7 listopada 2024

loader

Życie i cała reszta

Wgapiam się w ostrą, starą twarz Jodie Foster, grającej w IV sezonie „Detektywa” tak męczącą kobietę, że aż zapiera mi dech w piersiach – ze znużenia. Zepsuta kanapka, zawilgłe pranie, rozciągnięta bluza? Serio? Dwadzieścia lat temu uczono mnie – po amerykańsku – że jeśli w pierwszych dziesięciu minutach filmu pokaże się główną bohaterkę jako marudę, no to brawo… Brawo – bo i widza i postać masz straconą. Zresztą wtedy filmowej kobiecie miało być bliżej do cyrkowego pudla niż do człowieka. Film, serial, a życie – to były światy równoległe. Czy wciąż są?

Aktualnie do tzw. oglądania marzy mi się bajka, jeśli nie o tresowanym psie, to o laluni, która ukuła się igłą z kołowrotka i udała na długie luli lula. Dlaczego więc będę oglądać dalej „Detektywa”? Bo to będzie właśnie „dalej”, a ja już zaczęłam. Cóż za ludzki argument! Bo „Detektyw”, bo w końcu już IV sezon, bo muszę przekonać się jaki ze mnie wciąż dziaders i jakim dziadersem pozostanę pomimo obejrzenia kreacji straszliwej Danvers – która mi pogrozi palcem, po tym jak sama sobie owym palcem wykłuje oczy. „Tak, jestem jedną z tych osób, które kochają mroczne filmy, nic na to nie poradzę. Uwielbiam zanurzać się w głębokie, istotne tematy. Im jest się starszym, tym więcej ma się doświadczenia, także doświadczenia żałoby.” – Nawija Foster, a ja jej kibicuję, choć w wielu miejscach ona kłamie. Promocyjne kłamstwo w promocji. „Wiedziałam, że od sześćdziesiątki zacznę grać najciekawsze postaci. No i nie ma już wtedy presji. Możesz nareszcie otwarcie powiedzieć: to już nie jest mój czas, ja swój czas już miałam”. – Ględzi aktorka, która była typowana do zagranie księżniczki Lei w „Gwiezdnych wojnach”, ale ową pracę zablokował jej inny kontrakt. 

Ja po pilocie „Detektywa – Kraina nocy”, w dalszych częściach nie oczekują już żadnego Chewbacca, za to liczę na oślepione białe niedźwiedzie, dołeczki w policzkach Evangeliny Navarro – takie przekłute. Inaczej być może dostanę tylko romantyzm/intelekt walmartu, a nie daj Bóg i jeszcze rodem z walmartu rewolucję. Też w promocyjnej cenie. 

„Dawno, dawno temu w odległej galaktyce…”. W świecie rzeczywistym nie ma przeklętych kołowrotków, są za to leki nasenne. Rycerzy nawykłych do cmokania spoconych Śpioszek, parawanu z kłujących róż i złych wróżek też brak. Za to istnieje franczyza filmowa oraz potrzeba wiary w duchy dwunożne oraz czterołape. Tak, nasz świat składa się głównie z Braku i bardzo mnie to cieszy. Bo to nie jest zła wiadomość. W ogóle nie jest równoznaczna z taką, że świat jest miejscem wybrakowanym, a my jesteśmy wybrakowanymi istotami. Ale takim właśnie papu karmiono nas przez ostatnie lata. Obudziliśmy się w koszmarnym śnie, a dalej – trwaliśmy w nim nieomal dekadę… Wokół świat wariował na swój własny sposób, ale tego jeszcze nie załapaliśmy. To jeszcze przed nami. Dlatego próbuję spełnić swoje marzenie – czy mogę się wreszcie spokojnie wyspać? Leki nasenne testuje się w tzw. Dzień Polarny. Antydepresanty – Polarną Nocą.

Życie ludzkie jest absurdalne. W najlepszym razie jesteśmy (jak i wszystkie inne istoty ożywione) tylko małymi śrubkami, pomocnymi narzędziami do budowania Wrzasku w tym jakże cichym Kosmosie… Napisałam: wrzask? Możecie wrzask wymienić na płacz, albo i na śmiech. Mnie to nie obejdzie, Kosmosu tym bardziej, ale dla Was to może być istotna deklaracja. Można być fanem serialu. Można być fanem życia. Fanem jednego i drugiego – po trochu. 

Izabela Szolc

Poprzedni

Droga Pani z telewizji. I radia

Następny

Rzecz się dzieje w Polsce, czyli w teatrze