”, wydanej w 1958 r. w Warszawie. Oto kilka fragmentów:
W ciągu nocy jeszcze parokrotnie dała się odczuć nerwowość, cechująca pierwsze chwile wojny. Tak np. 2 zmotoryzowana dywizja piechoty zameldowała po północy, że naciskana przez polską kawalerię, zmuszona jest cofnąć się. W pierwszej chwili po prostu oniemiałem, potem jednak wziąłem się w karby i zapytałem dowódcę dywizji, czy słyszał kiedykolwiek o tym, by pomorscy grenadierzy uciekali przed nieprzyjacielską kawalerią? Odpowiedział przecząco i zapewnił mnie, że utrzyma swe pozycje. Niemniej jednak postanowiłem następnego ranka odwiedzić tę dywizję. Gdy przybyłem tam o 5:00, stwierdziłem, że sztab dywizji jest w dalszym ciągu do pewnego stopnia bezwładny. Sam więc stanąłem na czele pułku, który w nocy został wycofany z frontu, i poprowadziłem go aż do przeprawy przez Kamionkę, na północ od Kolonii Wielkiej, aby stąd wprowadzić go do walki w kierunku Tucholi. Po tym natarcie 2 zmotoryzowanej dywizji piechoty szybko się rozwinęło. Panika pierwszego dnia wojny była przezwyciężona [ … ]
[ … ] 3 września, po wprowadzeniu 23 dywizji piechoty pod dowództwem gen. hr. Brockdorffa w lukę pomiędzy 3 dywizją pancerną i 20 zmotoryzowaną dywizją piechoty, które wyszły nad Wisłę, udało się po różnych, krytycznych momentach i ciężkich walkach całkowicie okrążyć przeciwnika, stojącego przed nami w lasach na północ od Świecia i na zachód od Grudziądza [ … ].
[ … ] Po tym dowiedziałem się, że próba zdobycia Łomży we wstępnym boju rozbiła się o męską obronę Polaków, a także z powodu niedostatecznego doświadczenia bojowego naszych żołnierzy. XXI korpus utknął na północnym brzegu Narwi [ … ].
[ … ] Przybywszy do Wierzy, stwierdziłem ku memu rozczarowaniu, że złożone mi rano meldunki o sukcesach piechoty 10 dywizji pancernej polegały na jakimś nieporozumieniu. Piechota wprawdzie przeprawiła się przez rzekę, lecz nie doszła do betonowych schronów bojowych nadbrzeżnej linii umocnień Polaków.
O męstwie Polaków, Guderian pisze także pośrednio, kiedy ubolewa nad wysokimi stratami niemieckimi, w tym z powodu śmierci wielu znanych oficerów Wehrmachtu, którzy musieli narażać się bardziej, niż to się normalnie dzieje, po to, by osobistym przykładem zagrzewać do walki żołnierzy zaskoczonych nieoczekiwanym oporem nieprzyjaciela. Jeżeli zważyć, że wyżsi oficerowie, wychowani w duchu lekceważenia, pogardy dla Polaków, siłą rzeczy nie byli zbyt skorzy do szafowania pochwałami, to zdanie marszałka polnego Fritza Ericha von Mansteina: „Z takim męstwem jak u Polaków nie spotkałem się” ma jednoznaczną wymowę.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Podróże do ZSRR

Następny

Księga wyjścia (29)

Zostaw komentarz