⛅ Ładowanie pogody...

Zwycięski opór

Kiedy Marywilska spłonęła, kupcy przenieśli się na Modlińską. Podpisali umowy ze Zbigniewem Boguszem, który twierdził, że jest właścicielem hali. Ale nie był. On tylko dzierżawił obiekt od firmy Embud 2. Kiedy zażądał 20-procentowej podwyżki czynszu, odmówili. Nie byli w stanie więcej płacić, bo ponieśli olbrzymie straty w pożarze.

Wtedy Bogusz sprowadził gangsterów. Byli to obywatele Federacji Rosyjskiej. Mieli za zadanie bezprawnie usunąć kupców, polskich i wietnamskich, z targowiska.

Przez kilka miesięcy, pod okiem policji z warszawskiej Białołęki, niszczyli dobytek, barykadowali wejścia, bili i gazowali kupców. Miała to być dzika eksmisja, bo jej podstawą nie była żadna decyzja sądu.

Między funkcjonariuszami policji a uzbrojonymi w pałki, łańcuchy, rozpylacze bardzo silnego gazu, a jak się później okazało, także broń palną bandytami, a policjantami powstał rodzaj symbiozy.

Przemówiłem więc do funkcjonariuszy, zaapelowałem do ich honoru, bo swoim zachowaniem, moim zdaniem, hańbili mundur. Dowódca tłumaczył się, że policja pełni rolę rozjemczą, oddzielając dwie zwaśnione strony. Usiłowano nam wmówić, że między bijącymi a bitymi jest jakaś symetria. I funkcjonariusze wciąż nie reagowali, jak na ich oczach obywatele Federacji Rosyjskiej popełniali przestępstwa przeciwko mieniu i zdrowiu.

Kupcy mówią, że Zbigniew Bogusz zwrócił się do pewnej międzynarodowej instytucji finansowej o pożyczkę w kwocie 132 milionów pod zastaw majątku kupców – straganów i towaru. Ale finansiści zorientowali się, że gość kłamie, i mu odmówili. Skądinąd wiadomo, że typ jest poważnie zadłużony i próbuje się odkuć kosztem kupców.

Oni zaś ramię w ramię walczyli miesiącami o swoje. Polacy wraz z wietnamskimi kolegami pełnili dyżury i, mimo ciągłych prób zastraszenia, mimo bicia i używania wobec nich gazu, trwali przy swoim dobytku, na swoim miejscu pracy.

Gdy przybyliśmy na miejsce, Sebastian Bogusz, syn Zbigniewa, wziął mnie na stronę, przekonując, że należymy do jednego kręgu towarzyskiego, a ci kupcy to jakaś „hołota”.

Na czele kupieckiego oporu stoi Wietnamczyk Tomek, czyli Phan Chau Thanh. Poproszono go o zaangażowanie w konflikt, co było tym bardziej naturalne, że stoisko na targowisku prowadził także jego brat.

To on pisał petycje, doniesienia o przestępstwie, dyżurował z innymi nocami na targowisku, wreszcie wspomagał kupców finansowo.

Ostatecznie niezawisły sąd wydał postanowienie o przywróceniu kupcom bezprawnie odebranego posiadania. W najbliższych dniach pojawi się komornik w asyście policji, wygoni z hali bandytów i wprowadzi kupców, co pozwoli im wznowić handel.

Dowodem przełomu było wreszcie aresztowanie jednego ze zbirów, u którego znaleziono broń i narkotyki.

Piotr Ikonowicz

Poprzedni

Negocjacje USA–Iran: Waszyngton i Teheran „zbliżają się” do nowego porozumienia nuklearnego

Następny

Walka o asystencję osobistą wciąż trwa