Miliony Chińczyków nigdy nie słyszały o naszej Polsce. Te miliony, które już coś usłyszały, zwykle znają trójkę najsławniejszych tam Polaków: kompozytora Fryderyka Szopena, uczoną Marię Curie – Skłodowską i astronoma Mikołaja Kopernika, który spłonął na stosie.
Kiedy próbuję prostować, że Kopernik, rzeczywiście Polak z krwi i kości, na stosie nie spłonął, zwykle widzę chińskie zdumienie. Jak to nie spłonął, skoro my wiemy, że spłonął. Czy jestem pewien, że Kopernik naprawdę nie spłonął? Dlaczego on nie spłonął, skoro był twórcą przełomowego, obalającego stary porządek, systemu?
Czasem wyczuwam rozczarowanie, że człowiek, tak sławny na całym świecie jak wybitny Polak – Kopernik, nie spłonął na stosie, tylko banalnie umarł sobie w ciepłym łóżku.
Zresztą po setnej próbie prostowania chińskiego finału życia Kopernika, postanowiłem dać sobie spokój. Co z tego, że ja tutaj pięciu Chińczykom wyjaśnię, że Kopernik nie spłonął, skoro w tym czasie tam kolejny milion Chińczyków usłyszy, że źli ludzie dobrego Polaka spalili. Życia nie starczy mi na prostowanie.
A zresztą czy warto to prostować?
Czy Chińczycy w sumie nie mają racji wysyłając Kopernika na stos? Przecież tak skończył Giordano Bruno. Skończył za propagowanie różnych zakazanych przez opresyjny kościół katolicki teorii, w tym poglądów Mikołaja Kopernika. Tak też mógł skończyć Galileusz, gdyby się, przed kościelnymi oprawcami, taktycznie prawdy nie wyparł.
Niezłomny, bezkompromisowy Bruno swą męczeńską śmiercią teorię Kopernika rozsławił. Zwłaszcza, kiedy już przestała być zakazana. Ale Galileusz, pozyskanego swym ustępstwem, życia też nie zmarnował. On teorie Kopernika wzbogacił i potajemnie, wśród elit, propagował ją.
Kopernik spalony na stosie w zbiorowej pamięci Chińczyków, jest użytecznym skrótem części europejskiej historii astronomii na użytek innej, światowej cywilizacji. Zamiast zachowywać w zbiorowej pamięci cały poczet wspierających teorię Kopernika uczonych, stworzono z nich jedną, syntetyczną postać. Wybitnego, innowacyjnego uczonego i dodatkowo ofiary sił wstecznych. Stworzono być może przez ignorancję, ale w sumie racjonalnie. Przecież na tym świecie zwykle za nonkonformistyczne poglądy, za chwalone potem przełomy cywilizacyjne, wcześniej ich twórcy musieli swoje odcierpieć.
W obecnej Polsce minął nam siódmy miesiąc rewolucji ”Dobrej Zmiany”. Rewolucji też kulturalnej. Już po pół roku jej obowiązywania, widzimy jak ważna dla dnia codziennego w Polsce jest „polityka historyczna”. Jak naiwne były, uproszczone zresztą, bezmyślnie powtarzane tezy o „końcu historii”. No i jak wielkim lenistwem intelektualnym było porzucenie polityki historycznej przez liderów SLD. Jak jeszcze głupszym działaniem było redukowanie polityki historycznej do infantylnego „czekoladowego orła” przez liderów Platformy Obywatelskiej.
Głupim, choć może i cwanym. Bo im bardziej jest nadmuchany, niczym „Miś” z filmu Barei, ów czekoladowy orzeł, tym więcej gęb nakarmić nim można.
Liderzy „Prawa i Sprawiedliwości” sprawnie rozpoznali potrzeby obywateli III Rzeczpospolitej. Potrzeby materialne i deficyt społecznej godności. Pragnienie posiadania dumy narodowej. Potrzeby kreowania nowych „misiów”, ale na poważnie. Misiów kapliczkowych. Własnych, nowych męczenników i kandydatów na przyszłych świętych.
Twórcy III Rzeczpospolitej nie zadbali o stworzenie jej „mitu założycielskiego”. Bo po kompromisie „Okrągłego Stołu”, drogi polityczne twórców tego niesamowitego w polskiej historii wydarzenia, rozeszły się. I zamiast stworzyć wspólny fundament nowej formy ustrojowej, dawni rycerze jednej strony stołu zaczęli zwalczać innych.
Twórcy IV Rzeczpospolitej nie ustają w uprawie swojej polityki historycznej. Wiedzą bowiem, że nie ważne jest jak było naprawdę. Ważne jest jak przeszłość zostanie napisana. Jak wryje się w pamięć, zwłaszcza tego „ciemnego ludu”. Ludu głosującego.
Ludu wybierającego swych reprezentantów politycznych nie tylko wedle ich wizji przyszłości. Także wedle prezentowanej przez nich wizji przeszłości. W Polsce nadal przeszłość, czasem irracjonalnie, silnie decyduje o współczesnych wyborach i działaniach politycznych. Przeszłość dalej ustawia nasze współczesne debaty. Zobaczymy to już niebawem – podczas sejmowych dyskusji o ukraińskim ludobójstwie na Wołyniu w 1943 roku. I próbach polsko-ukraińskiego pojednania.
Rządzący teraz Polską Prezes Wszystkich Prezesów Jarosław Kaczyński wyraził swą tęsknotę za wielkim i „hollywoodzkim” filmem pokazującym światu wielki wkład wielkiej polskiej cywilizacji w cywilizację światową. Filmem „prawdziwym” i jednocześnie oglądanym na całym świecie.
Rzecz jasna usłużni twórcy, patriotyczni też, zaczęli prześcigać się pomysłach na taki film. Będąc także scenarzystą filmowym podsuwam Prezesowi Wszystkich Polaków swój pomysł.
Nakręćmy film o wielkim, światowej rangi uczonym Mikołaju Koperniku. Film po raz kolejny odrzucający niemieckie zapędy do aneksji tego wielkiego Polaka. Ale też, w ramach aktualnego polsko – chińskiego ”pogłębionego partnerstwa strategicznego”, film z chińskim finałem. Z Kopernikiem spalonym na stosie.
Wiem, że na to nie zgodzą się polscy biskupi kościoła rzymsko-katolickiego. Ale, gdyby tego Kopernika spalili uchodźcy islamscy?
Taki film spodobałby się i w Polsce i w Chinach i w Hollywood też.