8 listopada 2024

loader

Chata bogata lotniskami

Okęcie, Baranów, Modlin, Radom… od tego wyboru zwykłemu zjadaczowi chleba aż kręci się w głowie.

Wydawałoby się, że problem ruchu lotniczego w Polsce został już rozwiązany: rozbudowano Okęcie, oddano pasażerom do użytki Modlin, z pompą powitano lotnisko w Radomiu. Na Mazowszu naprawdę, wbrew przemawiającej przez rządzących megalomanii, więcej nie potrzeba.

Wystarczy!

Warszawskie Okęcie jest lotniskiem względnie nowoczesnym, w razie potrzeby można je jeszcze awaryjnie rozbudować i zmodyfikować w niewielkim wymiarze. Posiada rezerwę obsługową. Radom jeszcze nie miał okazji pokazać, jak działa. Modlin zaś działa pięknie i w dodatku ma opcję dalszego niskokosztowego rozwoju. Przerzucenie do tych dwóch ostatnich lotnisk rejsów tanich linii oraz cargo, da Chopinowi chwilę wytchnienia i realnie go odciąży.
W Warszawie mógłby pozostać ruch drogi, pełnopłatny, na prowincji zaś z powodzeniem funkcjonowałby ten tani i masowy, w tanich instalacjach.
To jeden z pomysłów na to, by wszystkie te porty zaczęły wreszcie na siebie zarabiać i zwrócić w szybkim tempie zainwestowane nakłady. A nawet gdyby Okęcie i tak nieuchronnie zbliżyło się do przepustowości ponad 20 milionów pasażerów – wciąż ma bufory rozwojowe na północy i południu. Radom, jako upadłe dawne miasto przemysłowe – w tej chwili potrzebuje miejsc pracy. Ma też potencjał ludnościowo-aglomeracyjny, aby generować na lotnisku przepływ pasażerów z całego Mazowsza.

Za dużo szczęścia

Dopiero kiedy te wszystkie trzy porty lotnicze „nasycą się” podróżnymi – można myśleć o budowie czegokolwiek większego. Tymczasem do Modlina nawet jeszcze nie dociągnięto paru kilometrów torów kolejowych, a nasi politycy już zaczęli obrzucać się wzajemnie piaskiem z piaskownicy, w której siedzą. Koszt torów w porównaniu z budową portu jest śmiesznie niski, ale jego brak – stanowi już poważne utrudnienie dla prawidłowego funkcjonowania lotniska i przepływu podróżnych. Tymczasem ta kwestia urosła do rangi politycznego sporu ogromnego kalibru. A rząd zamiast wyłożyć kasę na kolej, postanowił wydać nieporównywalnie większą kwotę na budowę nowego lotniska – w Baranowie. I nie żałuje na to kilkudziesięciu miliardów złotych.

Jak to robią w Europie

A prawda jest taka, że potencjał trzech już istniejących mazowieckich portów jest olbrzymi – ba!
Samo Okęcie nie wykorzystuje jeszcze ukrytych rezerw. Na Majorce jest tak że gdy jeden samolot ląduje, to równocześnie 3-4 wiszą na prostej do lądowania. Od 20 lat w podobny sposób działają największe lotniska Francji, Wielkiej Brytanii czy Niemiec.
Problem hałasu na Okęciu też już powoli odchodzi w niepamięć. Tak naprawdę tylko radzieckie samoloty naprawdę głośno wyły. Te starsze, hałaśliwe modele już prawie nie są wpuszczane na wielkie lotniska.

Piramidy PiS

Plany budowy nowego lotniska w Baranowie budzą skojarzenia ze starożytnym Egiptem. Nowy port to budowanie za nasze podatki nowoczesnych piramid. Oczywiście, mechanizm tych „inwestycji” od wieków się nie zmienił: za błędy królów zawsze płacą poddani. Ale ja poddanym być nie mam zamiaru, nie życzę sobie, aby PiS budował sobie wielki grobowiec moim kosztem. Ramzesa pochowano po królewsku, ale w pobliżu piramid archeolodzy ciągle odkopują stare cmentarze z połamanymi w wyniku wypadków kośćmi robotników – budowniczych grobowców faraonów. Na szczęście w przypadku Baranowa będą to co najwyżej składowiska popsutych koparek – ale i tak motywacje są podobne: o budowie portu decyduje wyłącznie potrzeba dumy i chwały.

Mam propozycję:

tak jak przed wojną Liga Morska zorganizowała subskrypcje na zakup Daru Pomorza, tak członkowie PiS i ich akolici powinni zrobić zbiórkę na prestiżowy CPK – Baranów. Tylko gwoli przestrogi pragnę przypomnieć:
2 lata temu sprzedano w Hiszpanii nowe nieużywane lotnisko – alternatywę dla madryckiego giganta Barajas. Cena sprzedaży: 10000 Eur, koszt – ok. miliarda. W Berlinie budowa megalotniska Schonefeld opóźnia się 10 lat. Pierwotne koszty zdążyły już wzrosnąć o setki procent.
Polska jest potężnie zadłużona, a jej model rozwoju jako żywo przypomina Grecję. Koniec subwencji z Unii będzie oznaczać wahnięcie w dół. Niech nas nie zwiodą raporty firm konsultingowych. Zawsze dojdą do wniosku „budować!” – jeżeli wyczują, że życzy sobie tego klient. Jak mawiał Jan Sztaudynger: „Można i chwalić głosy baranie, jeżeli się wełny dostanie”.

Maciej Prandota

Poprzedni

Głos prawicy

Następny

Albo społecznie, albo Jaki

Zostaw komentarz