Izabela szolc 16×9
Ponoć w kontenerach PCK można zapatrzeć się w buty marki Ermenegildo Zegna. Serio? Moim zdaniem w PCK-owskich kontenerach nie mógłby się ubrać i Gandhi. Wiem, o czym mówię, bo na łódzkich Bałutach stało kilka takich i prawie zawsze były rozjebane – z ciuchowo-obuwniczymi trzewiami wywalonymi na wierzch. Teraz ich miejsca zajęły paczkomaty, bo ludek bałucki, uznał, że w tej dzielnicy właśnie paczkomaty są najbardziej potrzebne. Pozostać socjalistą na Bałutach – to wymaga silnej wiary.
Nie wolno nam zapominać, że buty to czasem tylko buty. Ale najwyraźniej nie pod naszą szerokością geograficzną. W sumie to mnie nie dziwi – przed wojną większość Polaków ganiała na bosaka. Buty miało się do kościoła. Lazło się do świątyni, świecąc gołymi podeszwami stóp, butki zakładając przed samym budynkiem sakralnym. To na wsi. W mieście część dzieci biedoty nie chodziła do szkoły powszechnej, albo chodziła „systemem rotacyjnym”, bo rodzina dysponowała jedną parą butów dla całej dzieciarni – raz do klasy chodził Jaś, a innym razem Tereska, a dalej Kazio… Kazio podwijał palce w za ciasnych butach, Jasiowi za duże butki kłapały. Czy to na wsi, czy to w mieście jak ojciec albo matka wyciągnęli kopyta, to chowało ich się w tak zwanych trumniakach – butach bez pięty i z tektury.
W 1946 roku nastąpiła – w skali bez precedensu – emigracja ludzi ze wsi do miast. Zostali tam przez komuchów obuci. Ba, dostali robotę i wykształcenie. Tak w mieście, jak i na wsi nie trzeba było już się podpisywać krzyżykiem. Wkrótce można było pisać i przy świetle, bo ruszyła elektryfikacja wsi. Bezpłatna oświata, bezpłatna służba zdrowia, powszechny system emerytalny. Bardzo pięknie naród polski komuchom za to odpłacił po roku 1989… Fakt, apetyt potrafi rosnąć w miarę jedzenia. Polak podobny jest do sióstr Kopciuszka, palce sobie upierdoli, aby tylko zdobyć Księcia.
Kiedy byłam małym dzieckiem, do szczęścia brakowało mi tylko kucyka. A rodzice opowiadali, że o wartości człowieka nie świadczą posiadane pieniądze, tylko to, co człowiek sobą reprezentuje od strony etycznej i intelektualnej. Zdaje się, że pierdolili jak potłuczeni… Ja się potłukłam nie raz, nie dwa, ale ze mnie jest wańka-wstańka. Odkryłam, że kiedy ma się hajs z przyrodzenia, luksusowe buty to norma. Kiedy hajs się odzyskuje, to cudne butki dają głęboką fizyczną przyjemność, której nie zapewni żadna palcówka. Gdy jest się biednym, ta sama para butów staje się produktem wielosezonowym. Jak wieśniak polski przed wojną dymał na bosaka od wiosennych roztopów, po pierwszy zimowy lód, tak ja latem czy zimą zapierdalam w tych samych butach. Czekam, aż moi sąsiedzi z Bałut, wrócą do wypartych wspomnień i przypomną sobie, dzięki jakiej filozofii polityczno-moralnej mają emeryturę, a ich wnuki – magistra. Dzięki komu mogą sobie pozwolić na „wielkopańskie” fochy oraz sprawdzić w Internecie, kim zacz był ten Zegna – bez zbytniego sylabizowania. A dla wciąż mniej rozgarniętym napiszę, że to nie był felieton o butach… Wcale, a wcale.